Noemi’s Pov
Cholernie się boję. Pattie boję się jeszcze
bardziej, niż mojego ojca, tak myślę.
- Noemi, wiesz, że to nie twója wina.
Nie odpowiedziałam nic. Wiedziałam, że mówi tak, bym
się nie denerwowała.
Bo, która normalna matka wybaczy osobie, która jest
powodem cierpienia jej dziecka? Myślę, że nie ma takiej.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam w lusterko, by móc
przypatrzeć się poobijanej, czerwonej od krwi, twarzy. Moje organy wewnętrzne
ścisnęły się w jedną całość, sprawiając mi tym ogromny ból. Mam poczucie winy,
ale nie potrafię nad nim zapanować. Niestety jestem tylko człowiekiem i nie mam
władzy nad innymi. Jeżeli by to ode mnie zależało to ojciec pobiłby mnie, a nie
Justina. Myślę, że czułabym się teraz o wiele lepiej. Zdecydowanie lepiej.
Kiedy byliśmy na miejscu, podziękowałam cicho Darcy
i wysiadłam z auta, po czym położyłam dłoń na jego ramieniu. Potrząsnęłam nim,
by się obudził. Zakasłał i obrócił głowę w moim kierunku. Otworzył oczy i
patrzył na mnie w pół przytomnie spod rzęs.
- Jesteśmy, Justin- uśmiechnęłam się delikatnie, ale
widząc wyraźnie wypisany ból na jego twarzy, mój uśmiech zbladł, a widok
zamazał się przez łzy gromadzące się w moich oczach.
- Dobrze, skarbie- posłał mi ciepły uśmiech, by
dodać mi otuchy. Podałam mu dłoń i pomogłam wstać. Justin jęknął z bólu, a mnie
zakuło serce. Darcy podeszła do nas, by nam pomóc. Odstawiła auto do garażu.
Była zmuszona wrócić do domu pieszo, ale nie wyglądało na to, że jej to
przeszkadza. Gdy stałam, obejmując Justina, przyjaciółka odchodziła, machając
do nas. Byłam jej cholernie wdzięczna. Justin zachowywał się jakby spał.
Położył swoją brodę na mojej głowie i staliśmy tak przez moment.
- Przepraszam, Justin- szepnęłam, czując, że chcę
płakać.
- Za co, maleństwo?- przyciągnął mnie bliżej do
siebie, całując w czoło.
- Cierpisz, przeze mnie.
- Teraz nie, bo jesteś tutaj- stwierdził.
Pociągnęłam go delikatnie w stronę drzwi, ale powoli, by nie sprawić większego
bólu. Chłopak kuśtykał, stękając cicho. Złapałam go za rękę i położyłam ją na
moich ramionach, by chociaż trochę go asekurować.
- Tak bardzo Cię kocham- usłyszałam śpiewny głos, a
ja stanęłam jak wryta.
Czy Justin Bieber właśnie powiedział mi, że mnie
kocha? Czy właśnie dostałam skrzydeł? Czuję się, że mogę odlecieć.
- Ja-ja- zajęknęłam się. Mój język stał się sztywny
jak patyk.
-Wiem, że czujesz to samo. Więc… - stanął naprzeciwko
mnie- powiedz to.
- Kocham Cię- odpowiedziałam, ale zabrzmiało to
raczej jak pytanie. Odwróciłam wzrok, ale chłopak dwoma placami podniósł mój
podbródek.
- Kochasz- powiedział pewnie.
Ma rację. Kocham.
***
- Kocham – powtórzyłam pewniej. To tak pięknie
brzmi.
- Chcę mówić o tobie „moja dziewczyna”. Chcę żebyś
była tylko moja.
- Też tego chcę- zaśmiała się cicho, a moja twarz
oblała się rumieńcem.
Jednak moja podświadomość mi coś podpowiadała, a
rozum toczył zawziętą walkę z sercem.
- Boję się złamanego serca, wiesz?- powiedziałam
cicho, odwracając wzrok.
- Dla Ciebie dałem sobie złamać nos, Noemi- zaśmiał
się, ale po chwili syknął z bólu. Zmarszczyłam nos, czując, że radość z usłyszanego
wyznania mija i ponownie pojawia się poczucie winy.
Justin nacisnął klamkę, otwierając przed nami
wnętrze willi. Czy wspomniałam, że to wszystko wygląda jak pałac? Aż boję się
czegoś dotknąć w obawie przed zniszczeniem. Tutaj zwykła lampka wygląda jak
warta majątek.
- Więc, czy teraz jesteś MOJĄ księżniczką?- zapytał,
zaznaczając słowo „moja”. Poczułam jak jego dłoń zaciska się na mojej.
Pokiwałam głową twierdząco, upewniając się, że widzi odpowiedź. Nie wierzę w to
co się dzieje! To za razem moje najwspanialsze chwile i najgorsze.
- Boże, Justin- przerażony głos Pattie odbił się od brzoskwiniowych
ścian i dostał się do moich uszu, powodując, że kolejne łzy zamazały mój obraz –
Co się stało?- podbiegła do nas, biorąc Justina w ramiona.
- Nic takiego mamo- Justin odezwał się, próbując
uspokoić drobną szatynkę.
***
Usłyszałam zatrzaśnięcie się drzwi. Przeszukałam
wszystkie szafki z nadzieją znalezienia apteczki pierwszej pomocy. Kiedy w oczy
rzuciła mi się czerwona skrzyneczka, wzięłam ją do ręki i pobiegłam w stronę rannego
chłopaka. Justin położył ręce na moich biodrach i pociągnął mnie tak, że teraz
siedziałam na jego kolanach. Zarumieniłam się i zagryzłam wargę. Wyciągnęłam
chusteczki nasiąknięte wodą utlenioną. Delikatnie oczyściłam każdą ranę
znajdującą się na twarzy chłopaka. Justin przyglądał się każdemu mojemu
ruchowi.
- Gdzieś cię boli?- zapytałam, skupiając wzrok na
jego ustach, z których ciekła krew. Wytarłam czerwoną ciecz i przycisnęłam ranę
na wardze, by zatamować cieknięcie.
- Żebra- odpowiedziałam na moje, ściągając koszulkę.
Odwróciłam głowę, by nie patrzeć na jego odsłonięty tors. Przyciągnął mnie
bliżej, sprawiając, że jego naga skóra dotknęła mnie. Oddech uwiązł w moim
gardle.
- Spójrz na mnie- poprosił. Nawet nie drgnęłam.
- Hej! Nie musisz się mnie wstydzić, kochanie. Popatrzyłam
na jego twarz, która teraz aż promieniowała – Zniósłbym tysiące lat bólu dla
Ciebie, jakkolwiek oklepanie to brzmi.
Oparłam czoło o jego obojczyk.
- Dotykaj mnie, Noemi- rzekł błagalnie, swoim
ochrypniętym głosem. W moim brzuchu wybuchły fajerwerki. Wzięłam głęboki wdech
i obie dłonie położyłam na jego piersiach. Nie patrzyłam w jego oczy, tylko na
swoje ręce i… podobało mi się to. Chłopak jęknął, przesuwając moje dłonie na
swój delikatnie wyrzeźbiony brzuch. Usta chłopaka uderzyły w moją szyję, a ja
jęknęłam. Jego ręce gładziły boki mojej bluzki. Splotłam dłonie na jego karku.
Usiłował wsunąć rękę pod moją koszulkę, ale oderwałam się od niego.
- Justin, nie- szepnęłam, całując go w czoło- Idź
spać, proszę.
Chłopak westchnął. Jednym z powodów zaprzestania
tego co właśnie robiliśmy, było moje obrzydzenie do własnego ciała. Wstydzę
się. Po prostu wstydzę się mojego… tak, mojego chłopaka. Jak to dziwnie brzmi.
Nie chcę, by widział jak okropny mam brzuch, nogi czy piersi. Poza tym… kocham
Go, ale nie chcę posuwać się dalej. To za szybko. To wszystko dzieje się zbyt
szybko. Jak już wspominałam- nie czuję obrzydzenia do Justina. Na serio, nie
wiem czemu, a chyba powinnam. To w sumie dobrze?
Uśmiechnęłam się ciepło do Justina i podałam mu
rękę, by pomóc mu wstać i dojść do łóżka. Kiedy chłopak się położył, stanęłam
nad nim i z delikatnym uśmiechem, zapytałam.
- Przynieść ci coś?
On przetarł twarz dłońmi i zrobił głęboki wdech.
Otworzył swoje wcześniej zamknięte oczy i poklepał miejsce obok siebie.
- Nie, ale chodź do mnie.
Posłusznie skinęłam głową, by pokazać mu, że to
zrobię i ściągnęłam sweterek zostając w krótkich spodenkach i jakiejś koszulce.
- Możesz pomóc mi ściągnąć spodnie?- zapytał,
pocierając swoją nagą pierśc. Pokiwałam głową na tak, a moja twarz przybrała
kolor krwi.
- Kocham jak się rumienisz- zaśmiał się Justin,
wciąż trzymając rękę na piersi. Wolnym krokiem podeszłam do niego i dotknęłam
zimnego guzika jego spodni. Zagryzłam wargę i odpięłam go. Przesunąłem dłoń
trochę niżej, do zamka i odsunęłam go. W końcu złapałam za szlufki i
pociągnęłam je w dół. Szarpnęłam kilka razy za nogawki i w ten sposób chłopak
został w samych bokserkach, bo bluzkę ściągnął na dole. Justin przyglądał się uważnie wszystkim moim ruchom, analizując je.
Najbardziej przykre jest to, że on ma nogi co
najmniej dwa razy, jak nie trzy mniejsze od moich. Złożyłam w idealną kostkę
ciuchy i wskoczyłam do łóżka, zajmując miejsce obok chłopaka w dobrej
odległości od niego. Pochyliłam się tylko, by przykryć jego ciało i ochronić
przed zmarznięciem.
- Hej, połóż się bliżej. Możesz dać głowę na moją
klatkę piersiową.
Zmarszczyłam brwi. Przecież to musi go cholernie
boleć- Jeju, Noe. Nie boli aż tak bardzo, byś nie mogła się nawet na mnie
położyć- stwierdził przyciągając mnie bliżej. Czy on potrafi czytać w myślach,
czy to tylko przypadek?
Oparłam głowę o jego pierś, najdelikatniej jak się
tylko dało i odetchnęłam z ulgą, nie słysząc jego jęków, spowodowanych bólem.
- Na serio… - zaczął Justin – Gdybym mógł, to
broniłbym cię tak dzień w dzień.
Zaśmiałam się i zaczęłam rysować jakieś wzroki na
jego nagiej skórze.
- Justin – spojrzałam na jego twarz. Miał zamknięte
oczy- Bardzo przepraszam.
- Nie przepraszaj. Jest OK.
Oparłam się o materac łóżka i przesunąłem się bliżej
jego twarzy, by za moment złożyć pocałunek w kąciku jego ust. Uśmiechnął się
przez pocałunek- Kocham cię- szepnął i położył głowę z powrotem na poduszce i
położył rękę na moim udzie. Może to dziwne, ale właśnie czuję się komfortowo.
Jak nienawidziłam, gdy ojciec mnie dotykał, tak kocham, gdy robi mi to Justin.
Zamknęłam oczy i głęboki wciągając powietrze Justina, zasnęłam.
***
Od incydentu z ojcem minął tydzień. Więc go nie
zobaczyłam. I to mnie cieszy. Justin był u lekarza i okazało się, że jest tylko
poobijany i nic mu nie grozi. Wystarczyło, że poleży trochę w ciepłym łóżku, że
posmarowało mu się żebra specjalną maścią i po kilku dniach znowu tańczył ze
mną w teatrze. Teraz jest niedziela, godzina czternasta, więc byliśmy już w
kościele i teraz czekamy na obiad.
- Justin, Noemi- usłyszeliśmy donośny głos,
dochodzący z parteru. Justin zerwał się z miejsca i czekał, aż ja wstanę. Ten
chłopak to prawdziwy żarłok. Wstałam z kanapy, znajdującej się w pokoju Justina
i pobiegłam na dół. Chłopak pobiegł za mną. Zaczęłam śmiać się i cicho
krzyczeć, gdy chłopak starał się dogonić mnie i zatrzymać własnymi rękami, ale
ja ze wszystkich sił starałam się uciec. Gdyby ktoś patrzył na nas z boku,
pomyślałby, że jesteśmy cofnięci w rozwoju.
Zachowujemy się zupełnie jak dzieci.
Kiedy poczułam dłonie na moich biodrach, wiedziałam,
że to już mój koniec i Justin wygrał. Odwróciłam głowę w jego stronę, posyłając
mu uśmiech, który zastąpił swoimi ustami, składając na moich wargach szybki
pocałunek. Całe życie marzyłam o pięknej miłości, która zdarza się tylko w
filmach i powieściach romantycznych. Czasem zatapiałam się wręcz w marzeniach, ale
szybko schodziłam na ziemię, doskonale wiedząc, że w moim życiu nie ma miejsca
na tego rodzaju rzeczy. Często zakłamywałam sama siebie, że nie jestem tego
warta i zapomniałam o tym, że jestem człowiekiem jak każdy inny, mam potrzebę
kochania. Naśmiewałam się z Darcy, że otwarcie mówi o tym co czuje i czego
oczekuje. Opowiadała mi o epizodach z jej romansideł i była święcie przekonana,
że i ją coś takiego spotka. Nigdy nie pomyślałam, że przytrafi się to właśnie
mnie.
Teraz stojąc w uścisku z osobą, która bardzo
sprawia, że jestem wartościową dla samej siebie, zaczynam wierzyć w miłość w
prawdziwym życiu. Tak, w miłość, która dotychczas w moich mniemaniach była
osiągalna tylko dla ludzi idealnych.
I właśnie teraz dochodzi do mnie, że od zawsze
zazdrościłam przyjaciółce takiego nastawienia.
Kiedy weszliśmy do kuchni, dostrzegliśmy stół
nakryty na siedem osób. Wszystko było idealne. Nieskazitelnie czyste talerze,
których w moim domu brakowało, wypolerowane sztućce i doskonale złożone
serwetki. Justin bez słowa usiadł do stołu i skinął do mnie, wskazując miejsce
obok.
Zrobiłam to co kazał i oparłam się na łokciach i
wsłuchiwałam się w stukot naczyń w kuchni. Tę ciszę, jeżeli mogę to tak nazwać,
przerwał dzwonek do drzwi, na którego dźwięk Justin zerwał się z miejsca,
niczym jak za dotknięciem magicznej różdżki.
***
Oficjalnie zawiodłam samą siebie. Wiem, że nie
dodaje dzień w dzień rozdziałów, ale jak już wspomniałam… piszę te rozdziały na
telefonie. Komentarze są swego rodzaju motywacją dla mnie.
Woow. Pod ostatnim rozdziałem było chyba z 52
komentarze x
Nie wiem jak to będzie z NN. Kasia wyjeżdża, i nie
wiem jak go dodam.
Bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam, że musicie
czytać to gówno.
+ nie panuję nad długością rozdziału. Piszę to na gg, więc się nie orientuje.
+ nie panuję nad długością rozdziału. Piszę to na gg, więc się nie orientuje.
++ niech jedna osoba nie dodaje kilku komentarzy
35 komentarzy= NN
Kocham, @GrandMcBer
Dziękuje, Kasiu x