sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział dwunasty


Westchnęłam głośno i zagryzłam wargę przez napływ myśli. Auto ruszyło z szarpnięciem, przez co wszystko we mnie podskoczyło. Och, nieszczęsna choroba lokomocyjna. Noga Justina nerwowo podskakiwała, doprowadzając mnie do prawdziwego szaleństwa. Jego wzrok jest zupełnie pusty, a nawet zimny. Jęknęłam niezadowolona z napiętej atmosfery tworzącej się w aucie.
- Czy daleko jeszcze?- zapytałam, odrywając załzawione oczy od szyby. Jestem zmęczona tym wszystkim. Chcę płakać, krzyczeć, rozwalać wszystko co natknę na swojej drodze. Boję się. Bardzo się boję. Strach przenika przez każdy centymetr mojego ciała, przez każdą tkankę mojej skóry, kości i mięśnie... Aż w końcu dociera do moich żył i wsiąka w nie, krążąc po moim całym organizmie.
- Kilka minut- stwierdził łagodnym głosem, kładąc rękę na moim kolanie. Czy Justin byłby w stanie skrzywdzić mnie tak jak mój ojciec? Cofnęłam nogę, sprawiając, że ręka Justina opadła na obicie fotela. Zmarszczył brwi. Chyba w tym momencie zachowuję się dziwnie. Trochę jak niezdecydowana suka.
- Boisz się mnie?- zdziwił się, skupiając się na drodze.
- Nie... ja- urwałam nie wiedząc co powiedzieć - Ja-ja- zająknęłam się, głośno wzdychając - Ja nie chcę do Ciebie jechać- powiedziałam w końcu. Nie chcę być kłopotem, którym jestem zawsze i wszędzie.
- Mam cię odwieźć do domu?- warknął - Czy chcesz do cholery wrócić do ojca?
Moja warga zadrżała, a ręce momentalnie się spociły. Zdecydowanie nie chce wracać do tego piekła.
- Chcesz?- powtórzył, stopniowo zwalniając auto. Spojrzałam na niego przerażona. Stanął na środku ulicy, powodując, że kilka osób zatrąbiło na nas, krzycząc w naszą stronę różne wielkie słowa, których nie powtórzę. Chłopak oblizał usta, zanim powiedział.
- Wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej, Noe- zerknął na mnie, posyłając mi delikatny uśmiech- Gdybym Cię tam zostawił, przyczyniłbym się do twojego cierpienia - tym razem nic nie odpowiedziała. Wlepiłam oczy w przednią szybę, czując ogromne skrępowanie. Reszta drogi zeszła nam na zupełnej, głuchej ciszy. Kiedy podjechaliśmy pod jego dom, ba! willę, Justin pomógł mi wysiąść ze swojego nowego auta z siedzeniami obitymi czarną skórą. Chłopak pociągnął mnie w stronę drzwi wejściowych. Na samym wejściu do moich nozdrzy wbił się piękny zapach domowych ciasteczek. Och, jak ja kocham ten zapach. Kazał ściągnąć mi buty i zaprosił w głąb swojego salonu. To wygląda jak muzeum, czy pałac. Jego domu jest prawdopodobnie pięć razy większy od tego, w którym mieszkałam dotychczas Rozejrzałam się dookoła, zawieszając wzrok na zdjęciu leżącym na białym stoliku.
- Poczekaj tutaj chwilę- Justin wszedł do jakiegoś pomieszczenia, a ja zostałam sama w salonie. Wolnym krokiem podeszłam do stolika, na którym chwilę wcześniej dostrzegłam zdjęcie, które tak zwróciło moją uwagę. Zdjęcie młodego, może, piętnastoletniego Justina, oprawione w jasno-fioletową ramkę, stało na samym środku nieskazitelnie białego mebla. Wzięłam je do ręki i dokładnie przyjrzałam się jego twarzy. Wyglądała nieco inaczej. Jego szczęka jest teraz bardziej zarysowana, włosy wcześniej opadające na czoło, teraz są postawione do góry na żelu. Kiedy miał słodką, okrągła twarz. Urocze. Jego malinowe usta są równie różowe jak teraz, jego ogromne, czekoladowe oczy również wtedy były przepełnione iskierkami, które widać z kilku metrów. I wiecie co? Nadal ma ten sam uśmiech. Czasem ukazuje tylko górną część zębów i kawałek dziąseł. Jest taki słodki.
Usłyszałam zamykanie się drzwi, więc odłożyłam ramkę i zwróciłam oczy w tamtym kierunku. Justin szedł z niską kobietą, na której twarzy widniał uśmiech, ale można było też wyczytać zmartwienie.
Podeszła do mnie i przytuliła, jak niegdyś moja mama. Przez chwilę się zawahałam, ale oddałam uścisk. Spojrzałam na Justina, który stał, przyglądając się tej scence z delikatnym uśmiechem. Kiedy kobieta oderwała się ode mnie, pociągnęła za rękę do kuchni. Kazała usiąść na krzesełku barowym i wyciągnęłam z szafki apteczkę pierwszej pomocy. Wyjęła z niej chusteczki, które potem przytknęła do mojej rany na ustach. Syknęłam cicho.
- Pozwól, mamo- kobieta odsunęła się, dając miejsce Justinowi, który podszedł do mnie, kontynuując to co zaczęła jego matka. Oczyścił moje rany na ustach i łuku brwiowym, po czym nakleił na nie plaster. Pocałował mnie w kącik ust, i pogłaskał po włosach.
- Justin zaprowadzi Cię do twojego pokoju- ciemnowłosa kobieta uśmiechnęła się i dodała- Jestem Pattie
- Noemi- podałam jej rękę, którą uścisnęła.
- Zostań ile chcesz, kochanie.
Czuję się z tym źle.
- Dziękuje- szepnęłam.
- Nie ma za co, i bardzo mi przykro z powodu ojca.
Spuściłam wzrok i głośno westchnęłam. Nie chce znów zaczynać jego tematu. Justin przerwał ciszę, mówiąc mamie, że zaprowadzi mnie do pokoju. Tak zrobił.
Pomieszczenie, w którym mam zostać jest piękne, słowo daję. Ściany są wyłożone tapetą w kwiatki z pastelowych kolorów. Na podłodze były panele jasnego koloru, a na nich mały dywanik. Pod ścianą stało wielkie dwuosobowe łóżko z jasno-różową pościelą i białymi poduszkami, obok był stolik nocny z małą lampką. Na przeciwko łóżka stała wielka drewniana szafa i biurko. Po prawej stronie od szafy są drzwi, które prowadzą do nowoczesnej łazienki. Muszę jeszcze dodać, że jest tu wielkie okno z cudownym widokiem.
- Tu jest tak pięknie- zakręciłam się, by móc obejrzeć pokój po raz kolejny. Justin zaśmiał się delikatnie i objął mnie ramieniem.
- Witaj w domu, słodka- powiedział, całując mnie w głowę. Gdybyście mogli teraz zobaczyć odcień czerwieni, oblewającej moje policzki.

***

Justin pomógł mi rozpakować moje rzeczy, a Pattie poczęstowała nas ciasteczkami, które sama zrobiła. Teraz siedzimy w pokoju Justina i po prostu rozmawialiśmy. To szalone, że mamy tak wiele tematów do omówienia.
- Nie rozumiem czemu twoja mama tak łatwo się zgodziła.
- Po prostu ma bardzo dobre serce- wzruszył ramionami. Zagryzłam całą dolną wargę. Pattie to bardzo miła kobieta, przypomina mi trochę moją mamę.
Obróciłam się na drugi bok i na chwilę zamknęłam oczy, by za chwilę zerwać się na równe nogi i zacząć panikować. Justin patrzał na mnie całkiem jak na wariatkę.
- Muszę iść do pracy- powiedziałam i zaczęłam obgryzać moje paznokcie - Zapomniałam o tym, cholera.
Justin wstał i ślamazarnym ruchem ubrał bluzę.
- Zawiozę cię.
Boże. Dziękuje Ci za Justina.
Posłałam mu wdzięczne spojrzenie i ruszyłam w stronę mojego... tak! Mojego pokoju. Ubrałam się wygodniej i zbiegłam po schodach. Justin zbiegł ze mną i razem weszliśmy do jego auta. Wiecie, że od domu Justina do mojej pracy jest jakieś dziesięć minut autem, więc mogłam iść na nogach, a i tak bym była na czas. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wyskoczyłam z samochodu i cicho podziękowałam chłopakowi.
- Hej, czekaj. Pójdę z Tobą- usłyszałem głos Justina za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Go biegnącego w moim kierunku. Stanęłam na chwilę, by mógł mnie dogonić - I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Pociągnęłam go za rękę w stronę schodów teatru. Zameldowałam się u szefowej, która ku mojemu zdziwieniu nie pytała się o Justina. Byłam gotowa wymyślić jakąś wymówkę.
Ciekawa kobieta.
Justin bardzo pomógł mi w sprzątaniu. Nie musiał tego robić, ale to miłe.
- Wychodzę, jesteś sama, więc gdy skończysz zamknij wszystko- usłyszałam głos Elen, mojej szefowej. Przytaknęłam jej grzecznie. Kobieta spojrzała na Justina, uśmiechnęła się i po prostu wyszła. Sprzątanie zajęło nam chyba z godzinę. Pracowałabym z pewnością dłużej, ale Justin uratował moje życie, że tak powiem.
Kiedy skończyliśmy, była godzina dwudziesta druga. Pociągnęłam chłopaka w stronę sceny i fortepianu. Usiadłam na krzesełku przy instrumencie, a Justin mi zawtórował. Położył palce i zagrał dobrze mi znaną melodię. To piosenka Britney Spears "Everytime". Położyłam rękę na jego dłoni i wczułam się w ruch palców Justina. Zaśpiewała kilka słów na głos i pocałowałam go w idealnie, różowe usta, o kształcie serca. Czy możliwe jest to, że się w nim zakochałam? Tak szybko?

***

Witajcie kochani.
Wiem, że musieliście się naczekać na rozdział, ale mam te cholerne problemy. Nie wiem czy gdyby nie to, że jestem podjarana wynikiem mojego egzaminu z polskiego (97% na 100% geniusz, haha) i, że Kasia ma dla mnie czas, byłby dziś rozdział. WIĘC OD RAZU DZIĘKUJE KASI.
A na marginesie. Jeśli dobrze pójdzie, to będzie nowy zwiastun zrobiony przez Kasię.
Okay, dziękuje za tyle komentarzy, aż chce się pisać. Magjmak. Mamy dziś umowę. 30 komentarzy i zaczynam pisać nn.
Rozdział z dedykacją dla Kadu <3 do następnego

@GrandMcBer



piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział jedenasty


-Wróciłem- usłyszałam melodyjny głos Justina, odbijający się po sali. Moje usta wygięły się w zdziwieniu.
Schowałam zabłąkany kosmyk włosów za ucho i odwróciłam wzrok. Usłyszałam kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Jego sylwetka stawała się coraz wyraźniejsza. Nerwowo zagryzłam wargę, po czym podwinęłam rękawy. Chciałam go widzieć, ale bałam się. Nie zrozumcie mnie źle, ale serce mówi mi , że chce go obok, że go potrzebuję, natomiast rozum podpowiada zupełnie coś innego. Jakby z dwóch odległych biegunów. Szaleństwo.
-Tęskniłem -szepnął w moje ucho, na co zadrżałam. Przełknęłam głośno ślinę i zaczerpnęłam powietrza. Złapał mnie za nadgarstek, na co syknęłam z bólu. Nie jestem z kamienia. Chłopak to zignorował i powiedział:
-To było głupie nieporozumienie.
Przeczesałam ręką moje włosy. Moje ciało zachowuje się dziwnie, poci się, drży, gdy Justin jest blisko. Czy to źle?
-Ty nie potrzebnie się zdenerwowałaś. księżniczko.
Czy to dziwne, że mam w tym momencie motyle w brzuchu, które wirują w środku mnie, obijając się o każdy napotkany organ wewnętrzny?
-Przecież obiecałem, Noemi. Nikomu nie powiedziałbym nawet najmniejszego i najśmieszniejszego sekretu. Sekret, to sekret, prawda? - przejechał dłonią po moim policzku. Nie umiem oderwać od niego oczu.
-To była moja stara koleżanka, Cait. To siostra mojego przyjaciela. Wszyscy znamy się jeszcze z dzieciństwa. - wzruszył ramionami. -Powiedziałem jej tylko, że kolejka zatrzymała się bardzo wysoko. Potem zapytała się jeszcze o twoje imię i tyle -skończył swój monolog i przyciągnął mój nadgarstek do swoich ust, by pocałować mnie w rękę. Zatrzymał się i z niedowierzaniem wpatrywał się w konkretny punkt na mojej ręce. Powędrowałam wzrokiem w miejsce na które patrzał i zastygałam w jednej pozycji. Nie potrafiłam się ruszyć nawet o centymetr.
Cholera.
-Co to za gówno? -krzyknął.
Nic nie odpowiedziałam. Właściwie nie miałam co, bo gdybym powiedziała coś źle, mogłabym go bardziej rozzłościć, co mijałoby się z celem. Spuściłam wzrok, zaczęłam wpatrywać się w parkiet, który dziwnym trafem w tym momencie wydawał się bardzo interesujący.
- Pytałem się o coś- wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół.
W odpowiedzi dostał głuchą ciszę, która nas otaczała. Mnie- wystraszoną i trzęsącą się i go- diabelnie zdenerwowanego.
Chciałam powiedzieć mu "Hej! To nic takiego. Nie przejmuj się mną". Ale chyba bym skłamała.
Jedyne co z siebie wydałam to dziwny bełkot, którego nawet ja nie potrafiłam rozszyfrować. Justin zaśmiał się sztucznie i zaczął się wycofywać. - Zabrakło ci języka w ustach?
Czy właśnie tracę coś niezwykle cennego? Po raz kolejny..?
Mentalnie kopnęłam się w brzuch. Przygryzłam skórę wyścielającą wnętrze moich ust, to chyba brzydki nawyk.
-Jesteś tchórzem, mogłaś poradzić sobie w inny sposób- krzyknął, wycofując się - Zastanów się sama nad sobą, Noemi. Jak coś to pisz.
 Właśnie doszło do mnie, że uzależniłam się od czegoś co jest złe. Czy teraz i ja jestem zła?
***
-Zostaw mnie, błagam.
-Zamknij się mała suko- wydarł się na mnie człowiek, który właśnie siedział na mnie i katował za to, że nie dostał całej wypłaty. Po raz kolejny uderzył mnie, tym razem w kość obojczykową. Kolejny cios zadał w brzuch i szczękę, sprawiając ,że wszystko się we mnie poprzewracało. Czuję się jak śmieć.
Przejechałam językiem po ustach i poczułam charakterystyczny metaliczny posmak. Zdecydowanie krwawię.
Dotknęłam koniuszkiem palca mojej dolnej wargi, sprawiając, że została na nim krew. Ojciec zaśmiał się, widząc stróżkę czerwonej cieczy, spływającej na moją idealnie białą pościel. Nie dziwcie się, że krwawię. Mój ojciec to rosły mężczyzna o wielkiej sile. Będąc w wieku trzydziestu lat był początkującym bokserem. Uczył się różnych sztuk walki. Będąc małą dziewczynką i widząc ojca w telewizji, zwinnie radzącego sobie z o wiele większymi przeciwnikami -chciałam nauczyć się tego co on. Nie wiedziałam ,że sprawy potoczą się tak, a nie inaczej. Teraz swoje umiejętności obraca przeciwko mnie. Pochylił się nade mną i podciągnął moją bluzkę. Po całym moim ciele przeszły ciarki, spowodowane obrzydzeniem do jego osoby. W tym momencie czuję się, jakby ktoś wbijał igły w różne części mojego ciała.  Jego ręka powędrowała w stronę zapięcia mojego jasno-różowego stanika. Odpiął go i rzucił za siebie. Pozbył się również dolnej części mojej bielizny, sprawiając, że leżałam teraz pod nim taka bezbronna. Kiedy to piekło się skończy? Przechyliłam głowę na bok, w rezultacie czego moją twarz zakryły włosy. Nie chciałam patrzeć na niego i na to co za chwilę ma się stać. Zakryłam dłońmi moje piersi i wylałam kolejny litr wody z mojego organizmu. Jeśli tak dalej pójdzie to zupełnie się wysuszę. Nie potrafiłam stłumić w sobie tych emocji. Zaczęłam krzyczeć, płakać i uderzać w jego owłosioną klatkę piersiową. Z każdą sekundą czuję się coraz gorzej, niczym wrak człowieka. Czy jak Titanic schodzę na dno? Boże, on nie ma w sobie nawet krzty człowieczeństwa a co dopiero uczuć.
Przejechał dłonią po moim nagim udzie i krzyknął, że mam się na niego patrzeć. Z niechęcią wykonałam rozkaz. Jego ręka przejechała po moich pachwinach, czyli blisko mojego miejsca intymnego. Śniadanie, które jadłam na mieście chciało wydostać się z mojego ciała i wędrowało w górę mojego przełyku.
Nagle na dole rozległ się huk, roznosząc się po całym domu. Twarz ojca stała się jeszcze bardziej gniewna. Zszedł ze mnie, ubrał się i wyszedł w mojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Dosłownie zsunęłam się z mojego łóżka  i ubrałam majtki oraz spodnie, które zabrałam z każdego kąta mojego pokoju.
Do pokoju przez okno wszedł zmachany Justin. Gdy zobaczył moje poobijane ciało, podbiegł do mnie i wziął w swoje ramiona.
-Zabieram cię stąd- oznajmił, podając mi bluzkę.
W tym momencie nie zwracałam uwagi na to ,że siedziałam przed nim tylko w samych spodniach. Nie obchodziło mnie ,że widział moje piersi. Jedyne czego chciałam, to skończyć z samą sobą. Ubrałam bluzkę, nie dbając o założenie stanika  i przetarłam twarz dłońmi.
-Gdzie mój ojciec?- zapytałam- Co zrobiłeś?- zadałam kolejne pytanie, nim odpowiedział na pierwsze.
-Shh, kochanie- przyciągnął mnie bliżej siebie i położył brodę na czubku mojej głowy -Rzuciłem kamieniem w okno
Moje zdarte od krzyków gardło wydało z siebie cichy śmiech, powodując, że Justin uśmiechnął się blado.

Jego dotyk powinien mnie brzydzić, prawda? Czy to złe, jeśli tak nie jest? Czy to złe, że jego dotyk działa kojąco na mój ból? 
Wstałam i potykając się o własne nogi, podeszłam do mojego stolika. 
- C-co my- zająknęłam się, upadając na kolana i schowałam twarz w dłoniach. Chłopak podbiegł do mnie i pomógł mi wstać. 
- Noe, nie mamy czasu. 
- Ale Justin- wyszlochałam w jego szyję- Co my chcemy zrobić?
- Zabieram cię do swojego domu- wytłumaczył mi. Moje usta rozchyliły się, a moje oczy patrzyły na niego w przerażeniu. Wplotłam dłonie w moje własne włosy i otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku aż do brody. Chłopak widocznie to zauważył, bo przytulił moje ciało do siebie. Gdybyście mogli zajrzeć do mojego środka, zobaczylibyście nic innego jak mnie samą rozkruszoną na miliony drobniutkich kawałeczków. 
- Boję się- wyszeptałam
- Hej, spokojnie- zostawił mnie, lub to co ze mnie pozostało i podszedł do mojej szafy i wyciągnął z niej jakąś pogniecioną torbę do, której wrzucił pierwsze lepsze ciuchy. Podał mi moją fioletową bluzę, po czym zapiął torbę. Przerzucił sobie ją przez ramię skierował się ku mnie. Jedynie co zdołałam złapać przed wyjściem z pokoju to mój telefon. Zerknęłam na mój zegarek, który wskazywał jedenastą. Najlepsze jest to, że za kilka godzin muszę iść do pracy, a jak na razie moje życie wygląda jak kiepski film kryminalny. Właśnie uciekam od ojca-potwora, który może nas zabić za próbę ucieczki. Justin pociągnął mnie po schodach prosto do drzwi wejściowych. W pośpiechu ubrałam buty i zostałam wyciągnięta z domu siłą. Rzecz jasna przez Justina, który najprawdopodobniej bał się równie mocno jak ja. Moje ciało robi się sztywne, nie wincie mnie, bo czuję się jakbym uciekała z więzienia. A gdybym została przyłapana, mogłabym zostać skazana nawet na śmierć. Dlaczego to wszystko dzieje się tak szybko? To zbyt pokręcone, tak myślę. Justin otworzył mi drzwi swojego auta i sam usiadł na miejscu kierowcy. Szybko zamknęłam drzwi samochodu. Przyciągnęłam nogi do głowy, czoło oparłam na kolanie i zamknęłam oczy, mając świadomość tego, co za chwilę mogę zobaczyć- sylwetkę mojego ojca. Wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że te czarne myśli odejdą ode mnie jak najdalej, zostawiając na swoim miejscu coś wesołego, pozytywnego. Usłyszałam ciche pomrukiwanie maszyny i ruszyliśmy. Zerknęłam na Justina, który zaciskał ręce na kierownicy. Przechyliłam głowę w stronę okna i przyglądałam się rozmazanym obiektom, które w mgnieniu oka przelatywały przed moimi oczami. Justin jechał jak szalony, nie zwracając uwagi na znaki drogowe czy światła. Ten chłopak zdecydowanie dostanie mandat. 
- Dlaczego przyjechałeś?- w końcu zdecydowałam się na pytanie, które w gruncie rzeczy męczyło mnie od dzisiejszego wejścia Justina do mojego pokoju - Nakrzyczałeś na mnie- stwierdziłam zgodnie z prawdą, patrząc na niego oczyma zranionego dziecka. 
- Cóż... sam nie rozumiem jak zachowałem się dziś w teatrze. Mogłaś mieć problem, może działo ci się coś złego... a ja... - stanął na czerwonym świetle, chyba pierwszy raz dziś. Popatrzał się na mnie ze łzami w oczach, uśmiechając się sztucznie - A ja zachowałem się jak i chuj i to pewne. 
- Masz rację- powiedziałam pewnie, wbijając wzrok w przednią szybę. Oblizałam wargi, przenosząc wzrok na chłopaka. Jego twarz nie wyrażała N I C. Zupełnie nic. Zawsze się uśmiechał. Jego białe zęby i usta wygięte w szerokim uśmiechu, serio podnoszą mnie na duchu. To naprawdę piękny widok. Tymczasem jest smutny. Jego oczy płaczą... ale dlaczego? Jego usta zaciśnięte są w cienką linię, a jego knykcie pobielały.
- Jeśli twój uśmiech daje mi chęci do życia, to czy teraz umieram?- zapytałam cicho, odwracając wzrok. Nie, to wcale nie jest przesłodzone. Mówię to co czuję. Przynajmniej teraz, bo zwykle zachowuje się jak niemowa, gdy mam swoje zdanie. Chłopak posłał mi delikatny uśmiech, który był zdecydowanie sztuczny. 


*** 



Hej kochani! 



Wiem, że mnie na serio długo nie było, ale jak kilka osób wie- mam problemy z komputerem. Dzięki mojej cudownej Kasi (@smileedems) macie rozdział. Pisałam jej rozdział na gg, a ona poprawiała błędy i dodała. Kocham Cię! Ratujesz mój tyłek! Zapraszam was na jej tłumaczenie (KLIK) i opowiadanie (KLIK) Jest świetna! 



Dobra. Wiem, że krótki, ale chyba rozumiecie? 
Woah. Dziękuje za 40 komenatrzy. To takie mjhpunjmagp. Na tyle Was stać! Albo chociaż 30. Liczę na was <3 Bo na serio dopingujecie mnie komentarzami. A 40 komentarzy to marzenie. Dziękuje no <3

Postaramy się z Kasią o kolejny. Ten nie jest idealny, ale pisałam go na telefonie hahaha. Wydaje mi się, że jest rozdziałem przełomowym. Czy Was zawiodłam? Piszcie w komentarzach <3

Kocham Was

@GrandMcBer

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział dziesiąty

Błagałam ojca, płaszczyłam się przed nim i płakałam z całych sił, by mnie zostawił w spokoju i wrócił na dół, ale nie chciał mnie wypościć. Przetarł kciukiem moje miejsce intymne i już miał we mnie wejść czubkiem swojego penisa, gdy do pokoju weszła da sama dziewczyna, z którą siedział na dole.
-Chodź się pobawić ze mną-zapiszczała- a nie zajmujesz się nią- wskazała na mnie.
Czy ona nie ma serca, widząc mnie z nim i nie reagując na to odpowiednio? Ojciec zamachnął się i zostawił czerwony ślad na moim policzku, po czym zszedł ze mnie i wcześniej zakładając swoje ciuchy, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie tam taką półnaga i trzęsącą się.  Uderzyłam głową w poduszkę i zalałam się łzami, powodując, że mój tusz rozmazał sie jeszcze bardziej  i zostawił brudny ślad na mojej jasnobłękitnej poduszce. Zwlekłam się z łóżka i usiadłam na ziemi, uderzając delikatnie głową w ścianę. Cholera, czy zrobiłam coś nie tak, że ciągle mnie karzesz , Boże? Boje się żyć.. boję się.
Teraz zdałam sobie sprawę, że nie jestem bezpieczna, będąc sobą. Jestem uwięziona w pierdolonej patologi. Ojciec mnie boje, molestuje i chce gwałcić.. Jestem chora i lada dzień mogę umrzeć, bo nie mam możliwości przeszczepić serce. A chłopak, który w moich oczach wydawał się być idealny, jednym słowem - perfekcyjny i to pod każdym względem. Chodzi mi zarówno o jego wygląd i charakter. To co sobą reprezentuje. Po prostu. Nie, nie kocham go, ale jestem nim zauroczona. To boli równie dobrze, bo "zauroczenie" to stan przejściowy, bynajmniej w moim wypadku.. Czekajcie. Nie jestem pewna ,czy wiem co to znaczy miłość. Weszłam do łazienki i złapałam pierwszą lepszą maszynkę do golenia, po czym rozwaliłam ją na części pierwsze. Dotknęłam zimnego ostrza, leżącego teraz na moich kolanach. Moje plecy dotknęły ściany, a ciało zadrżało, czując chłód kafelek dostających się do mojego ciała przez jeszcze nagie pośladki. Skrzyżowałam nogi, po czym przyciągnęłam je do brody, sprawiając ,że żyletka upadła na ziemię.
Kopnęłam ją , powodując,że posunęła po ziemi i uderzyła o ścianę. Teraz leży dokładnie po drugiej stronie łazienki. Skuliłam się na ziemi, wpatrując się w lśniący kawałek maszynki. Chciałam wsiąść to do ręki i ulżyć sobie. wiele się naczytałam o samookaleczeniu..  zawsze się tym interesowałam, nigdy nie spróbowałam.
N I G D Y. Teraz czuję ,że chce to zrobić.
     Naciągnęłam sukienkę na kolana  i wytarłam łzę, spływającą po moim juz i tak mokrym policzku. Moja skóra nadal była czerwona i bolała od uderzenia w nią. Odgarnęłam  kosmyk włosów , który opadł na moją twarz i zamknęłam oczy, by pooddychać chwile głębiej niż zwykle. Po prostu czuję chęć rozwalenia czegoś.
Na chwile spuściłam wzrok z ostrego narzędzia, by przenieść go na siniaki na moich rekach i nogach. One mnożą się z dnia na dzień, słowo daję, a ja nie mogę nic  z tym zrobić. Najprawdopodobniej jestem za słaba na stawienie się, nie chodzi o to ,że za bardzo nieśmiała na to.. Po prostu jestem za słaba. Jestem za słaba na wszystko, nawet na życie. Zawsze uparcie starałam się pozbyć bólu, będącego w środku mnie, bólu, który sprawiał w dużej części mój własny ojciec, człowiek , który powinien być dla mnie wzorem do naśladowania. Są przecież sposoby na pozbycie się "tego" gówna z mojego ciała, a ludzie je dobrze znają. JA również, ale dzięki internetowi. Po prostu dużo czytam.  Nidy nie sięgałam po różnego typu używki.. nigdy nie sprawiałam sobie sama bólu, jedynie wyzywałam się na rzeczach materialnych. Czuję ,że dziś coś we mnie pękło . Jakby dzisiejsze zdarzenia przełamały wszystko, a ja zrozumiałam ,że jestem bezużyteczna i beznadziejna. Prawdopodobnie nie mogę nikomu ufać, nawet osobie, którą powoli uważałam za przyjaciela.
Przyjaciela o dziwnym stosunku do mojej osoby, ale to nie ważne. Chcę dziś ze sobą skończyć, bo jaki jest sens mojego istnienia? Jeśli mam być szczera, to ja przestałam go widzieć..
Nie mam pojęcia skąd we mnie taka zmiana, ale tak jest. Nie wiem czy to dobre, nie wiem czy bóg nie odwróci się ode mnie, nie wiem gdzie trafię po śmierci (prawdopodobnie bóg nie da mi szansy na poprawę).
"Czy warto?", odezwał się cichy głos w mojej głowie. "Czy nie lepiej coś z tym zrobić?"
Potrząsałam głową , by uciszyć samą siebie. Oh, to brzmi niedorzecznie. "Może to nie czas na mnie? Może bóg ma dla mnie jakiś plan?"- zapytałam się sama siebie. To skomplikowane.
Nie myśląc dłużej, podeszłam na kolanach po zimnych kafelkach, aż do żyletki leżącej na drugiej stronie łazienki i wzięłam ją do dłoni. Ponownie usiadłam i dokładnie przyjrzałam się swojej twarzy, odbijającej się w gładkiej powierzchni narzędzia i pociągnęłam nim po skórze na moich nogach.  Bolało, ale było do wytrzymania. Kolejne pociągnięcie sprawiło mi mniej bólu, a na dodatek dało dawkę przyjemności. Zagryzłam wargę i odchyliłam głowę do tyłu, by móc w 100 procentach rozkoszować się chwilą. Osoby, które opowiadały o tym w internecie.. miały cholerną rację. Jak szkoda ,że nie spróbowałam tego wcześniej.
                                                                         
~7 dni później~

Właśnie jestem w pracy . Chodzę do niej dzień w dzień i zostaje dłużej z nadzieją ,że Justin się tam zjawi.
Za każdym razem blada rzeczywistość rozwiewa moje nadzieje, pokazując mi głupia prawdę.
Dobra, to mi coś odbiło, wiem ,że naskoczyłam na niego i nie dałam dojść do słowa, ale jestem krucha.. jak już mówiłam- łatwo mnie zranić. Nie umiem panował na swoimi emocjami.
   Wydaje mi się ,że Justin był na serio cenny. Czy świadomość ,tego ,że nie odzywa się do mnie może mnie zabijać od środka? Czy mogłam poczuć coś do chłopaka? Dzięki niemu czułam się taka.. potrzebna. Ale przecież taki chłopak jak on.. nie zainteresuje się na poważnie taką dziewczyną jak ja. Jesteśmy przeciwieństwami. Mam mieszane uczucia co do tego, cholera.
       Chwiejnym krokiem podeszłam do pianina, moje ciało się mści za utratę tak dużej ilości krwi. Cięcie się jest uzależniające, wiesz? Położyłam głowę na klawiszach, powodując ,że zagrał przypadkowe dźwięki.
Uderzyłam dłonią w drewniane "opakowanie" instrumentu i jęknęłam z frustracji.
Podciągnęłam rękawy sweterka, ukazując swoje świeże rany. Wstałam i wzięłam miotłę do reki, po czym rzuciłam ją na widownie. Cholera, to wszystko bardzo boli.
Chodziłam w różnych kierunkach, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Tracę wszystko co ważne w tym pierdolonym życiu. NA dodatek pokłóciłam się z Darcy dzisiejszego poranku, ponieważ zauważyła moje rany na nogach.. Stąd kolejne na nadgarstkach i biodrach.
Boże, nie miej mi tego za złe. Nie chciałeś mi pomóc, jestem dużą dziewczynką.. sama sobie z tym poradziłam. Wzięłam głęboki wdech i upadłam na kolana, wylewając kolejną porcję łez. Czy to nie za dużo jak na jeden dzień ? Nie dbam o swoje "prawidłowe dobro", jeśli wiecie o co mi chodzi.
Wszyscy myślą, że cięcie się jest złe, że to chore, a ja przez ten tydzień poczułam się na serio dobrze dzięki temu. Z powrotem usiadłam na krzesełku, stojącym obok pianina i ze złością wystukiwałam jakiś nie znany mi rytm. Jedyne czego chce to być piękną, lekką i wolną. Chce mieć dla kogo żyć, czy to tak dużo ?
Wiecie ,że wczoraj zaczęłam planować swój własny pogrzeb?Ale to nie ważne, bo na prawdę  to by wyglądało zupełnie inaczej, niż w moich mniemaniach. To byłoby  mniej-więcej tak ,że ojciec wrzuciłby mnie do jakiegoś wora i wyrzucił na jakimś złomowisku, czy coś, albo spaliłby. Nieważne.
Oblizałam usta i zaczęłam płakać . Tak bardzo nie chcę żyć. Tak bardzo nie mam po co. 

Jedyny obraz , który pojawia się w mojej głowie na słowo "śmierć" , to ja.. leząca w trumnie. Blada. Zimna. Bez nikogo, kto stałby obok, opłakując moją śmierć.
"Noemi, masz niską samoocenę. To niezdrowe"- usłyszałam głos w mojej głowie. Przeczesałam dłonią włosy i oparłam czoło na pianinie.

Justin's POV

Wchodząc do wielkiej sali teatru, zauważyłem dziewczynę siedząca przy pianinie. Jej piękne włosy opadały kaskadami na plecy, a sukienka eksponowała jej perfekcyjny biust. Uśmiechnąłem się na sam widok osoby za którą tak bardzo tęskniłem. To może zabrzmieć dziwnie, ale na serio przywiazałęm się do tej dziewczyny w te kilka dni, a rozłąka była dla mnie trudna. Mam nieodpartą chęć troszczenia się o nią.
-Czy ty do cholery kiedyś tu wrócisz?- wykrzyczała, uderzając dłonią w pianino i krzycząc z frustracji. To było urocze.
-Wróciłem- powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, by dziewczyna dała rade usłyszeć mój głos.
Jej oczy się rozszerzyły, a usta zaczęła wyglądać jak literka "o". Rozejrzała się dookoła i kiedy mnie zauważyła, zaczęła płakać. To szalone. Chyba tęskniła.

*

Oficjalnie spierdoliłam sprawę. Rozdział wyszedł żałosny i jakiś depresyjny. Wydaje mi się ,że to wszystko wyszło jakoś chaotycznie. 
Przepraszam... Wyszedł krótki, trudno.
Nie wiem kiedy dodam rozdział, wydaje mi się ,że odchodzicie.. Cóż..Już nawet nie proszę Was o komentarze, bo i tak nie zwrócicie na to uwagi..
Do kiedyś tam :) @GrandMcBer


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział dziewiąty

-Wiem, że jesteś,  Justin, ale bardzo, bardzo, bardzo się boję- powiedziała na jednym wdechu.
-przytul mnie-dodała, robiąc błagalny wzrok.
Zrobiłem to bez jakiegokolwiek gadania. -Justin, coś nawaliło- usłyszałem głos z dołu.
Jak zwykle coś musi się nam spieprzyć. Oh, Boże co ja ci zrobiłem, że tak bardzo mnie nienawidzisz i za wszelka pierdoloną cene chcesz mi uprzykrzyć życie? Przecież w ciebie wierzę, chodzę do kościoła (mama mnie tego uczyła już od małego ).
-Naprawcie to szybko-odkrzyknąłem i przetarłem dłonią twarz. Noemi zadrżała i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy aż w końcu dziewczyna ja przerwała, zadając mi pytanie, które moim zdaniem męczyło ją od jakiegoś  czasu.
-Co robiłeś wtedy w tym teatrze?
-Czasem tam przychodzę.. posiedzieć w ciszy. To takie schronienie od wszystkiego, tak myślę. Czasem warto się oderwać od codzienności- wzruszyłem ramionami i spojrzałem w niewinne oczy Noemi. Uśmiechały się, jeżeli dobrze to ująłem. Przynajmniej ja tak czuję. Prawdziwy uśmiech jest tylko wtedy, gdy oczy uśmiechają się razem z ustami.-nikt cię jeszcze nie przyłapał?-zapytała, mrużąc oczy. Zachichotałem i pokręciłem głową na "nie", sygnalizując jej, że jestem na to zbyt dobry.
-Po prostu przychodzę o późnych godzinach.
-Często zostaję dłużej, dlaczego cię jeszcze nie widziałam?-podrapała się głowie.
-Zwykle jestem później, w tedy przyszedłem jakoś szybciej. Nie wiem czemu. Po prostu tak było.
-Opowiedz mi o swojej rodzinie-poprosiła, bawiąc się swoimi palcami.
Objąłem ją ramieniem i przeciągnąłem się, sprawiając ,że wagonik się zachwiał. Dziewczyna wpadła w panikę. Wbiła paznokcie w moją klatkę piersiową i pisnęła. była przerażona. Czy aż tak boi się wysokości?
-Spokojnie-pogłaskałem ją po policzku- Moja rodzina?-zacząłem -um, jest zwyczajna. Nic ciekawego. Moja mama nazywa się Pattie, jest kochana kobietą. Mój tata-Jeremy nie mieszka ze mną, mieszkam tylko z mamą. Rozwiedli się, gdy byłem jeszcze małym chłopcem.-przyciągnąłem jej drobne ciało bliżej siebie i kontynuowałem. -ale mamy bardzo dobre kontakty. Często spotykamy się razem, z resztą- mieszka kilka domów dalej. Mam dwójkę rodzeństwa- Jazmyn i Jaxon'a. Mój tata ma również nową żonę, jest bardzo miła-Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu i wyraźnie wsłuchiwała sie w moje słowa.
-Czasem tęsknię za nim.. wiesz, jednak potrzebuję czasem kochającego ojca.
-Zazdroszczę ci- usłyszałem jej głos. Słychać ,że płakała, bo pociągała nosem, a jej głos się łamał.
Zdziwiłem się. Dlaczego miałaby mi zazdrościć? Na pewno ma pełną, kochającą się rodzinę. W końcu jest taka poukładana.
        Spojrzałem się na nią zdezorientowany. Czekałem ,aż rozwinie swoją wypowiedz.
-Cóż.. mieszkam tylko z ojcem. Moja mama nie żyje- urwała na chwilę. Wytarła dłonią swój policzek, który był już mokry od łez, płynących z jej pięknych oczu. -Mój tata jest patologiczny- uśmiechnęła się sztucznie, patrząc w moje oczy.
Jeśli mógłbym zabrać ból i wnieść uśmiech na Twoją twarz
Kochanie zrobiłbym to

-W sensie?-zapytałem, nie bardzo chcąc usłyszeć odpowiedź.
-Bije mnie-odpowiedziała i ponownie położyła policzek na moim ramieniu, plamiąc mi przy tym koszulę.
Jeśli mógłbym stworzyć lepszą drogę, żebyś mogła zobaczyć lepszy dzień
Kochanie zrobiłbym to

Skrzywiłem się  na samą myśl o tym ,że ktoś może położyć swoje łapy na tak kruchej dziewczynie i ją po prostu uderzyć. Nie wyobrażam sobie ,żebym mógł uderzyć własną córkę. Jestem chyba zbyt miękki na takie rzeczy.. Bo dając na przykład moją siostrę- to dziecko. Naturalne jest to ,że denerwuje, bo to DZIECKO, ale nigdy nie mógł bym jej uderzyć. Jest zbyt słodka .
-Przykro mi, Noemi. Ja osobiście nie wyobrażam sobie życie bez mojej mamy, nie wiem jak ty dajesz sobie radę.Bardzo mi ją przypominasz, będzie cie kochała. -pocałowałem jej czoło, kciukiem wycierając kolejna łzę. Oddychała ciężko. Podziwiam ją za to ,że jest tak silna, ale słaba za razem.
-Nie pozwolę mu cie krzywdzić. Jakoś ci pomogę-zapewniłem ją, a ona położyła głowę na moich kolanach. Po chwili kolejka ruszyła i zrobiła kilka kółek, po czym  zatrzymała się. Pomogłem Noemi wyjść z i stanąć na ziemi. Miała nogi zupełnie jak z waty. Pociągnąłem ją w stronę butki do robienia zdjęć i usiedliśmy w środku. Dziewczyna od razu zaczęła robić zabawne miny, a ja ja naśladowałem. Na jednym zdjęciu pocałowałem ją w policzek, a ona uśmiechała się delikatnie. Zobaczyłem zdjęcia, które właśnie zrobiliśmy. Były takie idealne, słowo daję. Dziewczyna oblizała spierzchnięte wargi i przytuliła sie do mnie, wtulając policzek w moją pierś. Pogłaskałem ją po jej jedwabiście miękkich włosach, koloru czekolady.. oh, czy ktoś może mi zrobić z nich sweter. Boże, nie słuchajcie mnie. Pierdole rzeczy, które prawdopodobnie nie są normalne.
          -Chcesz zjeść watę?-zapytałem, a dziewczyna podskoczyła i zapiszczała, jak mała dziewczynka.
Odebrałem to jako zgodne "tak" i poszliśmy w stronę waty cukrowej. -Witajcie-przywitała nas kobieta w średnim wieku. -Cześć
Kobieta podała nam dwie duże fioletowe waty, mówiąc przy tym - na kosz firmy.
Zaśmiałem się i razem podziękowaliśmy, niczym jednym głosem. Ukradłem kawałek z jej porcji i wepchnąłem do ust, sprawiając ,że dziewczyna jęknęła z niezadowolenia.
-Masz swoje, Justin- krzyknęła- teraz daj mi twojej- urwała kawałek mojej waty i zjadła ją.
       Kiedy zjedliśmy, zdecydowaliśmy się iść do tunelu miłości. Oh, nigdy nie interesowały mnie tego tupu gówna, ale jeśli ona chce, to czemu nie. Nie powinno być aż tak źle, prawda?
Usiedliśmy jasno różowym wagoniku, ozdobionym rożnych wielkości serduszkach w rożnych odcieniach różu. Pomogłem jej wsiąść do środka, po chwili sam spocząłem obok.
Jak gówniarz udałem, że się rozciągam, by objąć ją ramieniem, na co dziewczyna zaczęła się śmiać. Kocham ją rozśmieszać, kocham ją uśmiechniętą. Złapała mój nadgarstek i przyciągnęła do swojej szyi, po czym pocałowała mnie w knykcie. Łódka ruszyła w głąb ciemności. W środku tunelu było słuchać muzykę graną na pianinie i skrzypcach, która nadawała romantyczną atmosferę. Schyliłem się ku ustom dziewczyny i złożyłem na nich delikatny pocałunek, gładząc jej biodro kciukiem.- Jesteś bardzo piękna- szepnąłem do jej ucha. Dotykając jej gładkiego policzka, mogłem poczuć jak bardzo się rumieni. Jej oczy nawet w ciemnościach wydawały się świecić, niczym latarnia wskazująca drogę.
Wstała i usiadła na moich kolanach i przejechała dłonią po moich włosach, ciągnąc za końcówki. Złapała twarz w dłonie i pocałowała w czoło. To było coś na serio uroczego. chwile potem złożyła mokry pocałunek na moim nosie, a następnie w kąciku ust. W tunelu zaczęły palić się jasne światełka, a Noemi pocałowała mnie w szyję i usiadła na swoim miejscu zawstydzona. Posłałem jej promienny uśmiech, sygnalizujący ,że bardzo mi się podobało. Mogłaby częściej zbierać się w sobie na takie zachowanie. Nie mam nic przeciwko.
Złączyłem nasze dłonie, a ona  położyła moja głowę na moim ramieniu.
       Następnym przystankiem w wesołym  miasteczku była wielka , wręcz ogromna trampolina.
Skakaliśmy jak dzieci, to wspaniałe uczucie. Wspaniałym uczuciem jest również to , gdy dziewczyna o głosie i wyglądzie Anioła upada na ciebie i całuje w usta. Oh, chwilo trwaj.
Kiedy byliśmy zmęczeni .. po prostu położyliśmy się na plecach i gadaliśmy. 
                                                                           
***
-Wygram ci tego misia- krzyknął  i wziął piłeczkę do dłoni.
Zaśmiałam się i przyglądałam się każdemu jego ruchowi. Jego biała bluzka w serek idealnie opina jego mięśnie, a włosy postawione na żelu mienią się w świetle światełek z karuzel.
Rzucił piłeczką i trafił w sam środek stosu metalowych kubeczków, które spadły na ziemi, robiąc przy tym mały hałas. Odwrócił się do mnie i z uśmiechem na ustach wziął na ręce, po czym zaczął kręcić nami.
Zaczęłam się śmiać, zupełnie jak wariatka, on również nie był mi dłużny, bo oboje śmialiśmy się aż do bólu brzucha. Mężczyzna podał nam dużego misia, którego podarował mi Justin. Przechyliłam głowę na bok i wpatrywałam się w jego idealna twarz. Oblizał wargi i zbliżył się do mnie, po czym pocałował w policzek, zostawiając po sobie mokry ślad na mojej skórze.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam na ławce, stojącej obok wielkiej maszyny, która potocznie zwą "roller coaster". Spojrzałam w kierunku wielkiej konstrukcji i wzdrygnęłam się na samą myśl o tym ,że prawdopodobnie będę musiała isc na niego razem z Justinem. Okay, jest przy mnie i mniej sie boję, ale hej! Boję sie wysokości.
Justin usiadł obok mnie, kładąc misia na swoich kolanach. Spojrzał na mnie i zapytał się.
-Jesteś głodna?-zapytał.
Wzruszyłam ramionami i zwróciłam głowę w stronę księżyca, wdychając głęboko zimne, nocne powietrze.
Podwinęłam rękaw mojego sweterka, by zobaczyć, która jest godzina. Trzecia w nocy. Modlę się, by mojego ojca nie było, bo mogę mieć bardzo wielkie kłopoty. Przełknęłam gulę, która tworzyła się w moim gardle. -Przyniosę nam coś- zaproponował i odszedł na moment. Po chwili wrócił z dwoma hot-dogami pełnymi musztardy. Podał mi jedną porcję i ponownie usiadł. Oboje zjedliśmy, rozmawiając przy tym.
-Nie chcę tam iść- wskazałam palcem na kolejkę - mam lęk wysokości- westchnęłam, wycierając chusteczką kącik moich ust- wiem ,że to śmieszne, ale nikomu nie mów. -wbiłam wzrok w moje czarne balerinki.
-Nie martw się- pogłaskał mnie po ramieniu- nie musimy tam iść
Uśmiechnęłam się i posłałam mu wdzięczne spojrzenie.
-Muszę iść do ubikacji-skrzywiłam się, na co Justin zachichotał. - Tam jest-wskazał drzwi
Wstałam z miejsca i skierowałam sie w stronę łazienki. Przejrzałam się w lustrze i umyłam ręce , oraz twarz.
Kiedy wyszłam z łazienki.. zobaczyłam Justina rozmawiającego z brunetką, która prawdopodobnie tu pracowała. Jedyne co usłyszałam to "Noemi" i "Wysokość". Obiecał mi. I mimo ,ze to nie az tak wielka rzecz, na serio zabolało, bo miałam wrażenie ,że mogłam mu zaufać. Prawdziwy przyjaciel nie zdradzi nawet takiej błahostki. Podeszłam do niego i wydarłam z reki torebkę, którą dałam do potrzymania.
-To ty jestes..-zaczęła dziewczyna, zanim jej przerwałam.
-Jesteś idiotą, wiesz?-wydarłam się, tłumiąc emocje. Jestem krucha, łatwo mnie zranić.
-Co się dzieje? -zapytał, podchodząc do mnie,ale odepchnęłam go. - Gówno-syknęłam
-Woah! Noemi -krzyknął, łapiąc mnie za nadgarstki- uspokój się
-Pierdol się-powiedziałam, łamiącym się głosem.
-Noemi..
-Prosiłam cię, żebyś nikomu nie mówił- przypomniałam mu, wycierając łzę
-Nie ufasz mi?-zapytał- Nic nie powiedziałem.
-Nie jestem głucha, ale zastanawiam się, czy moje serce nie jest- powiedziałam i wyszłam z wesołego miasteczka, kierując  się w stronę jakiejkolwiek ulicy, która może zaprowadzić mnie do mojego domu.


 ***

 Zadzwoniłam po przyjaciółka, by po mnie przyjechała, zrobiła to bez słowa sprzeciwu, za to ją kocham.
Kiedy dotarliśmy  pod mój dom była dokładnie godzina czwarta. Podziękowałam jej, całując ją w policzek i obiecując jej ,że opowiem jej co się wydarzyło, ale to jutro, bo dziś nie jestem w stanie.
Weszłam do domu i doznałam szoku. Ojciec siedział z jakąś młoda kurwą. Otworzyłam buzię ze zdziwienia i pobiegłam do swojego pokoju, nie chcąc patrzeć na tą "scenkę". Miałam nadzieją, pierdolą nadzieję ,że zostawi mnie dziś w spokoju i będę mogła spokojnie spać. Ale nadzieja matką głupich.
Ojciec wszedł do pokoju, ściągając pasek i rzucając go za siebie. Mogę tylko domyślać się co ma zamiar mi zrobić.
-Pierdolona, mała kurwo- wrzasnął, podchodząc do mojego łózka, na którym się właśnie znajdowałam.
-Przepraszam, ja..
-Nie!-powiedział stanowczo. W pokoju czuć alkohol. - Przyszłaś o czwartej rano i na dodatek przerwałaś mi coś na co miałem wielką ochotę.- splunął na moją poduszkę, a ja się skrzywiłam.
Złapał mnie za włosy i zrzucił z łóżka, przez co wylądowałam na ziemi, uderzając głową w kant szafki nocnej. Złapałam się za głowę, czując okropny ból, rozchodzący się po całej mojej głowie i szyi.
Zacisnął rękę na mojej szyi i chwile trzymał ją tam, powodując ,że nie umiałam złapać oddechu. 
Podniósł mnie i położył mnie na łóżku..ściągając ze mnie majtki. -Czekaj-szepnęłam, czując jak moje oczy zachodzą mgłą. -Proszę.. zostaw mnie.
Nie zwracał uwagi na moje prośby, tylko ściągnął swoje spodnie i bokserki. Wziął swojego obrzydliwego penisa do reki i dotknął nim mojego miejsca intymnego. Polizał palec i wsunął go wgłąb mojej jaskini.
Pisnęłam i zalałam się kolejna porcją łez. -Tato, tato, proszę nie- wyszlochałam, czując ,że wsuwa jeszcze jeden palec. Nigdy tego nie robił. Zawsze mnie bił, często molestował, ale nigdy nie chciał odebrać mi mojego dziewictwa. .
Położył swoja obrzydliwą, owłosioną łapę, na moim udzie i rozchylił moje uda jeszcze bardziej, by mieć większy dostęp do mojego wejścia.

 *
No i jest kolejny. Mam nadzieje ,że nie zawiodłam Was jak zwykle.
Cóż.. rozdział wyszedł mi serio średnio, nie specjalnie mi sie podoba.
Chce podziękować Kasi i Cherry za pomoc w rozdziale ! Kocham Was <3 I chcę podziękować Wam za komentarze, które dodają mi cholerną wenę. Oby tak dalej ! Mogę Was o nie prosić? Jest Was dużo, ja o tym wiem ! Pokażcie to, kochani. Zapraszam na bloga z tłumaczeniem Kasi-- > KLIK (jest świetne).
Piszcie co Wam się podoba i co nie w rozdziale x Chcę wiedzieć Wasze opinie na temat ROZDZIAŁU. Bo ciągle mówicie ,że wspaniale pisze, ale ja teraz bym chciała wiedzieć , czy Wam się podoba. Nie wiem czy ma sens pisać dalej to opowiadanie. Ma?
Kocham Was ! I do następnego x
[ASK], [TT],
Wasza @GrandMcBer