sobota, 5 lipca 2014

Epilog

Przeszczep się przyjął. Od operacji i śmierci Justina minęły trzy lata. Po długim czasie, który przeznaczyłam na leczenie kardiologiczne oraz psychologiczne- wszystko się ułożyło. Staram się żyć lepiej niż kiedykolwiek. Justin jest w moim... naszym sercu i przypomina mi o sobie, gdy słyszę jego bicie. Często budziłam się z krzykiem w nocy i chciałam przytulić się do Justina, ale zastawałam tam jedynie zimne miejsce. to najgorsze uczucie jakie może być. Wtedy płakałam jeszcze bardziej, ponieważ przypominałam sobie, że jego już nie ma i nigdy nie będzie.
Miewam te okropne myśli "Jak on mógł mnie zostawić...zupełnie samą dla siebie i taką nieszczęśliwa", ale później jednak biorę do reki list od Justina i spoglądam na starą, wysuszoną już czerwoną różę, którą Justin zostawił dla mnie, po czym cały ten smutek znika, a na jego miejsce wchodzi ogromna duma i miłość, którą wciąż darzę chłopaka, który uratował mi życie. Często siedziałam godzinami przy grobie Justina... nawet w nocy i rozmawiałam z nim. Nigdy, logicznie rzecz biorąc, nie dostałam prawdziwej odpowiedzi. Pisałam też listy, które zostawiałam pod doniczką na nagrobku, a wtedy Justin przychodził do mnie w snach, prowadząc swój wspaniały monolog i przypominając mi o swojej miłości.
Przypominają mi o nim również zdjęcia, które wiszą wszędzie w domu, które w ozdobnych ramkach leżą na szafkach, oraz w albumach fotograficznych. Śpię w rzeczach Justina, których nigdy nie wyrzuciłam, ponieważ mam do nich sentyment i mimo, że minął już szmat czasu- wciąż pachną jak on. Piosenka "somebody to die for", którą Justin zostawił włączoną w aucie towarzyszy mi praktycznie wszędzie. Przyjęłam ją jako drugi list, czyli kolejna pamiątka po Justinie. Pamiętam te łzy, gdy wsłuchałam się w słowa po raz pierwszy. Wsiadłam wtedy do samochodu Justina, który przesiąknięty był jego zapachem(mimo, że minęło trochę). znalazłam jego samochód pod szpitalem, najwyraźniej nim tu przyjechał. Wnioskując po piosence- chciał, bym to właśnie ja go znalazła. Piosenka włączyła się automatycznie i wywołała kolejną histerie; atak złości, smutku, żalu, tęsknoty i frustracji. Siedziałam w tym aucie kilka godzin i słuchałam piosenki, która momentalnie stała się NASZĄ piosenką.
Po trzech latach pozwoliłam sobie na troszkę miłości i czułości ze strony kogoś innego. Zaczęłam wychodzić z nowymi, ale i ze starymi znajomymi. Poznałam kogoś nowego. Jest całkiem miły i przypomina mi Justina. Ma bardzo podobne, czekoladowo-karmelowe oczy. Aczkolwiek uznałam, że mam czas na związki i chcę iść ze wszystkim wolno, ponieważ lubię go, ale nie jest Justinem, który urzekł mnie od razu.  Nie chce, by poczuł się jakkolwiek odrzucony przeze mnie, nie chcę by pomyślał, że gonie potrzebuję. Wierzę, że chłopak patrzy z góry i widzi wszystko co robię i czuję się z tym dobrze, ponieważ potrzebuję jego bliskości. Wierze w niebo i życie po śmierci, więc wierze również w to, że on na mnie czeka i kiedyś znów się potkamy, by być razem w zdrowiu.
Pattie wydaje się być w końcu szczęśliwa. Rodzina była dla niej wielkim wsparciem. Niestety jej dom był zbyt pusty, mimo ciągłych odwiedzin, więc zdecydowała się na adopcje dziecka. Ja natomiast mam czas na dzieci, więc wzięłam ze schroniska dwa psy i kota. Dzięki nim czuję się mniej samotna. Gram, tańczę i śpiewam. W teatrze. W tym samym, w którym sprzątałam. Zmienił się szef i mogłam spróbować w przesłuchaniu. Kilka miesięcy temu miałam swój pierwszy występ i spełniam się w tym. Nigdy bym nawet nie myślała, że mogę wystąpić na tej scenie.
Ptaki przypominają mi wolność, którą ofiarował mi Justin. Motyle- piękno, którego nauczył mnie chłopak. Mrówka, która potrafi unieść więcej niż sama waży - siła, której teraz mam w dostatku.
Ogień, mimo, że jest nieniszczycielskim żywiołem- daje ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Kwiaty są takie delikatne i piękne... wszystkiego tego nauczył mnie on. Każdy człowiek jest wspaniały, ponieważ jest sobą. Zazdrość objawiana jest śmiechem, więc nie wolno zaprzątać sobie głowy nienawistnikami,którzy nie maja niczego lepszego do roboty niż naśmiewanie się, gdy tak na prawdę możemy zająć się rzeczami pożytecznymi. Trzeba znać swoją własną wartość, ponieważ ludzie widzą nas takimi jakimi my siebie widzimy i zły nastrój udziela się ludziom w naszym otoczeniu.
Dzięki Justinowi i wszystkiemu czego doświadczyliśmy, jestem lepszym człowiekiem.  Jestem mu za to dozgonnie wdzięczna i wiem, że nie będę mogła mu za to inaczej podziękować, niż wykorzystać każdą nasuwającą się szanse i czerpać z życia pełnymi garściami, ponieważ żyję za nas oboje.
Postanowiłam być skałą, silną i nienaruszalną.

Koniec 

*
I tak oto kończę z tą historią. Wiecie.. zawsze się zżywam z moimi opowiadaniami i jakoś trudno jest mi później je kończyć, ale kiedyś trzeba, bo po co ciągnąć to na siłę. 
Mam zamiar pisać nowe opowiadanie. Właściwie je zaczęłam, ale nie publikuje. Będzie to historia... jak zresztą wszystkie moje- w opór romantyczna, nawiązująca do powszechniejszych i mniej powszechnych problemów społeczeństwa. Nie będę Wam zdradzała więcej, niewiedza w tym przypadku będzie dobra, ponieważ poczekacie trochę i później możliwe, że się czymś zaskoczycie, a o to właśnie chodzi. Dziękuję, że byliście ze mną, choć zdaję sobie sprawę z tego, że wielu z Was zrezygnowało i wiem, że to po (dużej) części moja wina. . W każdym razie dziękuję tym, którzy dotrwali do epilogu.
Cóż, żegnam się z Wami i do zobaczenia, mam nadzieję na nowym bogu! :)
@twerkonjosh 
Ps. Pamiętajcie, że zawsze możecie do mnie napisać w razie jakiś pytań lub jeśli chcecie po prostu porozmawiać.

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział dwudziesty dzięwiaty

Obudziłam się dopiero w szpitalu. Justin siedział przy moim łóżku, trzymał mnie za dłoń i modlił się. Kiedy ścisnęłam jego rękę, jego głowa od razu podniosła się i nasze oczy się spotkały. Nic nie mówiąc, wybiegł z sali. dopiero na korytarzu usłyszałam jego krzyki. Po chwili zobaczyłam lekarza, Darcy i Pattie. Wciąż czułam się słabo, obraz był zamazany a w ustach miałam dosłownie wiór.
Spojrzenie Justina...przepełnione bólem, pełne nadziei i miłości, odbierało mi odwagę. Umieram, wiem to.
Lekarz zaczął mnie oglądać, wypytywał o moje samopoczucie, a prawda była taka, że czułam się fatalnie i nie mogłam nawet wymówić jednego słowa. Mój głos był bardzo słaby, ledwo słyszalny.
Skupiłam się na dźwięku urządzeń, do których byłam podłączona. Wciągnęłam powietrze ustami i postarałam się usiąść. Justin od razu wystrzelił, by mi pomóc. Posłałam mu uśmiech w ramach podziękowania.
Wszyscy siedzieli przy mnie prawie całą noc, ale ja czułam się z tym okropnie, więc poprosiłam ich, by poszli odpocząć. Jak się później dowiedziałam- byłam nieprzytomna cztery dni. Justin nawet na chwile nie odszedł od mojego łóżka, więc chciałam, by on w szczególności poszedł odpocząć. Po długim namawianiu, zgodził się. Zanim wyszedł, poprosił wszystkich, by opuścili pokój. Siedział ze mną i płakał. to były autentyczne łzy, więc płakałam razem z nim. Mówił mi, obiecywał, że będzie dobrze, musimy to przetrzymać razem i, że znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Zmusiłam sie do wydania dźwięku, wymawiając ciche "Kocham cię". Odpowiedział mi to samo i aż przyssał się do moich warg. Potem wyszedł.

Oczami Justina

Szybkim krokiem wyszedłem ze szpitala. Nie chciałem nawet oblizać ust, by czuć słodkie wargi Noemi na swoich. Wsiadłem do auta i ruszyłem jak najszybciej przed siebie. Moim celem był nasz wspólny dom, gdzie w specjalnej szafce mam wszystko, czego potrzebuję.
Nie miałem przecież zamiaru teraz spać, to co planowałem ma się dzisiaj stać. Później wyśpię się wystarczająco dużo.
Wyciągnąłem pudełeczko i opróżniłem jego zawartość. Na stole położyłem kolejno: kartkę papieru, długopis, oświadczenie, różę i w końcu pistolet.
Zapaliłem lampkę i wziąłem się do pisania listu. Na początku szło mi dość opornie, nie wiedziałem jak się w ogóle za to zabrać, jakie słowa dobrać, żeby były odpowiednie i wyrażały to co mają wyrażać.Co prawda już wcześniej zastanawiałem się co takiego napisać, ale słowa utknęły gdzieś w najgłębszych zakamarkach mojego umysłu. Z czasem szło coraz sprawniej. Każde słowo wyciskało ze mnie kolejne i na samym końcu, pisząc "Ps.  Myślę, że zawsze potrzebowałem kogoś, dla kogoś będę mógł umrzeć. I pojawiłaś się Ty, dziękuję.", płakałem jak dziecko, ale to było prawdą.
Ściskałem mokrą od łez chusteczkę i starałem się opanować.  Nie boję się śmierci jako takiej; nie boję się bólu. To nie taki strach... Przeraża mnie fakt, iż nigdy więcej nie pocałuję Noemi, nie będę mógł jej poczuć, nie będziemy mieli wspólnych dzieci. Boję się zostawić swoją mamę, ale wiem, że jest silna, moja żona również. To widać we wszystkim co robi. co prawda miewała dni załamania, ale wciąż żyje- jest silna.
Mam nadzieję, że Bóg i niebo istnieją, wtedy będę mógł patrzeć na nie z góry i pilnować, by były bezpieczne, obydwie.
Napisałem jeszcze krótki list do mamy, w którym tłumaczę jej wszystko i przepraszam za każdy błąd, oraz piszę, że ją kocham.
Do stosu kartek dołączam zgodę na przeszczep organów po mojej śmierci. Nie chcę tylko, by Noemi dostała moje serce, bo wiem, że mogę się przyczynić do uratowania kilku kolejnych żyć. Chcę by moja śmierć przyniosła "nowe", lepsze dla tych wszystkich ludzi życia. Na odwrocie kartki naskrobałem chwiejnymi literami "Proszę, by Noemi Bieber, moja żona dostała moje serce do przeszczepu". Wiem, że i tak prawdopodobnie by je dostała, ponieważ jest pierwsza na liście do przeszczepu i na prawdę tego potrzebuje. Przeszedłem się jeszcze raz, ostatni raz po domu, w którym mieszkałem z moją żoną i ogarnąłem, żeby Noemi nie musiała tego robić, gdy wróci. Po moich policzkach wciąż płynęły łzy. Nie próbowałem nawet ich powstrzymywać, czy wycierać. Teraz mam czas na chwilę słabości. Wróciłem do naszej sypialni. Pistolet schowałem do kieszeni spodni, list dla Noe położyłem na łóżku włącznie z różą i wyszedłem. Podjechałem pod dom mojej mamy, po czym wrzuciłem list, włożony w żółtą kopertę do skrzynki.
Spojrzałem ostatni raz na budynek w którym dorastałem, po czym z delikatnym uśmiechem ruszyłem do szpitala. Jest godzina trzecia w nocy, więc na korytarzach będzie raczej pusto, nie licząc kilku pielęgniarek pracujących na noc i lekarza dyżurnego, lub pacjentów, którzy akurat cierpią na bezsenność. Zaczerpnąłem powietrza przez otwartą szybę i włożyłem do odtwarzacza płytę, po czym  ustawiłem, by dana piosenka włączyła się akurat, gdy ktoś otworzy drzwi auta.
Zamknąłem samochód i kurczowo trzymając zgodę na przeszczep. Plan jest prosty, pójdę na izbę przyjęć i dam tę kartkę lekarzowi, po czym wyciągnę pistolet i...
Gdy tylko kartka została przekazana w odpowiednie ręce, wyciągnąłem broń i przyłożyłem sobie ją do głowy. Nacisnąłem spust zanim lekarz poskładał sobie wszystko w całość i miał czas na interwencję.

Oczami Noemi

Zostałam obudzona po trzeciej w nocy, była już chyba nawet czwarta, wszędzie panował chaos, a ja nie potrafiłam zrozumieć o co chodzi. Miła pielęgniarka  o jasnej cerze i czarnych włosach powiedziała mi, że znalazł się dawca. Nie było czasu na jakiekolwiek pytania, od razu trzeba było zawieść mnie na sale operacyjną. Nie mogłam nawet napisać do Justina, żeby przyjechał. Ale to nic, zadzwonię do niego później.Usiadłam na wózku inwalidzkim i chwile później podłączali mnie pod różne kable. Musiałam podpisać tylko szybko jakieś niezbędne dokumenty i mogli zaczynać. Mówiono mi, że ta operacja jest trudna, że jest nawet szansa, że umrę na stole operacyjnym, ale myślałam pozytywnie. I tak jestem na tyle chora, że mogę umrzeć kiedykolwiek. Każda minuta w ostatnim czasie była na wagę złota, więc nie zaprzątałam sobie głowy myślą o śmierci. To wyścig o życie.Mój mięsień sercowy był na tyle zniszczony, że osłabiał moją wydolność fizyczną, a żadne tradycyjne leczenie nie przynosiło skutków. Można by było powiedzieć, że stałam się odporna na leki. Miałam na prawdę niską wydolność serca.  Do żyły podano mi jakiś lek i nałożono maskę na usta. Lekarz kazał mi liczyć w myślach. Nie zdążyłam nawet doliczyć do dwudziestu, bo obraz mi się rozmazał i zasnęłam.

Obudziłam się dopiero dwa dni po operacji, czyli w poniedziałek. Siedziała przy mnie Pattie. Była zapłakana i cała blada. Lekarz, który natychmiastowo przyszedł, opowiedział mi o przeszczepie, o tym, że będą mi teraz podawali leki immunosupresyjne, żeby transplantacja się przyjęła. Powiedział jeszcze kilka rzeczy tym typowym dla lekarzy bełkotem, którego nawet nie zrozumiałam. Zastanawiałam się tylko dlaczego Justina nie ma obok.
Gdy doktor wyszedł, wcześniej wypominając, że wpadnie później, zaczęłam rozmowę z mamą.
-Gdzie jest Justin?-zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Rana na klatce piersiowej dawała o sobie znać. Miałam wrażenie, że każdy wykonany przeze mnie ruch, pogarsza sytuację i wręcz rozrywa zszyte ze sobą kawałki skóry. Nie marudziłam jednak na głos, to w środku szlochałam z bólu.
-Myślę, że powinnaś to przeczytać-podała mi starannie zgięty kawałek papieru. Wzięłam go od niej i przez chwilę przyglądałam się samej fakturze kartki. Nie wiem dlaczego, ale mój umysł przewidywał najgorszego. Serce jednak pozostawało spokojne, na tyle, ile mogło.
Wzięłam głęboki wdech i wcześniej posyłając Pattie jedno, pytające spojrzenie, zaczęłam czytać pierwsze słowa. Później okazało się, że jest to list. I nie był to byle jaki list, bo pożegnalny i od osoby, która nie miała prawa się ze mną w tym momencie żegnać.


Najdroższa Noemi,
Teraz, gdy czytasz ten list, zapewne będę już po drugiej stronie. Uśmiechnięty i szczęśliwy, ponieważ jesteś bezpieczna i możesz żyć spokojnie.
Gdy byliśmy na wakacjach, głęboko myślałem nad Twoimi słowami "boję się, że pewnego dnia moje serce przestanie bić", bałem się tego samego. Te słowa nie opuszczały mnie nawet na sekundę! Jak mogłem pozwolić, byś i Ty tak myślała? Nie musiałem długo się nad tym zastanawiać, decyzja była prosta. Myślałem tylko o Tobie...
Widok Ciebie szczęśliwej w białej sukni, Twoje "chcę", a potem każdy poranek (choć nie było ich wiele), gdy budziłem się obok Ciebie i mogłem powiedzieć "Dzień dobry żono", i gdy Ty nazywałaś mnie swoim mężem i obiecywałaś mi, że urodzisz mi gromadkę dzieci, utwierdzały mnie w mojej decyzji. Wyglądałaś tak pięknie tego dnia w bieli z twarzą zakrytą welonem. Chciałem widzieć Cię taką każdego dnia.
Skarbie, to jedyny sposób, by Cię ocalić. Nie mogłem zrobić nic innego, więc nie miej mi za złe i nie obwiniaj siebie. Teraz siedzę z kawałkiem papieru i staram się przelać na kartkę słowa, które plączą mi się w głowie. Niczego nie żałuję, więc Ty też nie żałuj. Moje serce zawsze należało do Ciebie; od pierwszego dnia, gdy spotkaliśmy się wtedy w teatrze. Pamiętasz? Wtedy śpiewałaś dla pustej widowni i wyglądałaś najpiękniej na świecie. Nie znaliśmy się zbyt długo, ale wierzę, że dostaliśmy tę miłość w darze od Boga. To prawdziwa miłość.
Kochanie, to coś więcej niż miłość, to poświęcenie dla ukochanej osoby. Czasem jest tak, że czujesz, że musisz coś zrobić, bo nasze uczucia są prawdziwe. Żyj dalej, jakby nigdy nic się nie stało. Powiedz mojej mamie, że ją kocham. Ona kocha również ciebie! Zupełnie jak córkę, o której zawsze marzyła. Oh, ona Ci pomoże! Zrozumie wszystko.
Połóż czasem dłoń na piersi i poczuj jak Twoje serce bije. Wtedy pomyśl o mnie i o tym, że jestem w nim, gdy będziesz tego potrzebowała. Zawsze będę przy tobie, zawsze...
Będę też patrzył na Ciebie z nieba, jako Twój Anioł Stróż. Chcę widzieć Twój uśmiech.
Kocham Cię, Noemi. Na zawsze Twój,
Justin.
Ps.  Myślę, że zawsze potrzebowałem kogoś, dla kogoś będę mógł umrzeć. I pojawiłaś się Ty, dziękuję.

Czytałam to ze łzami w oczach. Popłakałam się jednak dopiero wtedy, gdy odnalazłam w spojrzeniu mamy prawdziwy ból, tęsknotę i żal...może też nienawiść, którą mnie w tym momencie darzy.
Przeczytałam po raz kolejny słowa, które widniały na kartce, starając się znaleźć w ich sensie drugie dno, które nie będzie oznaczało tragedii. Poczułam pustkę i nieuchronną ochotę śmierci. Wiedziałam jednak, że samobójstwo w tym wypadku byłoby niedorzeczne i całkowicie bezczelne. Nie mogę nawet o tym myśleć, ponieważ bohaterska śmierć Justina nie może być bezsensowna.
Uniosłam wzrok znad listu i przeniosłam go na drobną kobietę, siedzącą na drewnianym krześle. Jej lico wydawało się białe niczym kreda. -Przepraszam- wyszeptałam, czując nadpływającą kolejną porcję łez. -Nie miałam pojęcia...
-Nie, to nie twoja wina- jej zrozpaczoną twarz na chwile ozdobił blady uśmiech. -Do mnie również napisał-powiedziała, wyciągając pogniecioną kartkę z rozmazanymi literami. Pattie musiała siedzieć z nią w dłoni, płacząc. Nic dziwnego. Jej jedyny syn właśnie popełnił samobójstwo.
-Pisał, że nie mógł znieść twojego widoku, gdy cierpisz i, że po nocach śniło mu się, że umierasz...a on nic nie mógł na to poradzić. Myślał nad tym długo; wymyślił plan idealny. Wiedział co zrobić, by serce było zdatne do przeszczepu. Wiedział jak, kiedy i gdzie to zrobić. Noemi...-jej głos się na chwile urwał.
-On bardzo tego pragnął. Kocha cię- znów zalała się łzami a mnie zakuło serce.
Po raz kolejny przyjrzałam się listowi. Użył tu kilku zdań, które mówił w naszej przysiędze ślubnej. To te same słowa, które sprawiły, że zakochałam się w nim od nowa. Poczułam się winna temu wszystkiemu.
-To moja wina. Gdyby mnie nie poznał, nadal by żył. To niesprawiedliwe- wyłam tak głośno i intensywnie, że maszyny, do których byłam podłączona, odezwały się, stawiając na nogi pielęgniarki i lekarzy. Wszyscy natychmiastowo znaleźli się w mojej sali i ochoczo zaczęli mnie badać i wypytywać.
-Nie możesz tak mówić- Pattie ścisnęła moją trzęsącą się dłoń i związała poplątane włosy w kucyk.
Pociągnęła niezdarnie nosem i odpowiedziała na kilka pytań lekarzy. Zostali z nami w sali jeszcze chwile, po czym widząc, że sytuacja jest opanowana- wyszli, przyglądając się nam podejrzliwie.
Rozmowa była na prawdę uczuciowa. Płakałyśmy razem, zdarzyło się nam nawet zaśmiać kilka razy, wspominając jakieś starsze sytuacje. Mama obiecała się mną zaopiekować. Przyrzekłam jej to samo, więc wiemy, że możemy na siebie liczyć. Kobieta ze wszystkich sił starała się być opanowana, poważna i odpowiedzialna, ale nikt tak na prawdę od niej tego nie wymaga. Jej syn popełnił samobójstwo, wiadome, że nie będzie skakała z radości.

Wypuścili mnie do domu na pogrzeb Justina, co nie znaczy, że nie byłam pod ścisłą opieką. Tego samego dnia musiałam wrócić na odział. Byłam w złym stanie. Czułam się jakbym stała na krawędzi klifu i miała zaraz skoczyć, ale czyjeś silne ramiona na to nie pozwalały. Niewidzialna moc ciągnie mnie w drugą stronę. Dobrze wiem, że to Justin, który każe mi żyć. Żyć nie tylko za samą siebie jakby jutra nie było, ale także za niego, ponieważ jestem tego warta. Gdybym nie była, Justin nie oddałby mi swojego serca. Nie pogodziłam się z jego śmiercią, staram się jednak samej siebie nie obwiniać. Justin w liście mnie o to prosił, uznałam to za jego ostatnią wolę. Mam zamiar wypełnić każdą jego ostatnią wolę, którą spisał wyłącznie dla mnie w liście. Ten list zostanie ze mną na zawsze i będzie mi przypominał o pięknym czynie Justina.
W szpitalu zajął się mną psycholog. Pattie również miała swoje sesje, ponieważ wyglądała jak duch. Starałam się ją jakoś pocieszać, ale zdawałam sobie sprawę z tego, iż trudno będzie ją podnieść z riun. To dobra, silna kobieta. Postanowiłam wziąć z niej przykład.

                                                                               *

To ostatni rozdział na tym blogu. Pozostał nam tylko epilog, który pojawi się tu wkrótce. Zacznę go pisać już dziś, więc niewykluczone, że dodam go jutro :)
Dziękuję równie witness za piękne to na bloga. Możecie oczywiście się do niej zgłaszać, jeśli potrzebujecie podobnego.
@twerkonjosh


wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział dwudziesty ósmy

Stanęłam u boku Justina, wciąż trzymając go za dłoń w obawie, że mogę stracić równowagę lub co gorsza straciła przytomność. Pozwoliłam sobie na wzięcie kilku głębszych oddechów i nim się obejrzałam zaczęła się ceremonia. Mały kościół był wykonany praktycznie w całości z drewna. Był na serio bardzo rodzinny.
Cały stres momentalnie znikł. Łzy, które pojawiały się w moich oczach były spowodowane jedynie szczęściem i dumą. Zamknęłam oczy, słysząc słowa 1 listu do Koryntian. W myślach recytowałam, to co mówił Ksiądz.

  Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
  nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
  nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
  Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. 


Zgadzałam się ze wszystkim co zawarte w tym utworze. Każde wręcz słowo jest przemyślane i odzwierciedla prawdziwą, zdrową miłość. Słowami odzwierciedlającymi prawdziwą miłość były również te, które wypowiedział Justin; najpiękniejsze jakie mogłam usłyszeć i jakie mogłam sobie wyśnić. Przyglądałam się jego ustom, które powoli, ale płynnie wypowiadały kolejne zdania. Nie czytał z kartek, znał każde słowo na pamięć i mówił to wszystko z wielkim uśmiechem, przepełniony miłością i nadzieją na lepsze jutro. 

Najdroższa...
Moje serce zawsze należało do Ciebie; od pierwszego dnia, gdy spotkaliśmy się w teatrze.
 Pamiętasz? Wtedy śpiewałaś dla pustej widowni i wyglądałaś najpiękniej na świecie. Nie znamy się zbyt długo, ale wierzę, że tę miłość dostaliśmy w darze od Boga. Potrzebuję Cię jak powietrza, to pewne. Teraz stoisz przede mną cała w bieli i za moment staniesz się moją żoną, moim aniołem.
Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a przyjaźń to obietnica, którą należy dotrzymać, ale nie z przymusu, a z samej chęci jej dotrzymania.
  Teraz... stojąc tu przy wszystkich świadkach, choć najważniejszym świadkiem są nasze serca, obiecuję Ci wieczną miłość, nie ważne ile będziemy żyć. Obiecuję Ci to, że "na zawsze" nie stanie się pustym słowem, rutyną, lecz naszą więzią.  Miłość jest czymś co sprawia, że człowiek jest lepszy we wszystkim co robi. Każda, nawet najmniejsza istota potrzebuje tego uczucia.
Ziemia może mieć swój koniec nawet jutro, niebo może spadać, powietrze może się skończyć, ale przyrzekam, że będę robił wszystko, byś czuła się bezpieczna.
Masz mnie na zawsze. Masz moje serce na zawsze i masz na zawsze moje uczucia do Ciebie, które mogą być nawet przejrzyste jak szkło, banalne i przewidywalne, ale prawdziwe.

 Czułam, że moja przysięga, chociaż pisana z serca, nie była nawet w połowie tak piękna jak Justina.
Wytarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku, a ja tylko zaśmiałam się pod nosem.
Każda osoba będąca na uroczystości, właśnie zalewała się łzami. Justin z trudem powstrzymywał się od płaczu. Nie często płakał w mojej obecności (zdarzyło się kilka razy, że płakał przy mnie). Wolał iść do łazienki, odkręcić wodę, by zagłuszała dźwięki i rozpłakać się dopiero tam. Raz płakał przy moim łóżku szpitalnym, ale wtedy był pewny, że śpię. Pamiętam jak ściskał moją dłoń i mówił niewyraźne słowa, pociągając nosem. Prawdopodobnie się modlił.
Teraz, gdy zakładał obrączkę przyniesioną przez Jaxona, mogłam dostrzec łzę, która po-kryjomu spływała od policzka po brodę, na końcu roztrzaskując się na ziemi.
Wesele było chyba najlepszą imprezą w moim życiu. Po prostu rewelacyjne, ale miałam wrażenie, że minęło zbyt szybko. Możecie się śmiać lub nie, ale tak było. Nigdy nie byłam typem imprezowiczki, więc niewiele w życiu przeżyłam. Mój ojciec, brak czasu i choroba od zawsze mnie we wszystkim ograniczały. Tym razem spróbowałam alkoholu i wytańczyłam się za wszystkie czasy! Najpiękniejszym tańcem był wspólny mój i Justina. Nie mieliśmy jednak konkretnego, wyuczonego układu. Razem tańczyliśmy już wolne tańce wystarczająco dużo razy, by móc powołać się na instynkt. Darcy mówiła, że wyglądaliśmy "per-fe-kcyj-nie, więc jej wierzyłam.
Nad ranem, gdy wszyscy goście powoli się rozchodzili i na niebo rozjaśniało się, postanowiliśmy już udać się do hotelu, gdzie mieliśmy spędzić swoją noc poślubną. Niebo tego poranka było piękne. Przełamywało się w kolorach różu, żółtego, delikatnie fioletowego i niebieskiego. Stojąc na balkonie z Justinem u boku, zakochiwałam się w tym widoku. Chłopak obejmował mnie od tyłu, udolnie radząc sobie z spódnicą mojej sukienki i nic nie mówił. Patrzył w tym samym kierunku co ja i po prostu milczał. Nie była to nieprzyjemna cisza. Była błoga.
Później stopniowo pozbywaliśmy się ubrań, popijając szampana i ulegając grze wstępnej. Byliśmy blisko, bardzo blisko. Nie spieszyliśmy się, ponieważ mieliśmy tyle czasu ile chcieliśmy i zapragnęliśmy w jak najlepszy sposób skonsumować nasze związek, tym razem będąc już pełnoprawnym małżeństwem z planami na przyszłość i głową pełną marzeń oraz nadziei. Gdy było po wszystkim i moje ciało jeszcze przyjemnie drżało, rozmawialiśmy o wszystkim. Mówiliśmy czego od siebie oczekujemy, jak chcemy, by wyglądała nasza rodzina. Nie myśleliśmy o tym co złe i, że lada dzień mogę umrzeć. W jego ramionach zapominałam o tym jak okropna była moja sytuacja. To najlepsze co mogło się wydarzyć.
Justin poinformował mnie z nutką strachu w głosie (bał się, że będę zła), że kupił nam mały domek z ogródkiem i basenem. Nie byłam zła, że podjął decyzje zupełnie sam (no prawie sam. Pomogła mu Pattie i Darcy). Rano od razu tam pojechaliśmy. Justin trafił w dziesiątkę! Domek był bardzo rodzinny, cały biały i wokół ozdobiony mnóstwem kwiatów. Przednie ściany były obrośnięte liśćmi i różowymi kwiatami, które rosły gdzieniegdzie. Byłam zauroczona samym jego zewnętrznym widokiem. W środku był jeszcze piękniejszy, tam również dominował kolor biały i drewno.Justin wniósł mnie przez próg,całując mnie zaraz po tym. Byłam bardzo szczęśliwa, że wyglądał właśnie tak, ponieważ raz mu wspominałam o takim wystroju. Nie było tam wiele pomieszczeń. Domek miał dwa piętra, ale po dosłownie kilka pomieszczeń na poziomie. Na parterze była kuchnia, całkiem nowoczesna, ale zachowano tam akcent białego i brązowego drewna, salon z beżową kanapą, dużym telewizorem, kilkoma doniczkami , które wisiały na ścianie, wielką biblioteczką koloru białego i tapetą z ptakami na jednej ścianie. Żyrandol był czarny, nowoczesny. 
W domu znajdowały się dwie łazienki. Jedna na górze, druga na dole. One również były z jednej strony tradycyjne, ale z drugiej nowoczesne. Dominowała tam czerń i biel. Obydwie były do siebie bardzo podobne.
Na górze znajdowała się nasza sypialnia, która była cała oszklona i, która była wyposażona w osobną, małą łazienkę i balkon z dwoma fotelami i stolikiem. Łóżko było podobne do tego w hotelu, tyle, że żeby dojść do niego, trzeba było wejść po schodkach na pewnego rodzaju (ogromną) półkę.
Dwa pokoje stały w pewnym sensie puste. Nikt ich nie zamieszkiwał. Wszędzie znajdowały się różowe i fioletowe kwiaty. W wazonie w salonie, w koszykach na ścianach i doniczkach na balkonie. Nawet w łazience.
Nie jest sposób opisać piękna tego domu, ponieważ zajęłoby to zbyt wiele miejsca i zeżarłoby dużo czasu, a to chyba teraz nie jest najważniejsze.  Czułam się ogromnie szczęśliwa tym wszystkim. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wpiłam się w jego usta.
-Dziękuję- szepnęłam, kładąc mu głowę na ramię i przypatrując się ścianie, pustej ścianie, gdzie jak później się dowiedziałam- będzie wisiało nasze ogromne zdjęcie ślubne.
wkrótce dom zapełnił się milionem różnych zdjęć. Wisiały one na ścianach, leżały w ramkach na szafkach. Mamy mnóstwo zdjęć. Nigdy o tym nie wspominaliśmy, ale robiliśmy ich wiele- w każdym możliwym momencie, dlatego teraz mamy ich tak dużo. Zauważyłam, że to właśnie Justinowi najbardziej zależało na tych fotografiach. Piękne wspomnienia zatrzymane na kawałku kartki, zamrożone.
*

Od naszego ślubu minął równy tydzień. Mieliśmy już kilku gości. Wszyscy byli  zachwyceni wyglądem domu i naszym pomysłem ze zdjęciami. Kiedy goście nas odwiedzają, a pogoda nam sprzyja, zabieramy ich do naszego małego ogrodu, gdzie zwykle jemy obiad, ciasto, lub pijemy kawę wśród kwiatów, słuchając śpiewu ptaków.
W ciągu tego tygodnia  miałam dwa ataki. Lekarz powtarza, że moje serce staje się coraz słabsze. Z dnia na dzień coraz trudniej jest mu poprawnie funkcjonować i spełniać swoją anatomiczną funkcję.
Nie płaczę, nie histeryzuje; nie chce, by Justin, który i tak jest poddenerwowany, martwił się jeszcze bardziej. Co prawda w środku toczę bitwę sama ze sobą i ze swoim własnym nieuchronnym strachem, ale na zewnątrz pozostawałam twarda niczym głaz, podtrzymując na duchu chłopaka. Może to on powinien podtrzymywać na duchu mnie, ale żyje z tą chorobą na tyle długo, że w pewnym sensie przyzwyczaiłam się do myśli o śmierci i o tym, że jest ogromna szansa na to, iż odejdę troszkę wcześniej niż moi zdrowi znajomi (co nie oznacza, że nie bałam się. Prawda jest taka, że byłam przerażona).

Najgorszy okres w moim życiu miał miejsce  dwa tygodnie po naszym ślubie. Pamiętam, że szłam wtedy z Justinem do kościoła( po naszym ślubie przyrzekliśmy sobie, że będziemy chodzili razem częściej do kościoła) i dostałam ataku tak ogromnego i tak bolesnego jak jeszcze nigdy. Najpierw poczułam ból, który przypuszczam był podobny do rozrywania klatki piersiowej. Nie mogłam złapać głębokiego oddechu; raz na czas mogłam wciągnąć trochę powietrza, robiąc tym płytki oddech, a potem zemdlałam.
Nie wiem ile trwało zanim obraz całkowicie mi się zamazał i straciłam przytomność.
                                                                             *

Witam Was wszystkich, kochani x
Było mi jakoś wyjątkowo trudno napisać ten rozdział.  To są takie przełomowe sytuacje, które przypominają mi, ze coraz większymi krokami zbliżamy się do końca i to chyba dlatego mam taką "blokadę".
Proszę o komentarze! Aha i czytając wcześniejsze komentarze myślę, że dyzo z Was doszło już do tego jak chcę zakończyć opowiadanie, ale ćśś, jeszcze nie wszyscy skumali hahahah
Zapraszam Was na bloga koleżanki--> klik . Nie jest to opowiadanie, ale blog, gdzie możecie poznać opinię dziewczyny na temat ff i przy okazji poznać jakieś nowe historie.
Do następnego x @twerkonjosh


wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział Dwudziesty Siódmy

Zadzwoniła Pattie. Mój ojciec spłonął w pożarze.
Z akt wynika, że był zbyt pijany, by pamiętać o zakręcaniu gazu, który sam odkręcił i następnie sam poszedł spać. Nie wiadomo jednak czy zrobił to specjalnie, ale wpisali w papiery, że śmierć nastąpiła przypadkowo w upojeniu alkoholowym. Miałam mieszane uczucia. Jednocześnie czułam ogromną ulgę, bo mój koszmar z nim w roli głównej dobiegł końca, ale jednocześnie gdzieś w sercu poczułam ukłucie i pewnego rodzaju pustkę. Kazano nam wracać jak najszybciej, by pomyśleć co zrobić dalej i złożyć ewentualne zeznania.
Nie mieliśmy im tego za złe. I tak już nacieszyliśmy się sobą dostatecznie. Samolot mieliśmy następnego dnia z samego rana. Wieczorem siedzieliśmy z policjantami, rozmawiając na temat mojego ojca. Kazali mi opowiedzieć o wszystkim co wydarzyło się od śmierci mojej mamy. to nigdy nie był dobry temat dla mnie; zawsze był drażliwy, ale wiedziałam, że musiałam im o tym opowiedzieć. W każdym razie Justin był obok, trzymając mnie wciąż za rekę i przypominając mi, że jest tutaj i zostanie na zawsze. Popłakałam się... Justin również uronił kilka łez.
Wieczorem gdy zaczęłam o tym wszystkim głęboko myśleć, dostałam ataku serca. Tym razem sprawa wyglądała nieco poważniej i już nie ma żartów.  Teraz leżę w szpitalu, jest godzina trzecia w nocy i Justin siedzi obok mnie. Zasnął, wygląda tak rozkosznie. Jest źle, ale żyje.
Doktor powiedział, że potrzebuję natychmiastowego przeszczepu, ale o serce dla mnie jest trudno. Każdy dzień zwłoki działa tutaj na niekorzyść i jest prawdopodobieństwo, że już jutro mogę być martwa. Dokładnie widziałam ból w jego oczach i starałam się postawić na jego miejscu, ale ta wizja bolała mnie jeszcze bardziej. Zdaję sobie sprawę z tego, że mało prawdopodobne jest, by znalazł się dawca. Bardziej prawdopodobne jest to, że umrę...
Wiedziałam, że moja choroba jest ciężka, ale zdaje się, że zapomniałam o tym od momentu, gdy poznałam Justina. Oczywiście brałam leki, bo byłam świadoma wady serca, tyle,że Justin był lekiem dla mojego umysłu i zranionej duszy. I był silniejszy.

Zostałam w szpitalu przez kilka dni. Hm, może to były tygodnie? To ciągnęło się w nieskończoność! Tak to przynajmniej wyglądało z mojej perspektywy.Chciałam zrobić pogrzeb mojemu ojcu. Justin co prawda był nastawiony do tego pomysłu raczej negatywnie, ale w końcu uległ. Jednak przez mój atak nie miałam jak się tym zająć, więc pochowało go państwo. Zrozumieli moją sytuację i uznali go za człowieka bez jakiejkolwiek rodziny.
Któregoś dnia, gdy wszyscy ważni dla nas ludzie byli nas odwiedzić, powiedzieliśmy im o zaręczynach. Byli w niebo wzięci (wcześniej nie pisnęliśmy o tym nawet słówka. Nie było przecież na to czasu). W tym dniu dostałam również pierścionek zaręczynowy od Justina. Uznałam to za całkowicie zbędne, ale chłopak się uparł, twierdząc, że chce, by było to w pełni prawdziwe. Oh, przecież bez pierścionka da się przeżyć.  Justin stwierdził też, że chce wziąć ślub jak najszybciej, więc siedząc w szpitalu, organizowaliśmy wszystko. Kto ma usiąść z kim, jak mają wyglądać obrączki, jaki będzie kolor kwiatów i tak dalej. To całkiem przyjemne. Niestety nie wszystko udało nam się załatwić razem, siedząc w szpitalu.  Justin musiał iść ustalić termin w małym kościółku z drewna na obrzeżach miasta, który był jak wyśniony. Idealny na tę okazję. Później kiedy wyszłam ze szpitala i byłam (powiedzmy) w pełni sił, razem udaliśmy się na rozmowę z Księdzem. Nie widział wiele przeciwko naszemu ślubowi, prócz tego ile się znamy.
"Czy to co się dzieje nie jest wymyślone przez Boga? Czy to nie on napisał nam tę historię i postawił nas sobie na drodze, byśmy mogli wypełnić jego piękny plan?", powiedział Justin, przekonując go i sprawiając, że zakochałam się w nim po raz setny.
                                                                             ***
Poprawiłam welon na swojej głowie i po raz kolejny spojrzałam w lustro, by ocenić swój wygląd. Piękna, długa suknia wyglądała niesamowicie. Była biała, jak zawsze marzyłam; obcisła u góry, bez ramiączek,gorset jest cały ozdobiony kryształkami. Na wysokości bioder suknia rozszerzała się. Wygląda jak u księżniczki. Pamiętam, że wybór idealnej kreacji trwał dość długo. W różnych salonach byłam z mamą Justina, Darcy, Caitlin (okazała się być wspaniałą przyjaciółką) i babcią Justina, która oglądała wszystko przez Skype (tak, zabraliśmy laptopa na przymierzanie sukien ślubnych, ale nie było innej możliwości, a bardzo chciała to zobaczyć), ponieważ nie dała rady przyjechać wcześniej. Przymierzyłam masę sukien o różnorodnym kroju i każda była na swój sposób piękna i wyjątkowa, ale żadna z nich nie była tą moją jedyną suknią... aż do momentu, gdy dostałam w ręce tę. Gdy tylko założyłam ją na swoje ciało i przejrzałam się w lustrze- zaczęłam płakać. Od wieku nastoletniego marzyłam o właśnie takiej sukni, w której będę czuła się jak księżniczka. Obróciłam się dookoła i znów stanęłam, by się sobie przyjrzeć. Delikatny makijaż poprawiał mój wygląd, ale nie był zbyt ostry i nachalny. Był w sam raz. Z moimi włosami nie cudowali zbyt wiele. Zrobili mi jedynie delikatne fale, które uzyskuje, gdy zmoczę włosy w ocenie i pozwolę im wyschnąć bez pomocy suszarki.
Stwierdzili, że pasma swobodnie mają opadać na moje plecy. Na szyi wisiał srebrny, skromny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca, który dostałam od Justina kilka dni temu. Nabrałam powierza do płuc i odwróciłam się w stronę Pattie, która siedziała w ciszy na białej kanapie i z uśmiechem patrzyła na mnie już od około godziny.
-Wyglądasz pięknie, kochanie-powiedziała, zaciskając wargi. Mogę przyrzec, że widzę łzy w jej oczach. Wstała w końcu z miejsca i podeszła do lustra. Poprawiła moja sukienkę, która w nieprawidłowy sposób marszczyła się z tyłu, po czym po prostu mnie przytuliła. Stałyśmy przez chwilę w ciszy, przytulając się do siebie. Nieoczekiwanie zalałam się łzami. Kobieta złapała mnie za ramiona i obdarzyła mnie uśmiechem.  Odwzajemniłam go przez łzy. Wytarła moje policzki, starając się nie zniszczyć makijażu.
Kobieta była ubrana w czarną, obcisłą, ale elegancką i stonowaną sukienkę przed kolano. Na stopach miała zwykłe buty na obcasach. Na nadgarstku widniała jedynie bransoletka. Jej strój to nic wyszukanego, zwykła sukienka, ale muszę przyznać, że wyglądała pięknie.
-Kochasz go, Noemi?-zapytała, odgarniając włosy z mojego policzka. -Kocham-odpowiedziałam, szlochając. To zdecydowanie łzy szczęścia. Nie czuje nawet cienia wątpliwości co do naszego ślubu.
-Tak więc nie płacz. Nie możesz tego robić z dniu swojego ślubu-stanęła kawałek ode mnie i znów wbiła we mnie wzrok.
Zaśmiałam się pod nosem, czując jak mój brzuch znów się  buntuje. Złapałam się więc za niego i czekałam aż dziwne uczucie ustanie. Kobieta przykucnęła i poprawiła sukienkę również przy samej ziemi. -Znacie się na prawdę krótko, ale to nie znaczy, że wasza miłość jest gorsza, Noemi. Jesteście wspaniali.
                                                                              ** *

Wciągnęłam powietrze nosem, patrząc na jeszcze zamknięte drzwi do kościoła, w którym się pobieramy. Czekam aż muzyka weselna rozbrzmi, sygnalizując mi, że mam wejść do kościoła.
Po mojej prawej stronie stał ojciec Justina, który sam zgłosił się do odprowadzenia mnie do ołtarza, bym nie czuła się samotnie w tym dniu. Przed nami była Jazmyn, której rolą dzisiejszego dnia będzie sypanie kwiatów. W swojej małej dłoni trzyma miały koszyk, ozdobiony liliową wstążką.
Do moich uszu dotarła muzyka i w tej chwili poczułam dotyk dłoni na swoim ramieniu. Jeremy chwile później złapał mnie pod rękę, a wielkie, drewniane drzwi otworzyły się przed nami (do tego wyznaczeni byli Christian i jeszcze jeden chłopak z rodziny Justina, którego nawet nie znałam). Jazzy wyszła pierwsza. Zanurzyła swoją rączkę w delikatnych, białych płatkach róży i zaczęła nieudolnie rozsypywać je wszędzie co było według mnie przeurocze. Idąc przez kościół i czując wzrok każdej zebranej osoby, zebrało mi się na wymioty. Z każdej strony było słychać ciche westchnienia i komentarze na mój temat. W mojej głowie natychmiast utworzyły mi się rożne kompromitujące mnie historie, które mogą mieć miejsce w ciągu tych kilku sekund, gdy zmierzam ku ołtarzowi. 
Starałam się odsunąć od siebie te obawy i myśleć tylko o tym co najlepsze. Uśmiechnęłam się w końcu promiennie i wyprostowałam się. Justin stał już przy ołtarzu i czekał na mnie. Wyglądał pięknie. Był ubrany w zwykły garnitur z białym krawatem i jego strój nie wyróżniał się w sumie niczym, ale wyglądał wspaniale i czekał tam na mnie, ukazując rządek swoich białych zębów.
Przy ołtarzu stała również Darcy i Dave, których wybraliśmy na swoich świadków.
Doszliśmy do chłopaka, którego oczy zaświeciły się i tata odsłonił moją twarz, która dotychczas zasłonięta była welonem.  W tym momencie jakby wszyscy wstrzymali oddech i to włącznie ze mną.
Moje dłonie trzęsły się jak cholera, ale gdy Justin złapał mnie za rękę, poczułam się ukojona.

                                                                            *  

No więc witajcie, kochani! Jeśli mam być szczera...to mam chyba nagły napad weny a dodatkowo mam masę czasu, który mam zamiar wykorzystać w dobry sposób!
Jak już wspomniałam kiedyś- opowiadanie zbliża się do końca, więc zostało nam kilka rozdziałów. Ogólnie rzecz biorąc mam nowy pomysł i powoli realizuje ten projekt, więc nie rozstaniemy się na aż tak długo! :)
Nie wiem kiedy dodam nowy rozdział, bo coś czuję, że będzie trudno mi go napisać. Ale w zamian za to macie tutaj nowy zwiastun, przybliżający troszkę do końca opowiadania :) <<klik>>
Zrobiła go dziewczyna z "Kreatywne Zwiastuny"-> zawsze możecie do nich pisać, jeśli potrzebujecie zwiastuna! Proszę o jakieś opinie na temat rozdziału i... do kolejnego :)
+zapraszam Was na bloga mojego kolegi :)  xo @twerkonjosh


niedziela, 25 maja 2014

Rozdział dwudziesty szósty

 Pocałunek po pocałunku czułam jak pożądanie we mnie wzrasta. Moje ciało zachowywało się dziwnie, w sposób który trochę mnie przerażał; nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z czymś tak intensywnym i tak... słodkim.
Wrócił na górę i wpił się w moje usta. Skierowałam swój wzrok na jego pasek. Chłopak od razu chwycił za klamrę i odpiął ją, a zaraz potem zrobił to samo z guzikiem spodni.
Pozostał w samych bokserkach, rzucając wcześniej spodnie gdzieś wgłąb pokoju. Jęknęłam, gdy przygryzł skórę na mojej szyi. Położyłam dłonie na jego plecach i miałam ochotę wbić paznokcie w jego skórę. Szyja to chyba miejsce, na którym złożone pocałunki wydają się być jeszcze przyjemniejsze niż w rzeczywistości. Chłopak napiął wszystkie mięśnie i pozwolił sobie na dotknięcie najpierw mojej piersi, następnie biodra i uda. Jego ręka ostatecznie zatrzymała się na moim miejscu intymnym. Zadrżałam, gdy zorientowałam się co robi, ale jego uśmiech i pełen pożądania wzrok mnie uspokoił. Jego palce zaczęły się ruszać, a moje oczy, słowo daje, prawie wyskoczyły z orbit. Zatrzymał jęk, który wychodził z moich ust, pocałunkiem. Drugą ręką rozszerzył moje uda, by mieć większy dostęp.
-Justin...-jęknęłam, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Uciszył mnie, biorąc w ręce moje obydwie piersi. Zaczął je ssać i całować, sprawiając, że zachłysnęłam się powietrzem. Zawstydziłam się, gdy przypomniałam sobie, że leżę bezwładnie i Justin tylko pracuje na top co ma się zdarzyć za chwilę. Postanowiłam więc przejąć inicjatywę i wsunęłam dwa palce pod materiał jego bokserek i pociągnęłam je na dół. Ściągnęłam je z małą pomocą Justina i zaraz potem ścisnęłam jego pośladek. Chłopak rzucił się na mnie jeszcze bardziej, ale wciąż pozostał delikatny. Leżeliśmy całkiem nadzy, przytulając się, całując i dotykając na białej pościeli. Czułam się jak księżniczka ze swoim księciem, który w końcu przyjechał na białym koniu. Przyszedł i wyrwał mnie z koszmarnej bajki.
W końcu, gdy nadszedł moment, gdy miałam stracić dziewictwo z Justinem, byłam zarazem przerażona, szczęśliwa i napalona jak cholera. Położył dłonie po obu stronach mojej głowy i pocałował mnie w usta. Chwile potem odważa się wejść we mnie.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię-powtarza, gdy powoli we mnie wchodzi, jakby to miało zmniejszyć ból. Prawda była taka, że pomagało.
-Będę delikatny-obiecał i się zaczęło. Poruszył biodrami raz, drugi, a ja poczułam ból jakiego nie czułam jeszcze chyba nigdy. Zacisnęłam powieki i zęby. Kolejne poruszenie i kolejna fala bólu, potem następne i następne. Kiedy ból stał się niedoniesienia, pisnęłam, a moje oczy zaszły łzami.
-Przepraszam, skarbie-szepnął do mojego ucha. Zacisnęłam ręce na jego ramionach i starałam się jakoś przyzwyczaić się do jego wielkości i tego dziwnego uczucia. Biodra Justina falowały się naprawdę  powoli, więc boję się co będzie gdy przyśpieszy. Ból stopniowo się zmniejszał, ale nadal czułam się okropnie. Jednak Justin i jego czułe słowa sprawiały, że było nieco lepiej.
-Boli, Justin-powiedziałam, czując jak łzy spływają po moich policzkach. Wbiłam wzrok w sufit i załkałam. Chłopak na chwilę przestał. Wytarł moje łzy i pocałował czoło.-Mogę dalej?
Pokiwałam głową na "tak" i czekałam na dalszą męczarnie.
-Oddychaj-zalecił. -Nie myśl o bólu, myśl o nas. Myśl o tej chwili. Kocham cię.
Postanowiłam to właśnie zrobić. Zamknęłam oczy, czując jego pocałunki na szyi i w tej chwili ból zaczął stopniowo ustępować a na jego miejsce wstąpiła rozkosz. rozkosz tak wielka, że wbiłam paznokcie w jego plecy, zostawiając tam zapewne duże ślady. Przycisnęłam go bliżej i pocałowałam. Zapragnęłam kochać się z nim całą wieczność. W  jednej chwili znalazłam się na górze. Zniżyłam się i byłam dokładnie na wysokości jego członka. -Hej, skarbie. Nie rób tego-trzymając mnie za ramię, przyciągnął mnie do góry. -Chcę to zrobić- nalegałam, czując jak usta chłopaka nie odpuszczają i składają gorące pocałunki na moim dekolcie. -Nie dziś- usłyszałam.
Odnalazłam jego penisa i nacelowałam nim w siebie. Kiedy udało mi się, delikatnie podskoczyłam.
Położyłam obydwie dłonie na jego klatce piersiowej, jego ręce natomiast znalazły się na moich biodrach, by pomóc mi się poruszać. Zaczęłam spokojnie, nie wiedząc jak to się robi. Poczułam się dosłownie jakbym znalazła się w niebie. Zajęczałam, odchylając głowę do tyłu. Chłopak zacisnął palce na mojej skórze i zagryzł wargę, zamykając oczy. Wyglądał tak gorąco.
-Jesteś wspaniała, skarbie- jęknął i sam pchnął trzy razy biodrami, po czym usłyszałam jego jęk i nierówny oddech, rozchodzący się po całym pomieszczeniu. Przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje wargi. Przerzucił mnie na plecy i zniżył się maksymalnie, zostając na wysokości mojego miejsca intymnego. Rozchylił moje uda i pocałował mnie w podbrzusze. Chwile potem jego język wariował, sprawiając, że oszalałam z podniecenia. Jedną rękę zanurzyłam w jego gęstych włosach, a drugą zacisnęłam na pościeli, pojękując cicho. Miałam ochotę złożyć się w pół jak kartka papieru. Dojście nie zajęło mi długo. Ciepło rozeszło się po moim brzuchu, promieniowało w każdą stronę i było przyjemnie błogie. Chłopak wrócił do moich ust i złożył na nich ostatni pocałunek. Szepnął, że mnie kocha i pomógł mi wejść pod kołdrę. spełnił moje oczekiwania i nie odwrócił się do mnie tyłem, tylko pozwolił położyć mi się na swojej klatce piersiowej, by jeszcze chwilę nacieszyć się sobą i bym pamiętała, że nie rozpłynie się, tylko wciąż będzie tu dla mnie.
Poczułam jego ciepłe, silne dłonie na swoich plecach, które głaskały mnie delikatnie wzdłuż kręgosłupa. Mój policzek i kawałek czoła spoczywał na jego wciąż spoconym torsie. Kreśliłam palcem wskazującym serduszka i nieokreślone kształty, których sama nie rozróżniałam. Jego klatka piersiowa unosiła się szybkimi ruchami w górę i dół. Czułam jego miętowy oddech na szyi, który sprawiał, że po moim ciele przechodziły ciarki. Naciągnęłam kremowy koc po szyję, zostawiając odsłonięte plecy, po których gładził mnie Justin. Jego ciało było zakryte do pasa, więc miałam idealny widok na wszystkie rysunki na jego górnej partii ciała. Poprawiłam się, wzdychając i wsunęłam dłoń pod koc, zostawiając ją poniżej jego biodra. Jego usta znalazły się na moich włosach, zostawiając tam pocałunek. Podniosłam się i pocałowałam go w usta. Zacisnął dłoń na moim udzie i przerzucił moją nogę, powodując, że usiadłam na nim okrakiem. Położył jedną rękę na moim biodrze, a drugą na piersi, robiąc kółeczka kciukiem. Nachyliłam się ku niemu i pocałowałam w nos, śmiejąc się przy tym. Przyciągnął mnie do siebie i po prostu przytulił. Przycisnęłam swój policzek do jego.
-Kocham Cię-szepnął mi do ucha, przerywając ciszę. -Na prawdę bardzo mocno.
W odpowiedzi pocałowałam go, mówiąc po tym ciche "ja ciebie też". Splótł nasze dłonie i posłał mi niepewny uśmiech. To co mi powiedział chwile później, sprawiło, że słowa utknęły mi w gardle. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Wyprostowałam się i z całych sił starałam się rozpracować jego emocje. Może się przesłyszałam, a on w rzeczywistości powiedział tylko zwykłe słowa.
-Noemi, jeśli mnie kochasz, to wyjdź za mnie-powtórzył, przyglądając się mojej twarzy. Rozchyliłam usta, nie wiedząc jak rozumieć jego słowa. Siedziałam więc cicho i mogę przysiąc, że słyszałam bicie swojego serca, które było tak głośne jak dzwony.
-Powiedz coś-ściszył głos, który teraz zdawał się głębszy. -Zgódź się-nalegał, jego głos się łamał.
-Justin, Ja...
Chciałam gestykulować rękoma, ale zorientowałam się, że nasz dłonie są wciąż splecione, a palce Justina zbyt mocno ściska moją rękę. Drżał, ja również.
Powaga tych słów dotarła do mnie dopiero po kilku minutach ciszy, gdy przyglądałam się zrezygnowanej minie Justina. -Wyjdę za ciebie.
Wzięłam jeden oddech, zaraz za nim kolejny i kolejny, a moje oczy zapełniły się łzami.
-Choćby zaraz!- powiedziałam, wydychając powietrze. Zagryzłam wargę.
Chciałam powstrzymać łzy, ale na marne, to zbyt wzruszające. Justin wyszczerzył się łapiąc mnie za ramiona i przyciągając do siebie. Prawie mnie zgniótł, ale nie przeszkadzało mi to. Ta chwila jest na serio zbyt szczęśliwa, by myśleć o czymkolwiek innym. Schował kosmyk moich włosów za ucho i pocałował mnie namiętnie. Rozchylił swoim językiem moje wargi. Chwycił mój pośladek i ściskał go, przeciskając swoje usta bardziej do moich. W czasie, gdy oderwałam się od niego, by złapać kilka oddechów, chłopak przerzucił mnie na plecy, po czym usadowił się pomiędzy moimi udami i przykrył nad kocem. Poruszył się, ocierając się swoim przyrodzeniem o moje miejsce intymne.
Syknęłam z bólu. W sumie nie ma co się dziwić, niedawno straciłam dziewictwo. Justin odsunął się i położył obok. Odwróciłam się do niego tyłem, a on przytulił się do moich pleców i położył dłoń n moim brzuchu, po czym zaczął masować moje podbrzusze. Chciał mi okazać swoją miłość i pokazać mi, że jest tutaj i nie zamierza mnie zostawić. Nie poszedł zapalić papierosa zaraz po, ani nie odwrócił się ode mnie i nie poszedł po prostu spać.
-Byłaś dziś wspaniała-zamruczał do mojego ucha, całując moją szyję. -Oh, taka cudowna.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czując ruchy Justina, zasnęłam.
Rano obudziliśmy się późno. Gdy ja wstałam, Justin leżał i wciąż masował mój brzuch.
-Dzień dobry, księżniczko-nachylił się i pocałował mnie w czoło. -Strasznie się wierciłaś w nocy.
-Jestem obolała-stwierdziłam zgodnie z prawdą, siadając. Skrzywiłam się i miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.
-Zrobię ci kąpiel, może trochę przejdzie- zeskoczył z łóżka i poszedł do łazienki. Był nagi i nie krępował się tego nawet trochę. Wpiłam wzrok w plamę na białym prześcieradle i zrobiło mi się głupio. Powolnym krokiem zeszłam z łóżka. Podniosłam z ziemi szlafrok, który miałam wczoraj na sobie i zarzuciłam go na ramiona. Poskładałam pościel i położyłam ją z boku. Co kilka kroków stawałam i jęczałam z bólu. Ściągnęłam prześcieradło, na którego środku widniała wielka, czerwona plama. Chciałam zdjąć to jak najszybciej, by Justin nie musiał tego robić.
Musiałam wyglądać co najmniej śmiesznie! Chodzę teraz zapewne niczym kaczka lub pingwin.
-Gotowe-uśmiechnięty Justin wszedł do pokoju i westchnął. -Zrobię to-zapewnił mnie, odpierając mi z rąk materiał. Zagryzłam wargę, czując ogromne skrępowanie. Chwycił mnie pod kolanami i podniósł do góry. Zaniósł mnie do łazienki i postawił na ziemi. Rozwiązał sznurek mojego szlafroka i zsunął go na ziemię. Odruchowo zakryłam piersi rękoma, na co Justin się zaśmiał.
-Nie masz tu nic, czego bym nie widział-uklęknął przede mną i pocałował mój brzuch.
-Urodzisz mi dziecko?-zapytał, a ja zdziwiłam się tym pytaniem. -Skoro masz być moją zoną, to chcę też dzieci.
-Wstań-poprosiłam go, śmiejąc się nerwowo. Chłopak podniósł się gwałtownie i wpił w moje wargi.
-Obiecaj mi.
-Wiesz, że obiecuję!
Justin tylko wyszczerzył zęby i wszedł do wanny. Myślałam, że będę się myła sama,a tym czasem on już czeka na mnie. Wyciągnął ręce w moją stronę, więc nie zostało mi nic jak wejść do niego. Może będzie przyjemnie.
Z trudnością podniosłam nogę i zanurzyłam ją w wodzie.Włożyłam też następną nogę i usadowiłam się wygodnie pomiędzy jego udami. Wanna jest dość sporych rozmiarów, więc siedząc tu razem, jest wygodnie. Oparłam się o klatkę piersiową chłopaka, podkurczyłam nogi i zamknęłam oczy. Jego ręce powędrowały na mój brzuch.
-Oh, jak przyjemnie-powiedział melodyjnym głosem. Było na prawdę dziwnie przyjemnie.
Odchyliłam głowę do tyłu i pocałowałam szczękę Justina.


                                                                                  *
Witajcie, witajcie, witajcie. Wiecie jaki problem miałam z napisaniem tego rozdziału? Oh, ogromny!
Ale jest i mam nadzieję, że nie zawiodłam Was. Powoli myślę o końcu i mam mały plan, także myślę, że będzie fajnie. Jeśli dobrze pójdzie, to przed końcem opowiadania dostaniecie taki "zwiastun/filmik" podsumowujący opowiadanie. Proszę o komentarze, kochani. One mnie motywują :) @twerkonjosh


poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział dwudziesty piaty

Do domu wróciliśmy w nocy. Siedzieliśmy na plaży jeszcze chwile i poszliśmy na spacer, gdzie rozmawialiśmy na milion banalnych tematów. O około  drugiej w nocy poczułam zmęczenie, więc wróciliśmy do domu. Umyliśmy się szybko i leżeliśmy w łóżku jeszcze trochę. Justin bawił się moimi włosami w ciszy aż zasnęłam. Rano obudziłam się wcześnie. Justin jeszcze spał, przytulając się do mojego brzucha. Odplątałam jego ręce, które były przywarte do mojego ciała. Starałam się go nie obudzić, tak słodko spał.  Wyślizgnęłam się z jego uścisku, po czym stanęłam bosymi stopami na puszystym, białym dywanie. Omackiem odnalazłam kapcie, po czym wsunęłam w nie moje stopy i powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Na dworze jest wciąż ciemno, więc zaświeciłam światło, gdy stałam na korytarzu. Zeszłam po chodach, nie starając się nawet zbytnio śpieszyć, nie mam po co.
Wskazówki zegarka w kuchni wskazywały godzinę prawie piątą. Oparłam się o blat i nalałam szklankę wody i wypiłam ją na raz. Zastanawiam się czy Darcy jeszcze śpi. Złapałam więc za telefon gdy tylko przypomniałam sobie, że przyjaciółka jest typowym, rannym ptaszkiem. Wykręciłam jej numer po czym przyłożyłam komórkę do ucha. wystarczyły dwie sekundy by Darcy odebrała telefon.
Przywitała mnie swoim słodkim głosem, mówiąc, że stęskniła się za mną.
-Justin śpi-poinformowałam ją, gdy zapytała co robimy. Skierowałam się do małego salonu i usiadłam na parapecie. Podkurczyłam nogi i objęłam je jedną ręką.
-Noemi, zrobiliście to?- zapytała znienacka. Zdziwiła mnie tym pytaniem, więc rumieńce od razu  wkradły się na moje policzki. -Nie.
-A chcesz?-wierciła mi dziurę w brzuchu.
Mimo, że jesteśmy sami w domu, a Justin wciąż śpi- rozejrzałam się po pokoju, upewniając się, że nikt mnie nie podsłuchuje. Otworzyłam usta, ale od razu je zamknęłam.
Nie wiem. Nie wiem czy jestem gotowa, by to zrobić. Milion razy o tym myślałam, ale zawsze znalazłam tak samo wiele za jak i przeciw.
-To ma się stać niespodziewanie. Nie myśl tyle o tym- powiedziała, jakby czytała w moich myślach.
-Jeśli go kochasz, nie widzę problemu. Tylko musisz być pewna, że go kochasz.
Czy kocham? No pewnie! Czy jestem gotowa? Wciąż nie wiem.
W odpowiedzi wypuściłam powietrze ustami. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy.
-Jesteś pewna, że cię kocha?
Czy mnie kocha? Kocha. Zapewnia mnie o tym codziennie. Czy jestem gotowa? Wciąż nie wiem.
-Zero przymusu- ciągnęła swój monolog.- Masz czas, ale pamiętaj- jeśli naciska nie jest ciebie wart.
Nie naciska. Czasem zachodzimy daleko, a ja się otrząsam, ale on zawsze pamięta o tym, że jest moim pierwszym chłopakiem. Wciąż jednak nie jestem pewna.
-Jeśli traktuje  cię jak księżniczkę pewnie tak samo będzie traktował cię podczas pieszego razu, pomyśl tylko.
Traktuje mnie tak w każdej sekundzie dnia. Czuję się jak jedyna dziewczyna na świecie, gdy trzyma mnie w swoich ramionach, a jego usta muskają moją skórę.
Nagle pomyślałam o tym, że mam dwadzieścia lat, jestem odrosła i...
Justin zawsze myśli o mnie, kocha mnie i szanuje. Jego usta są dla mnie ukojeniem.
Czy go kocham? Kocham! Czy jestem pewna, że on czuje do mnie to samo? Tak. Czy traktuje mnie jak księżniczkę? Zawsze. Wiem, że jestem gotowa. 
Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc śmiech Darcy. Znów wie o czym myślę. Może zorientowała się po moim nierównym oddechu.
Usłyszałam kroki w oddali co oznaczało, że Justin wstał i schodzi po schodach.
-Justin idzie- poinformowałam ją, odwracając głowę w kierunku dochodzącego hałasu.
-Zadzwonię później i dziękuję!
Usłyszałam tylko jej "pa, kocham cię" i rozłączyłam się.  Odłożyłam telefon obok i w tym samym momencie Justin stanął bok mnie w samych bokserkach. Pomyślałam o tym ciele jako o czymś co może sprawić, że oszaleje z rozkoszy.
 Darcy zawsze miała dar perswazji. Potrafiła ze mną rozmawiać w taki sposób, że mogłam poukładać sobie kilka spraw, więc teraz wiem, że pragnę, by mnie kochał całym swoim ciałem.
Zagryzłam wargę i wbiłam wzrok w swoje dłonie. Delikatnie otworzyłam usta ze zdziwienia, nie wierząc w to o czym właśnie myślę.
-Od której nie śpisz?-zapytał, kładąc dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i jednym okiem zerknęłam na zegar. Jest prawie ósma. Zagadałam się troszkę z Darcy.
-Nie długo- odpowiedziałam, a chłopak złożył pocałunek na moim policzku.
-Kochasz mnie?
-Kocham-odpowiedział, śmiejąc się pod nosem.-głupie pytanie.
Zeskoczyłam z parapetu i podeszłam do lodówki. Jesteśmy zaopatrzeni w jedzenie, więc możemy spokojnie zjeść śniadanie. Wzrokiem przejechałam po wszystkich produktach i zaczęłam zastawiać się nad tym co zjemy. Nie jestem świetną kucharką, mimo tego, że w swoim życiu naprodukowałam wiele potraw.
-Zrób zwyczajną jajecznicę-Justin odpowiedział, uprzedzając moje pytanie.
Po trzydziestu minutach na talerzach leżały dwie porcje jajecznicy, którą zjedliśmy w ekspresowym tempie.
Na dzisiejszy dzień nie zaplanowaliśmy niczego. Właściwie nie chciało nam się robić nic konkretnego. Leżeliśmy więc na kanapie przez połowę dnia i oglądaliśmy różne filmy.
Najpierw jakąś komedię potem horror. I wszystko tak na przemian. Namówiłam nawet Justina na obejrzenie po raz setny mojego ulubionego filmu "Igrzyska śmierci". Później nawet zgodził się na drugą część, więc dzień leniuchowania na kanapie możemy uznać za udany.
Wieczorem wspólnie zrobiliśmy pizze, bo zamawianie jej byłoby trudne z racji tego, że mieszkamy przez te wakacje bardziej na odludziu i wszędzie mamy daleko.
Najszybszym sposobem było zrobienie samodzielnie pizzy co jednocześnie było dla nas nie lada frajdą,
Wieczorem pozwoliłam sobie na długą kąpiel. Justin zaoferował mi, że przygotuje wszystko. 
Nalał wody do wanny niemalże po brzegi, dolał jakiś aromatycznych płynów, zrobił pianę i zapalił kilka świeczek. Siedząc tam, czułam się cholernie zrelaksowana. Jak zawsze z resztą, gdy mogę posiedzieć w ciepłej wodzie. Mogłam zamknąć oczy, odchylić głowę i pomyśleć w spokoju.
Gdy moje myśli ciągle się zgadzały ze sobą, a moje oczy zaczęły się kleić, uznałam, że czas na mycie się. Umyłam więc włosy i całe ciało, po czym wyszłam z ciepłej jeszcze wody, owinęłam włosy i ciało ręcznikiem. Nasmarowałam ciało balsamem. Osuszyłam włosy ręcznikiem i rozczesałam je, zaczynając od dołu włosów, by zapobiec skołtunieniu.  Wyciągnęłam suszarkę i wysuszyłam włosy. Zwykle zostawiam je, by same wyschły, ale tym razem zdecydowałam się użyć małej pomocy.
Nie robiłam nic szczególnego z włosami, pozwoliłam im spływać kaskadami po moich plecach. Sięgnęłam ręką po jeden z zapachów i popsikałam się nim. Wspaniały zapach.
Na ramiona zarzuciłam jedynie jedwabny, biały szlafrok. Gotowi czy nie, nadchodzę.
Otworzyłam drzwi od łazienki i powolnym krokiem weszłam do sypialni. Balkon był otwarty. Justin stał w samych spodniach, trzymając się barierki i patrzał gdzieś w dal. Wyglądał na takiego... nieobecnego. Cicho, wręcz na palcach podeszłam do chłopaka. Chłód odbijał się od kawałków odkrytej skóry. Ciekawe ile Justin tak tu stoi i jakim cudem nie przeszkadza mu ten chłód?
Przytuliłam się do pleców chłopaka, który od razu położył dłoń na moich palcach, splecionych na jego klatce piersiowej.
-Chodź, Justin-szepnęłam, szarpiąc go do tyłu. On bez problemu poszedł za mną. Skierowaliśmy się w stronę łóżka. To taki rodzaj łóżka, że gdy na niego patrzysz, zastanawiasz się czy nie jesteś w komnacie królewskiej. Piękny baldachim zdobi łózko od góry. Sięga niemalże do sufitu i spływa bokami łóżka aż do podłogi. Jest wspaniałe. Takie o jakim marzy niejedna dziewczyna.
W sumie nie potrzeba mi wiele, by czuć się jak księżniczka, bo gdy jestem w objęciach Justina, czuję się jak jedyna dziewczyna na tej ziemi. Ustawiłam go tyłem do łóżka, a sama stanęłam przed nim, kurczowo trzymając brzegi szlafroka. Justin to zauważył, bo z delikatnym uśmiechem, powiedział "Nie masz się czego bać, niczego nie spróbuję".
Zaśmiałam się tylko pod nosem, na chwile spuszczając wzrok i zagryzając wargę. Czy jestem gotowa? Powolnymi ruchami rozwiązałam sznurek szlafroka, odsłaniając najpierw jedno ramię, potem drugie, a na końcu resztę ciała. Pozwoliłam materiałowi zsunąć się na ziemię, pozostawiając mnie zupełnie nagą. Przez chwile poczułam jak moje policzki pieką, ale postanowiłam zignorowac to uczucie.
Oczy Justina były wbite w moje oczy, analizując moje zachowanie. Nie spuszczał wzroku niżej, niż obręb mojej twarzy. Poczułam dziwne uczucie w brzuchu.
-Przestań, Noemi- splótł dłonie z przodu, oddychając ciężko. -Nie rób nic wbrew sobie.
-Nie robię nic wbrew sobie-zapewniłam go i odważyłam się na kolejny ruch. Zrobiłam krok do przodu, stając z Justinem twarzą w twarz.
Teraz albo nigdy.
Położyłam obydwie dłonie ja jego twarzy i wpiłam się w jego wargi tak zachłannie jak jeszcze nigdy. Jego palce w końcu dotknęły mojej skóry. Mojej nagiej skóry.
Nie czuję się źle, nie czuję się skomponowana. Jest dobrze, tak myślę.
Popchnęłam go na pościel, po czym usiadłam na nim okrakiem, całując po raz kolejny w usta. Sama w sumie zastanawiam się skąd we mnie nagle tyle odwagi. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i po prostu przytulił. -Kocham cię-powiedział, całując skórę na mojej szyi. Położył rękę na moim udzie i przycisnął mnie mocniej do siebie, po czym przeniósł swoje wargi na moje czoło, a następie na moje usta. Moja ręka instynktownie przeniosła się na jego rozporek. Chłopak zatrzymał moją dłoń i sprawnym ruchem sprawił, że byłam pod nim.  Zaczął składać mokre pocałunki na mojej skórze. Zaczął od szyi, przez piersi, po biodro. Poczułam jak robi mi się gorąco. Łapczywie nabrałam powietrza w usta. Jego pocałunki przeniosły się na moje udo. Każde miejsce gdzie jego usta stykały się z moja skórą, stawały się gorące i piekące, ale w taki przyjemny sposób.

                                                                              *

Witajcie! Oh, długo mnie nie było, wiem. Jest koniec roku szkolnego, co nie wpływa zbyt korzystnie na moją wenę hahahha.
Wiecie co? Zbliżamy się ogromnymi krokami do końca opowiadania. Mam jednak pomysł na nowe opowiadanie. Mam już bohaterów, ich charakterystykę, pracuję wciąż nad fabułą, ale idzie w dobrym kierunku. Męczyliście mnie o tę scenę, ale ja pod bogiem nie pamiętam jak się to pisze.
Postaram się dodać szybko nowy :) Proszę o komentarze! No i oczywiście jeśli macie jakieś sugestie co do ich pierwszego razy, to piszcie do mnie w komentarzach lub na Twitterze. To serio mi pomoże! Do "zobaczenia" @twerkonjosh

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział dwudziesty czwarty

Puścił moją brodę. Przejechał dłonią po moim biodrze, a w miejscu zetknięcia się naszych skór , poczułam mrowienie, które było zaskakująco przyjemne.  Na moment wbiłam wzrok w ziemię, ale nie na długo, ponieważ nabrałam w sobie tyle odwagi, by przenieść wzrok na wargi Justina i zaraz potem złożyć na nich pocałunek. Chłopak przyciągnął mnie bliżej i uniemożliwił mi tym odsunięcie się od niego. Moje dłonie spoczęły na jego ramionach, ale po chwili zsunęłam je niżej i zacisnęłam je na jego cienkiej koszulce na ramiączkach. Justin ma na sobie czarno-szare spodenki kąpielowe i białą koszulkę.
Otworzyłam usta, chcąc wsunąć język do jego ust, ale Justin przerwał pocałunek i spojrzał na mnie, uśmiechając się promiennie. Cofnął się kilka kroków, ciągnąc mnie za sobą i po chwili obydwoje leżeliśmy na łóżku, całując się namiętnie. Dotychczas byłam na dole, ale prześlizgnęłam się pod nim i teraz siedzę na nim, wsuwając dłonie pod jego koszulkę. Jego mięśnie napinały się i rozluźniały, pod moją ręką. Zagryzłam wargę, podnosząc materiał do góry. Pocałowałam szybko jego brzuch i zachichotałam. Jego brzuch był piekielnie ciepły. Usiadł na moment i ściągnął bluzkę, po czym sięgnął do zapięcia mojego biustonosza, pozbywając się go w kilka sekund. Poczułam pieczenie, uświadamiając sobie, że oczy chłopaka zatrzymały się na mojej nagości. Ostatkami sił powstrzymałam dłonie przed zakryciem biustu, a twarz przed kompletnym zalaniu się czerwienią.
Położył plecy na swojej poduszce, a mnie przyciągnął do siebie. Nasze ciała się stykały, a ja nie wiedziałam co zrobić. Oddałam się pocałunkowi, nie zwracając uwagi na dziwne uczucie w brzuchu.
Chwile potem znów znalazłam się pod nim, czując dotyk palców na piersiach.
Musnął dwa razy moją szyję, wyciągając rękę do zamka moich spodni.
I wtedy zaświeciła się lampka. Nie wiem czy jestem gotowa, a doskonale widzę do czego to zmierza.
Z całych sił odepchnęłam Justina przez co usiadł na łóżku, a ja mogłam bez problemu wstać.
-Przepraszam- szepnęłam tylko i zakrywając swoje ciało, weszłam do łazienki.
-Noemi!
Zignorowałam jego wołanie i szybko przeleciałam wzrokiem po całej łazience, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć za nakrycie. Znalazłam tylko szlafrok, który był tak biały i delikatny, że bałam sie go dotknąć. Złapałam więc za ręcznik, który przewiązałam sobie na wysokości pach.
-Noemi, przepraszam.
Nie ma za co mnie przepraszać, to nic takiego. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie wiem co zrobić, co powiedzieć, to tyle. Jestem nieśmiała.
Kilka szarpnięć klamką, sprawiło, że cofnęłam się trzy kroki, uderzając w szafkę. Kilka kremów i perfum zleciało na ziemię, a ja wstrzymałam na moment oddech. Na szczęście zamknęłam drzwi i Justin nie może do mnie wejść. Nie chce po prostu musieć patrzeć w jego oczy, a zdaję sobie sprawę z tego, iż to nieuniknione.
Schyliłam się i podniosłam buteleczki, które spadły, po czym odłożyłam je z powrotem na szafce, starając się nie robić przy tym zbyt wielkiego hałasu.
Gdyby to tylko miało mi w czymś pomóc...
Osunęłam się po kafelkach na ziemię. Chwilę zastanawiałam się co mam zrobić, ale moja głowa zdawała się być pusta. Żadna konkretna myśl nie zostawała w niej na długo. Przelatywały przeze mnie niczym chmury. Nie jestem pewna, czy tak działo się samo, czy aby przypadkiem nie było to z mojej winy. Możliwe, że nie chciałam teraz myśleć.
Wspomagając się na dłoniach, podniosłam się. Nagłe zawroty głowy sprawiły, że złapałam się umywalki i wbiłam w nią wzrok, delektując się jej nieskazitelną bielą.
Odkręciłam kurek kranu i zanurzyłam dłonie w wodzie, nabierając jej trochę,po czym oblałam nią twarz. Podniosłam wzrok na lustro. Kogo widzę?
Dziecko, które nie chce dorosnąć. Dziecko, które nie miało szan na dobry dom, na odrobinę czułości, która jest niezbędna do prawidłowego dojrzewania umysłowego. To, że dojrzałam na zewnątrz, fizycznie... nie oznacza tego, że w środku wszystko jest dobrze. Bo nie jest. Nie jest nawet w najmniejszym, pieprzonym stopniu.
Myślę, że właśnie dla tego jest mi teraz ciężko przyswoić niektóre rzeczy.
Zakręciłam wodę, oderwałam wzrok od swojego odbicia i zebrałam w sobie 100% odwagi na wyjście z łazienki i stanięcie oko w oko z Justinem, który wciąż siedzi w pokoju. wiem to, bo słyszę jego oddech, który jest tak głośny, że bez problemu dochodzi do moich uszu nawet przez grube drzwi.
Gdy tylko uchyliłam drzwi, Justin znalazł się obok mnie, tuląc mnie do siebie. Nigdy nie czułam tego, co czuję, gdy jestem tutaj teraz z Justinem.
Jego miękkie usta dotknęły czubka mojej głowy. Szepnął dwa czy trzy razy słowa przeprosin. Gdy chciał raz kolejny mnie przepraszać, przerwałam mu, mówiąc, że to nic takiego.
-Czasem mnie ponosi- tłumaczył się, ale ja go rozumiałam. Jest mężczyzną. Mnie samą poniosło, więc wiem o czym mówi. W ostatniej chwili się przeraziłam.
-Musimy poczekać na odpowiedni moment- powiedziałam cicho, przysuwając twarz do jego szyi.
-Nie ma sprawy, poczekamy- zapewnił mnie, ciągnąc za dłoń. Czuję, że chce sprawić, bym zapomniała i nie czuła się mało komfortowo w jego towarzystwie.
Kiedy w końcu ubrałam strój kąpielowy, mogliśmy iść na plażę i pobawić się niczym dzieci.
Gdy tylko znaleźliśmy się w wodzie, nie mieliśmy zamiaru wychodzić z niej przez kilka godzin.
Kocham tę pogodę! Jest tak gorąco, że czuję jak słońce parzy moją skórę, bardzo delikatnie, ale wciąż przyjemnie. Zanurzyłam dłoń w wodzie i ochlapałam Justina, który natychmiast zaczął mnie gonić. Starałam się uciec przed nim, ale woda mi tego nie ułatwiała. Zaśmiałam się głośno, gdy znalazł się przy mnie i pocałował bardzo, bardzo mocno.
Ciągle jednak znajdowaliśmy się jednak blisko brzegu, gdzie woda sięgała nam jedynie do bioder, z racji tego, że nie potrafię pływać.
Kolejnym punktem dzisiejszego dnia była nauka pływania. Justin jest strasznie zawzięty i nie odpuścił tematu mojej nauki pływania.
Leżąc na wodzie, z dłońmi Justina oplecionymi w talii, czułam się dziwnie bezpiecznie.
Okropny ból brzucha sprzed kilku godzin zniknął nie wiadomo gdzie, a ja unosiłam się na powierzchni, czując jedynie delikatny dotyk Justina i jego oddech na policzku.
Justin kazał mi powoli przyzwyczajać się do wody i przestać myśleć o negatywach.
Powoli zaczęłam pływać! Co prawda ciągle potrzebowałam małego wsparcia ze strony Justina, ale poruszanie w wodzie przestało sprawiać mi taką  trudność i nie było już tak przerażające jak dotychczas. Nauka pływania, przeplatana śmiechem i wygłupami trwała na tyle długo, że słońce zaczęło zachodzić, a my dosłownie byliśmy padnięci.
Usiedliśmy na piasku i okryliśmy się kocem, który przyniósł Justin razem z owocami pokrojonymi w kostkę. Jedliśmy więc w ciszy, obserwując słońce i niebo, które przybrało kilka kolorów. Różowy, pomarańczowy i delikatny czerwony mieszały się z błękitem nieba. To wyglądało co najmniej bajecznie.
-Wiesz czego się boję? Boję się, że pewnego dnia moje serce przestanie bić. Jest tak wiele wspaniałych rzeczy do zobaczenia-powiedziałam, kładąc głowę na jego ramieniu. Przytulił mnie mocniej do siebie. 
                             
                                                                                *
Znowu nie było mnie tak długo, ale ostatnio mam tyle na głowie, że pod bogiem nie wyrabiam.
Rozdział- szału nie ma, wiem..
Do kolejnego :)
+nie ma źle, bo myślę nad następnym opowiadaniem !! @twerkonjosh

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział dwudziesty trzeci

Przechyliłam głowę w bok i usadowiłam ją na ramieniu Justina. Wpatrywałam się w przestrzeń przede mną. W czarna przestrzeń, na ostatnie krzesło na sali. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy, aż Justin wstał i podał mi dłoń, by pomóc wstać i mnie. Stanęliśmy na środku parkietu, wtuleni w swoje ciała i tańczyliśmy bez żadnej muzyki. Kiwaliśmy się delikatnie na boki, nucąc wspólnie jakąś melodię. Zamknęłam oczy, a na mojej twarzy pojawił się cień zadowolenia.
Tę piękną ciszę przerwał Justin, mówiąc prosto do mojego ucha "gonisz".
Otworzyłam oczy i dopiero wtedy zauważyłam, że Justina już nie ma przy mnie, tylko biega po całej sali. Zbiegł po schodach i pognał w stronę siedzeń. Zaśmiałam się na głos i chwile potem biegłam za Justinem.
-Zachowujesz się jak dziecko-krzyknęłam, zmachana. Niby powoli go doganiam, ale wciąż jestem kilka metrów za nim.
Skręcił w lewo, wgłąb foteli, a ja podążyłam za nim. Usiadł na jednym z nich i czekał aż do niego dołączę. Usadowiłam się na jego kolanach.
-Jesteś słaba-zaśmiał się.
Odwróciłam się do niego twarzą i przymrużyłam  oczy, piorunując go wzrokiem. Od jedynie pocałował mnie w nos. -Możemy wracać?-zapytał, masując moje odkryte ramię.
-Tylko dokończę scenę i możemy.
Wstałam z niego i wróciłam na parkiet. Złapałam za miotłę i przejechałam nią raz, drugi i kolejny po podłodze.
                                                                             *

I could drag you from the ocean
I could pull you from the fire
When you're standing in the shadows
I could open up the sky
And I could give you my devotion
Until the end of time
And you will never be forgotten
With me by your side

And I don't need this life
I just need

I've got nothing left to live for
Got no reason yet to die
But when I'm standing in the gallows
I'll be staring at the sky
Because no matter where they take me
In death I will survive
And I will never be forgotten
With you by my side 


Zagryzłam wargę, przyglądając się zwinnym palcom Justina, przebiegających po kolejnych klawiszach fortepianu. Każda dobra nuta i każdy idealnie trafiony dźwięk, wydobywany z jego ust, rozchodził się w mojej głowie, zostawiając po sobie dreszcze na całym ciele.
Wsłuchując się w słowa piosenki, aż się rozpływałam. Wiem, że to wszystko wygląda tak banalnie i wręcz przerysowanie, ale każde słowo wypowiedziane o Justinie, o naszej miłości...jest w stu procentach prawdziwe.
-Wyjedzmy na wakacje. Tylko nasza dwójka. Ty i ja. Daleko stąd-powiedział Justin,gdy skończył piosenkę.
Właściwie miał racje, ale nie uda mi się połączyć niektórych spraw. Nie wiem czy moja skromna wypłata sprzątaczki na to pozwoli. Muszę część pieniędzy oddać Pattie, by nie czuć się źle z powodu, że siedzę jej na głowie jak rasowy darmozjad. Chciałabym mieć też coś dla siebie, gdyby stało się coś, co wymagałoby jakiejś kwoty pieniędzy, ale chcę też mieć trochę na jakieś wydatki związane z przyjemnościami. Do tego dochodzą te wakacje, nie wiem jak długie i jak kosztowne. A poza tym- czy dostanę wolne. Nie często je dostaję.
Podrapałam się po policzku i starałam się kalkulować wszystko.
-Nie wiem Justin...
-Nie myśl tyle, daj się ponieść-powiedział, kręcąc głową. Najprawdopodobniej wiedział co siedzi w mojej głowie. Rozgryzł mnie.
-Zastanowimy się jeszcze-stwierdziłam, wstając.
-Chodź, chodź-zawołałam i ruszyłam w stronę krzeseł, gdzie zostawiliśmy swoje ubranie wierzchnie. Wolę się ubrać, by nie zachorować. Kto wie czy po incydentach z ostatnich dni nie wylądujemy w szpitalu z zapaleniem płuc?
Kiedy ubrany Justin dołączył do mnie przy drzwiach, posłałam mu uśmiech, by przypadkiem nie pomyślał, że jestem zła. Bo nie jestem. A może tak pomyśleć po moim zachowaniu. Często zmienia mi się humor, ale Justin już chyba do tego przywykł i potrafi sobie z tym  radzić.
-Kocham cię-powiedział, całując mnie w usta.
Doskonale sobie z tym radzi..
Wyszliśmy z teatru i zamknęliśmy drzwi. Swój komplet kluczy schowałam do torebki i trzymając Justina za dłoń, ruszyliśmy w stronę jego auta. Chłopak jak dżentelmen otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Weszłam do środka i moment potem byłam zamknięta, bezpieczna w aucie. Zapięłam pas bezpieczeństwa i ruszyliśmy. Przyglądałam się każdemu, mijanemu przez nas drzewu i ciemnej przestrzeni wokół nich. Postanowiłam spuścić wzrok, bo obrazy za oknem zbyt mnie przytłaczają, uderzając we mnie wspomnieniami.
Ręka Justina znalazła się na moim kolanie, a moja dłoń podążyła na jego, głaszcząc ją i masując.
Mimo wszystko skupiał się na drodze, idealnie kierując jedną ręką. Kilka minut później byliśmy na podjeździe domu.Justin otworzył mi drzwi i puścił mnie przodem. Rozglądając się w każdą możliwą stronę, trzymając się kurczowo Justina. Do domu wręcz biegłam, na serio nie chcę być na dworze. W tej pustej przestrzeni, gdzie ojciec może gdzieś czyhać.
Szybko złapałam za klamkę i za nią szarpnęłam. Drzwi jednak były zamknięte. Szarpnęłam raz kolejny i prawie ze złości w nie kopnęłam. Krzaki zaczęły się ruszać i szeleścić, a ja wpadłam w panikę. Rozpłakałam się i zsunęłam po ścianie i usiadłam na zimnej podłodze. Justin od razu zjawił się obok. Wyciągnął klucze z kieszeni i w tempie natychmiastowym otworzył drzwi. Podniósł mnie i zaniósł do środka.
Widząc mój błagalny wzrok, zabezpieczył drzwi, zamykając je na dwa zamki. Od razu stałam się spokojniejsza i cicho przeprosiłam chłopaka. Otarłam mokre policzki i wstałam z ziemi, na której właśnie siedziałam.
-To impuls-starałam się obronić.
-Wiesz, że to był tylko wiatr?-zapytał, biorąc mnie w ramiona.
-Możliwe-przyznałam mu racje.- ale nie koniecznie to musiało być to..
Przyłożyłam  dłoń do ust i pociągnęłam nosem. Moja ręka nadal drgała. Starałam się uspokoić, wdychając powietrze Justina, ponieważ jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej. Ale nie przeszkadza mi to.
Jego usta musnęły mój policzek, zaraz potem nos aż dotarły do ust i starały się mnie uspokoić.
Wczoraj chcieli zadzwonić na policje, ale błagałam ich, by tego nie robili. Myśl ojca zdenerwowanego jeszcze bardziej mnie przerażała. To pewnie było głupie z mojej strony, ponieważ wciąż jest na wolności, a jego czyny nie zostaną ukarane.
-Wyjedzmy-Justin znów zaczął drążyć temat, a ja byłam coraz bardziej skłonna się zgodzić. Jednak moje myśli i obawy wciąż nie opuszczały mojej głowy.
-Proszę.
Musnął moje usta.
-Dobrze, tylko co z pracą?
-Zwolnij się, proszę!-jego mina była błagalna.
-Nie mogę- odpowiedziałam, marszcząc brwi.
-Zasługujesz na lepszą pracę-stwierdził, ciągnąc mnie za jeszcze drżącą  rękę w stronę schodów.

                                                                         *
-Mamo, bądź spokojna. Jedziesz do dziadków, a my będziemy bezpieczni.
Kobieta pokiwała głową. Widzę, że wciąż się martwi. Podobnie jak ja.
Koniec końców- zgodziłam się na zwolnienie z pracy. Nie zrobiłam tego jakoś z entuzjazmem, ale Justin tak nalegał...
Zgodziłam się też, by zadzwonili na policję, ale wtedy gdy my będziemy już w samolocie. Wiem, że zostawiłam ich z tym na głowie, ale wiem też, że to zbyt wiele dla mnie i po prostu nie dam rady.
-Bawcie się dobrze-poprosiła kobieta, przytulając nas oboje. -Będziemy.

Chwile potem siedzieliśmy w fotelach na pokładzie samolotu, lecącego na hawaje.
Boję się wielu rzeczy...w tym samolotów. Złapałam więc Justina za dłoń i schowałam twarz w jego pierś, gdy samolot wybił się w górę i leciał ku chmurą. Przed wyjazdem z domu zabrałam dość dużą dawkę środków uspokajających, ale nie dało ty zbyt wielkiego rezultatu. Pięść zacisnęłam na szarej bluzie Justina. Czułam przez materiał jego napinające się mięśnie i poruszającą się klatkę. Oddychał spokojnie, przyciskając moją głowę bardziej do siebie. Czułam się bezpieczna, więc po chwili, gdy ciśnienie przestało wbijać nas w krzesła i ból moich uszu ustał, uspokoiłam się nieco. Odważyłam się nawet otworzyć oczy. Siedziałam pod oknem, więc miałam szalenie piękny widok! Chmury przesuwały się i były tak blisko, że prawie mogłam ich dotknąć.
Odwróciłam wzrok z okna prosto na Justina, a na moich ustach ukształtował się wielki uśmiech. Chłopak zaśmiał się cicho, pocierając moje włosy, jakbym była dzieckiem. I w tym momencie strach zamienił się w autentyczne podekscytowanie. Miałam wielką ochotę pisnąć i skakać w miejscu-ten widok był tak piękny, plus pierwszy raz leciałam samolotem. Położyłam głowę na ramieniu Justina, po czym zagryzłam wargę i wpatrywałam się w mały telewizor na oparciu siedzenia. Justin właśnie włączył jakąś komedię i podał mi jedną słuchawkę, którą natychmiast umieściłam w lewym uchu.
-Już lepiej?-zapytał, całując mnie w czoło.
Pokiwałam głową na tak i oboje zajęliśmy się oglądaniem.
Po dwudziestu minutach filmu, poczułam się senna. Położyłam więc głowę na kolanach Justina i ziewnęłam, zatykając usta dłonią. Oblizałam usta i zamknęłam oczy. Dłonie Justina na moich plecach sprawiły, że poczułam się jeszcze bardziej komfortowo i po chwili zasnęłam.

Obudził mnie głos, wydobywający się z głośników, mówiący o tym, że należy zapiąć pasy, gdyż za chwile będziemy lądować. Otworzyłam oczy i podniosłam ślamazarnie głowę. Justin wciąż spał, więc postanowiłam go obudzić. Musnęłam jego szczękę po czym przysunęłam usta do jego ucha i powiedziałam cicho, ale na tyle głośno by zdołał się obudzić: "lądujemy, obudź się".
Jego oczy otworzyły się, ale jeszcze kilka razy ponowie je zamknął i otworzył.
-Cześć księżniczko- powiedział zaspanym głosem.
Zarumieniłam się-za każdym razem zresztą jak mówi do mnie w ten sposób.
-Możesz całować mnie tak częściej-stwierdził, przysuwając głowę do mojej.

Gdy wylądowaliśmy, poszliśmy po nasze bagaże i złapaliśmy taksówkę, by zawiozła nas w "specjalne miejsce", jak to nazwał Justin. Jechaliśmy dobre trzydzieści minut,aż dojechaliśmy na totalne odludzie. Wszędzie był piasek, a w oddali rozciągało się duże jezioro z dziwnie czystą wodą. Może jest sztuczne. Zapłaciliśmy za taksówkę i zabraliśmy bagaże, które w większości niósł Justin. Szliśmy pod piaszczystą górkę aż zobaczyliśmy domek. Piękny, oszklony domek z ogrodem. Dom nie był bardzo daleko od jeziora, zaledwie pięć minut spacerkiem, więc to było bardzo fajne.
Moje aż same się otworzyły, gdy byliśmy pod drzwiami domu.
-To wygląda niesamowicie.-rozejrzałam się dookoła i zatrzymałam wzrok na Justinie.
-Jesteśmy tu zupełnie sami.-szepnął mi do ucha.
-Dziękuje-rzuciłam się mu na szyję, a on pocałował mnie prosto w usta, trzymając walizki w dłoniach.
Spędzimy tu dwa tygodnie. Zupełnie sami. To wspaniałe.
Odłożył na chwile walizki i wyciągnął klucze, po czym wsunął je do zamka i przekręcił.
 Puścił mnie przodem i złapał za rączkę bagaży. 

                                                                                *

-Pospiesz się- poprosił Justin, siedząc na naszym wspólnym, śnieżnobiałym łóżku, czekając aż ubiorę się w bikini.
-Wiesz, że się wstydzę.
Chłopak tylko pokręcił głową z dezaprobatą i powolnym krokiem do mnie podszedł.
Wyciągnął mój brązowy, dwuczęściowy strój. Złapał za końce mojej koszuli i podciągnął ją do góry, odkrawając moje ciało. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię!
Zakryłam brzuch rękoma i odwróciłam się do niego tyłem, by nie mógł dużo zobaczyć.
-Proszę, nie wstydź się mnie. Nie wstydź się swojego ciała
Po moim policzku spłynęła łza,którą szybko wytarłam. Nie wiem czemu się tak zachowuję... przecież Justin już widział mnie bez koszulki.
Odwróciłam się do niego, wciąż nie ściągając rąk z ciała. Moja głowa była schylona, unikałam jego wzroku. Justin jednak nie pozwolił mi długo wpatrywać się w ziemię i milczeć, gdyż ujął dwoma palcami mój podbródek i sprawił tym, że byłam zmuszona patrzeć w jego oczy. Nie mówię, że mi to przeszkadza, ale nie chce by widział jak płaczę.
-Jesteś taka piękna. Musisz to zrozumieć.
Czy jestem piękna, skoro Justin tak mówi? Każe mi uwierzyć w to, ale nie wiem czy sam w to wierzy. Może tak na prawdę jestem brzydka, a on tak mówi, by nie było mi przykro?

                                                                            ***

Witam Was :) Jak widzicie- udało mi się napisać 23 rozdział.
Kolejny powinien pojawić się  już niedługo, ale nic nie obiecuję .
Wielkimi krokami zbliża się wielka scena +18 ..
Cóż, proszę o komentarze i do następnego :)
+zmieniłam nazwę na TT!! @twerkonjosh




poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział dwudziesty drugi

-Uciekł- usłyszałam krzyk chłopaków- nie wierzę.
Rozejrzałam się dookoła, by tylko potwierdzić ich słowa. Rzeczywiście po moim ojcu ani śladu. Widocznie musiał zdążyć uciec, gdy oni pędzili w ich stronę.
-Przepraszam-wydusiłam tylko z siebie i ogarnęło mnie przerażenie, pustka, złość i poczucie winy.
Justin z niewielką pomocą wstał i ruszył w moją stronę. Z jego przeciętej wargi sączyła się ciemno-czerwona ciecz.
Gdy tylko dłoń Justina znalazła się na moim ramieniu, wybuchłam płaczem. Poczucie winy aż rozwala mnie od środka. Gdyby nie to, że żyję, Justinowi nic by nie groziło...z mojej winy.
Jego dłonie oplotły  mnie wokół talii, a usta musnęły moje czoło, zostawiając po sobie mokry, czerwony ślad, który chwile potem starł wierzchem swojej dłoni.
-Tak się boję- przyznałam zgodnie z prawdą i wtuliłam się w pierś Justina, chowając w niej mój policzek.
-Musimy ją stąd zabrać, jest przemarznięta- uznał Justin, tuląc mnie jeszcze mocniej.
-Przestań-odsunęłam się od niego-to ty jesteś ranny!
Wypuścił powietrze głośno ustami i pociągnął mnie do namiotu, trzymając mocno za dłoń. Krzyknął tylko jeszcze do swojego taty, który miał na rękach swoje dzieci, żeby odpalił już auto.
Justin pomógł mi założyć coś na siebie i razem wyszliśmy, kierując się bezpośrednio do auta jego taty.
Ciągle rozglądałam się po lesie, mając nadzieje, że nie zobaczę gdzieś za drzewem ukrytego ojca.
W mojej głowie wciąż układały się kolejne słowa przeprosin, które skieruje do Justina, gdy tylko znajdziemy się sam na sam. Bezpieczni.
W aucie siedziałam pomiędzy Darcy, a Justinem, który kurczowo ściskał moją dłoń. Nie wiem czemu teraz tak o mnie dba, skoro to powinno być na odwrót. To on jest ranny i to ja powinnam go pielęgnować i zadbać, by wszystkie rany zagoiły się tak jak trzeba.
Widzę, że Justin cierpi, bo ile można przetrzymać cierpienie, ale stara się tego nie pokazywać po sobie. I tak zbyt nagiął swoją opinię "Bad boya", okazując mi uczucia.
Jego szczęka była zaciśnięta przez całą drogę, która dłużyła się w nieskończoność. Do moich oczu aż cisnęły się łzy za każdym razem, gdy spoglądałam na bladą twarz Justina z widocznymi rozcięciami.
Kilka metrów za nami jechały jeszcze dwa auta z resztą naszych przyjaciół.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, myślałam tylko o tym, by znaleźć się w środku i zamknąć za sobą drzwi.
Szłam, a wręcz biegłam, ciągnąc za sobą chwiejącego się Justina.
Załkałam, widząc Justina w świetle. Zacierał swój ból i rany sztucznym uśmiechem, który prawdopodobnie miał na celu mnie uspokoić.
Stanęłam na chwilę pod ścianą, by wziąć sześć głębokich oddechów i zapanować nad swoim gniewem, który przepełniał właśnie każdy skrawek mojego ciała.
-Spokojnie, Noe.
-Jak mam być spokojna?-uniosłam głos, pociągając nosem. -to wszystko jest bez sensu.
-Siadaj-rozkazałam, zanim zdążył coś powiedzieć. Pattie podała mi apteczkę, z której wyciągnęłam kilka rzeczy, których użyję do opatrzenia ran Justina.
Usiadłam na kolanach chłopaka, a jego dłonie powędrowały na obie strony moich bioder. Zignorowałam przyjemne dreszcze, przechodzące po mojej skórze w miejscu, w którym nasze ciała się stykają, bo to w tym momencie nie ma najmniejszego znaczenia.
Zacisnęłam wargi i zmrużyłam oczy, ponieważ skupienie wzięło górę. Justin zaśmiał się pod nosem.
Zmarszczyłam brwi, oddalając swoją twarz od jego i skarciłam go wzrokiem.
-Aw, to mała rana, to nic takiego.
-Nie sądzę, że to nic takiego-fuknęłam.
Zwilżoną gazę przyłożyłam do jego warg, a on niewzruszony przyglądał się moim dłoniom.
Przełknęłam ślinę i przeniosłam gazę nieco wyżej na jego łuk brwiowy, odkażając również to miejsce. Jego palce zacisnęły się na moich biodrach, sygnalizując mi, że czuje ból.
Pattie przyglądała się nam z wyraźną uwagą, a ja starałam się nie stresować jeszcze bardziej i opanować moje trzęsące ręce.
Darcy właśnie dzwoniła po mamę, by ją odebrała.
Gdy wszystko było dokładnie wyczyszczone z krwi, zakleiłam rany plastrami i na koniec pocałowałam jego czoło,zupełnie jak małe dziecko.
-Dziękuję-szepnął, obdarzając mnie najpiękniejszym, ale bladym uśmiechem.
-To ja dziękuję.
Wstałam z jego kolan i wyrzuciłam opakowanie po gazach do śmieci. Dopiero gdy ściągnęłam buty, uznając,że nie będę brudzić podłogi, przypomniałam sobie jak zimno jest mi w stopy.
-Tata pojechał odprowadzić chłopców i za chwile przyjedzie do nas-usłyszałam Pattie, gdy wchodziłam do pokoju.
Justin pokiwał tylko głową na znak, że zrozumiał i wyciągnął ku mnie ramiona, bym usiadła obok niego na kanapie. Posłusznie zrobiłam to co chciał i wtuliłam się w jego pierś.
-Tak bardzo przepraszam-powiedziałam na tyle głośno by i jego mama usłyszała moje słowa. W końcu i jej należą się przeprosiny. Niby od kilkudziesięciu minut wymyślałam i sklejałam w jedną spójność słowa, ale teraz one nie maja takiego znaczenia, jak same, proste przeprosiny.
Justin przyciągnął mnie jeszcze mocniej do swojego ciepłego ciała i potarł kciukiem mój policzek.
Podkurczyłam dogi na kanapie i rozgrzałam je swoimi dłońmi.
-Nie masz za co, na prawdę.
Pattie położyła rękę na moim ramieniu i delikatnie pomasowała skórę.
Podniosłam na moment wzrok, by uśmiechnąć się w jej kierunku z wdzięcznością.
Po chwili w mieszkaniu rozległ się odgłos pukania, na który aż podskoczyłam w miejscu.
Zaczęłam się trząść i cicho szlochać. Prawdopodobnie jestem przewrażliwiona, ale powoli wszystkie złe emocje i uczucia ze mnie uchodzą. Nie mogę tego wiecznie w sobie trzymać.
 Pattie spojrzała przez wizjer w drzwiach i od razu je otworzyła, wpuszczając do środka tatę Justina z jego nową żona i dzieciakami.
Odetchnęłam ciężko i zacisnęłam oczy, pozwalając ostatnim łzą wypłynąć swobodnie z moich oczu.
-jak się czujecie?-zapytał tata.
-całkiem dobrze.
Zegarek na szarej ścianie wskazywał drugą w nocy, więc automatycznie poczułam się zmęczona, jednak wątpię, bym potrafiła dzisiaj zasnąć.  Justin zauważył moje przekrwione i podkrążone oczy, więc wstał z kanapy.
-Położymy się już. Myślę, że każdemu z nas przyda się odpoczynek-powiedział i pociągnął mnie w kierunku schodów, machając do wpół śpiącej Jazz.
Szłam, opierając się o barierkę. Małymi krokami, wchodziłam po każdym schodku, a każdy krok sprawiał ból moim zamarzniętym stopą.
Gdy w końcu dotarliśmy do sypialni Justina, nawet się nie przebierając, wpełznęliśmy pod kołdrę.
Oparłam prawy policzek na Justinie i rozkoszowałam się ciepłem, który dawało mi okrycie i ciało chłopaka. Moje stopy powoli odzyskiwały czucie.
Dłonie Justina delikatnie, ale zdecydowanie i pewnie, masowały moje plecy, tuż pod koszulką.
Starałam się nie myśleć o tym, że mój tata może być gdzieś niedaleko i chcieć zrobić nam krzywdę. Tak, zawsze był zawistny, myślę, że po mojej ucieczce to się nasiliło i będzie starał się uprzykrzyć nasze życie w jak największym stopniu.
Wsłuchałam się w spokojny głos Justina, który nucił jakąś piosenkę tuż nad moim uchem i powoli oddałam się w objęcia Morfeusza. Nie śniło mi się nic konkretnego, jakieś niewyraźne, nic nieznaczące scenki, które nie łączyły się w jedną, spójną całość. Ale sen był przyjemny. Bardzo przyjemny.
Rano gdy się obudziłam, Justin leżał w tej samej pozycji, z oczyma skierowanymi na moją twarz.
Uśmiechał się delikatnie i pocierał kciukiem mój policzek, ostatnio często to robi.
-Jak się spało, księżniczko?-zapytał melodyjnym głosem.
Uniosłam kąciki ust do góry i na chwile wstrzymałam oddech. Spojrzałam głęboko w jego podkrążone oczy i zapytałam "a tobie?".
-Nie potrafiłem zasnąć-wzruszył ramionami. -Wolałem nad tobą czuwać.
Wyplatałam się z pościeli i  stanęłam na puchatym dywanie bosymi stopami.
-Muszę iść dziś do pracy-przygryzłam wargę, przyglądając się Justinowi, który właśnie wstawał z łóżka.
-Nie ma mowy.
-Muszę-uparcie ciągnęłam dalej-inaczej mnie wyrzucą.
-Noemi. Daruj sobie tę pracę.
Pokiwałam tylko głową na nie i ruszyłam w stronę łazienki. Stojąc przy drzwiach powiedziałam tylko "muszę" i weszłam do środka. Mały, metalowy zegarek na szafce wskazywał godzinę dwunastą, co oznaczało, że za cztery godziny będę musiała być w pracy, zwarta i gotowa.
Rozebrałam się i rzuciłam ciuchy gdzieś w kąt, po czym weszłam pod prysznic i włączyłam ciepła wodę. Nalałam arbuzowego żelu pod prysznic na dłoń i wsmarowałam w ciało, rozkoszując się zapachem owocu. Spłukałam pianę i sięgnęłam po szampon.
Gdy byłam czysta, wyszłam z wanny i owinęłam ciało miękkim ręcznikiem i rozczesałam włosy.
Wyszłam na chwile z łazienki po rzeczy do ubrania, gdy przypomniałam sobie, że jesteśmy w pokoju Justina.
Stanęłam na środku pokoju i wyraźnie zdenerwowana, przygryzłam wargę.
Usta Justina wygięły się w rogal i wstał, by mnie objąć. -pięknie pachniesz-stwierdził, całuąc moją szyje. Poczułam, że robię się czerwona jak burak.
-Możesz mi przynieść ubrania z mojego pokoju?-poprosiłam go, zmieniając temat.
Bez słowa jedynie z delikatnym uśmiechem, wyszedł z pokoju. Usiadłam spokojnie na łóżku.
Małe kropelki kapały prosto z moich włosów na poduszkę, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Wyschnie.
Spojrzałam przez okno, znajdujące się naprzeciwko łóżka i przysięgam, że przez ułamek sekundy widziałam tam mojego ojca. Z moich ust wydostał się krzyk, który rozległ się po całym pokoju, docierając ponownie do moich uszu. Trzymając się za ręcznik, zsunęłam się na ziemię. Zatkałam uszy rękoma. Wciąż słyszę  mój krzyk, który do złudzenia przypominał ten, gdy krzyczałam za każdym razem, kiedy mój ojciec mnie dotykał. Moje ręce zacisnęły się na włosach i mimowolnie ciągnęły je w dół, niemalże wyrywając je całymi garściami.
Jakaś siła pociągnęła mnie w górę i po chwili stałam w ramionach Justina.
Trzęsącym się ciałem, przytuliłam się do niego, pociągając nosem.
-Wszystko będzie dobrze, kochanie-zapewnił mnie, siadając, po czym pociągnął mnie na swoje kolana. Schowałam nos w jego szyi i kolejna porcja łez wydostała się z moich oczu. Justin na tyle mnie rozumie, że nie muszę mu o niczym opowiadać, by mógł mnie pocieszyć.
                                                                             ***
-Wiesz, że zawsze możesz wrócić do domu.
Pokiwałam głową na nie i wzięłam się za zamiatanie podłogi na scenie.
Justin uznał, że pójdzie ze mną do pracy (uparłam się, by tam iść), gdyż chce mnie chronić.
Rozejrzałam się po sali, zawieszając wzrok na poszczególnych elementach wystroju. Zagryzłam wewnętrzną część policzka.
-Zawsze lubiłem tu przebywać-zaczął.- wiesz.. posiedzieć w ciszy, pograć na pianinie, gdy nikt nie patrzy, czy chociażby pośpiewać piosenki. Nawet te najbardziej bezsensowne! Po prostu wiedziałem, że nikt tu mnie nie zobaczy, nikt nie będzie mnie osądzał.
Dołączyłam do niego i usiadłam na końcu sceny, pozwalając moim stopą zwisać nad ziemią.
-Ja to samo. Plus- nie ma i nie było tu mojego ojca. Nigdy jakoś nie specjalnie obchodziło go to gdzie pracuje, kiedy i jak. Wystarczyło mu, że dostaje moje pieniądze, które bezczelnie przepijał. Najprawdopodobniej nie obchodziło go nawet to czy żyję. Nie byłam mu na tyle potrzeba, by chciał mnie utrzymać przy życiu. Od zawsze pracuję na siebie. Teraz nie daje nam żyć tylko dlatego, że uciekłam-skończyłam mój monolog.

                                                                           *

Witajcie kochani ! Myślę, że teraz (ze względu na kilka spraw z mojego życia) mam większe możliwości na napisanie nowego rozdziału :)
Wątpię żeby ten blog wykroczył poza trzydzieści kilka rozdziałów, więc powoli, na serio małymi krokami zbliżamy się do końca.
Mam już nawet pomysł na kolejne opowiadanie. Znaczy się...pracuję nad tym, ale mam na to czas.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział i ,że wyrazicie swoją opinię w komentarzu. Widzę, że wiele osób odeszło, ale czemu nie mogę pisać dla tej garstki?
Do następnego rozdziału,
+ zmieniłam nazwę na Twitterze z @GrandMcBer na @twerkonjosh (to tak w kwestii organizacyjnej).
++przepraszam za błędy, które zapewne gdzieś się znajdą.