Justin zaskoczony, podniósł ręce do góry, sygnalizując tym, że już mnie nie dotknie. Potrząsnęłam głową, chcąc wrócić do normalnego stanu emocjonalnego. Westchnęłam głośno i opierając się na rękach, odchyliłam głowę w tył.
- Co się dzieje?- usłyszałam aksamitny głos Justina, dochodzący do moich uszu.
- Jest okej- skłamałam, podnosząc głowę i posyłając mu mały uśmiech. Odpuścił i to była jedyna rzecz, której pragnęłam w tym momencie. Na serio, nie mam nastroju.
- Zawieź mnie do domu- odezwała się po chwili ciszy. Justin spojrzał na mnie zaskoczony, prawdopodobnie nie wierząc w to co mówiłam. Sama do końca w to nie wierzyłam.
- Źle ci ze mną?- wypalił.
- Po prostu zostawiłam tam leki. Są mi koniecznie potrzebne. Mam tam wszystkie dokumenty- mówiłam cholernie szybko- Są mi bardzo potrzebne- powtórzyłam, przeczesując palcami włosy. Justin odchylił głowę, uderzając w ścianę za nim. Skrzywiłam się i zaczęłam obgryzać paznokieć.
- Nie możemy tam wrócić- jęknął.
Powiedz mi coś czego nie wiem- pomyślałam.
Wstałam z miejsca i wyszłam z pokoju, kierując się w stronę drzwi. Pattie gdzieś wyszła, zostawiając nas zupełnie samych, więc, gdy wychodziłam, nie minęłam jej siedzącej w kuchni, jak ma to w zwyczaju. Znaczy się... tak myślę, bo zawsze tam siedzi. Mój ojciec zawsze był w salonie, pijąc piwo i paląc tanie papierosy.
Kiedy sięgnęłam ręką w stronę klamki, ktoś położył swoją dłoń na moim ramieniu, odciągając mnie od drzwi.
- Pojadę z tobą- zignorowałam to co mówił i wyszłam. Nie chcę go wciągać w to gówno, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Po prostu scenka między mną, a ojcem może wyglądać źle i nie chcę, by Justin był jej częścią.
Przekręciłam głowę w stronę okna, z zamiarem uniemożliwienia Justinowi patrzenia na moją twarz. Zapięłam pasy i oparłam czoło o szybę. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, które uparcie powstrzymywałam przed swobodnym spłynięciem po mojej twarzy. Kilka przezroczystych, słonych kropelek wydostało się spod moich powiek i spłynęło kolejno po moim policzku, brodzie, szyi i opadło rozbijając się na czarnym obiciu fotela.
Całą drogę zastanawiałam się nad tym co może zrobić mi ojciec, gdy zobaczy mnie u progu domu. Prawdopodobniej wcześniej powinnam spisać testament. Zaczekaj. Nie mam nic, więc to nie potrzebne, tak myślę.
Kiedy auto z szarpnięciem zatrzymało się na podjeździe mojego (byłego) domu, pociągnęłam niezdarnie nosem i wciągnęłam głośno powietrze nosem. Ostatni raz popatrzyłam na Justina, który w tym momencie przyglądał mi się uważnie, analizując moją mimikę. Potrząsnęłam głową, starając się oderwać wzrok od morza czekolady znajdującego się w jego oczach. Posłałam mu delikatny uśmiech i nacisnęłam klamkę z zamiarem otworzenia drzwi czarnego auta. Jednak coś, a może ktoś zatrzymał mnie ciągnąc za moją rękę do siebie.
- Czekaj, Noe- potarł kciukiem wierzch mojej dłoni- Nie pójdziesz sama.
Z jego twarzy można było wyczytać zmartwienie. Pierwszy raz w życiu czuję, że ktoś się o mnie troszczy.
- Postanowiłem cię pocałować i zrobię to teraz- przybliżył swoją twarz strasznie blisko mojej, nasze czoła się stykały, a oddechy zmieszały się ze sobą, tworząc idealną mieszankę. Zamknęłam oczy i wykonałam ostateczny ruch, stykając nasze usta ze sobą w rezultacie czego stały się jednością. To był krotki, ale piękny pocałunek, który sprawił, że poczułam się wyjątkowo. Zarumieniłam się, cicho chichocząc.
Ostatecznie wyszłam z auta, a Justin poszedł w moje ślady i oboje ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Stanęłam przed nimi i natychmiast ogarnęło mną przerażenie. Tak bardzo boję się tam wejść, ale to nieuniknione w mojej sytuacji. Gdyby chodziło o same leki to okej. Mogę kupić nowe, wszystko byle nie wracać do piekła znanego również jako mój dom. Ale tu w grę wchodzą również moje wszystkie dokumenty, wypisy ze szpitala, i inne tego rodzaju gówna. Justin złapał mnie za dłoń i sam otworzył drzwi. Mój ojciec spał, jak zwykle z resztą, pijany. W domu śmierdziało i był cholerny bałagan. Oh, tak. W końcu nie miał kto mu posprzątać,a sam się za to nie weźmie. Podziękowałam Bogu w duchu i podreptałam cihco na górę, gdzie przynajmniej ostatnio znajdował się mój pokój, w którym znajdują się wszystkie potrzebne mi rzeczy. Słyszałam kroki za mną, ale nie przejmowałam się, bo wiedziałam, że to Justin. Pokój wyglądał tragicznie. Istne pobojowisko. Każda książka z mojej osobistej biblioteczki leżała rozwalona na ziemi, ale zignorowałam to. Rzuciłam się na szufladę szafki nocnej i wyciągnęłam segregator. Nie sprawdzałam zawartości, bo kiedy ostatnio tam ją wkładała była pełna dokumentów. Tata zwykle nie grzebał w moich rzeczach, tym razem chyba też nie dotykał niczego w szufladzie, bo to jedyne miejsce, w którym nie było bałaganu. Następnie wzięłam reklamówkę z potrzebnymi lekami i wstałam z kolan. Nie chciałam tracić czasu na nic innego, więc odwróciłam się napięcie i omijając Justina, pobiegłam w stronę schodów. Odwróciłam się, by zobaczyć Justina, idącego za mną. Ojciec ani drgnął. Leżał w tej samej pozycji z puszką piwa w ręce. W tym momencie przestałam oddychać. Wyszłam z domu, trzymając kurczowo rękę Justina. Na moje nieszczęście drzwi zamknęły się z hukiem, prawdopodobnie sprawiając, że ojciec się obudził, W moim oczach momentalnie pojawiły się łzy. Drzwi otworzyły się, a z domu wyszedł tata. Justin pchnął mnie w stronę auta. Posłusznie wsiadłam do środka, mając nadzieję, że Justin zrobi to samo. Niestety myliłam się. Chłopak podszedł do mojej rozwścieczonego ojca, mierzwiąc swoje postawione na żel włosy.
Justin's POV
Zacisnąłem pięści, a moje knykcie po chwili stały się koloru mleka. Twarz ojca Noe zrobiła się czerwona z gniewu.
- Nie powinniście byli tego robić- wysyczał. Daję słowo, że z jego ust w tym momencie kapie jad - Wychodź z tego auta, mała kurwo- krzyknął, patrząc na auto, w którym znajdowała się płacząca dziewczyna. Miałem w tym momencie ochotę zabijać go powoli, gołymi rękami i patrzeć jak cierpi. Słowo daję, że tańczyłbym obok jego martwego ciała, ciesząc się jego pierdoloną śmiercią.
- Kim ty kurwa myślisz, że jesteś?- podszedłem do niego, popychając go do tyłu. Jego twarz wyrażała zdziwienie a zarazem złość. Zaśmiałem się triumfalnie. Owszem jest starszy. Za pewne silniejszy, ale to nie ma znaczenie. Nie teraz. Zamachnął się, celując w moją twarz, a zaraz potem poczułem znajomy, metaliczny smak w ustach, co oznaczało, że krwawię. Otarłem wargę wierzchem dłoni i splunąłem obok jego buta. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech, który po chwili starłem, zadając cios w jego szczękę. Widziałem szał w jego oczach, prawdopodobnie nie spodziewał się tego. Rzucił się na mnie, popychając. Sprawił, że upadłem na ziemię. Noemi wybiegła z auta. Biegła w moją stronę, krzycząc, że ma mnie zostawić.
- Cholera, Noe- krzyknąłem pomiędzy ciosami, które dostawałem w moją klatkę piersiową - Wracaj do auta.
- Nie, czekaj- usłyszałem głos jej ojca, który na chwilę zaprzestał bicia mnie. Wykorzystałem to i przewróciłem go na plecy. Zacisnąłem pięść i uderzyłem go prosto w nos, sprawiając, że stał się jeszcze bardziej krzywy. Mężczyzna starał się wydostać spod mojego ciężaru, wiercąc się i szarpiąc, ale na marne, bo kolanami napierałem na jego ręce. Kilka kropel krwi spłynęło z mojej wargi wprost na niego i tak już brudną koszulkę, koloru żółtego. W napływie emocji, splotłem dłonie na jego szyi. Ścisnąłem je jak najmocniej, uderzając tyłem jego głowy o beton. Noemi mimo mojego rozkazu, przybiegła do nas. Mężczyzna jakimś cudem wydostał jedną rękę i ciągnąc mnie za koszulkę, powalił mnie na ziemię i w ten sposób byłem pod nim. Uderzył mnie w nos i w tym momencie usłyszałem odgłos łamanej kości. Zdecydowanie złamał mi nos. Noe zawyła, odpychając go ode mnie. Ten w odpowiedzi zamachnął się i uderzył ja w policzek, zostawiając na jej skórze czerwony ślad dłoni.
- Pierdolony chuju!- krzyknąłem, czując, że zaczyna się we mnie gotować. Zacisnąłem w pięści materiał okrywający jego tors i pociągnąłem go do siebie i splunąłem w jego twarz, powodując tym samym, że uderzył mnie po raz kolejny. Ojciec Noemi wstał i kopnął mnie w żebra. Zwinąłem się w kłębek, czując, że mam ochotę zwymiotować, ale wiedziałem też, że nie mogę zawieść Noemi, bo zawiódłbym równiez samego siebie. Zrobił to ponownie, tym razem w brzuch. Po moim policzku spłynęłam jedna łza. Dziewczyna kucnęłam przy mnie, głaskając mnie po policzku. Jej włosy mieniły się w promieniach słońca, a łzy spływały na moje rany. Ktoś odciągnął ją od tyłu, ciągnąc ją za włosy. Ze wszystkich sił starałem się wstać, ale poległem. Doczołgałem się do auta i oparłem się jedną ręką o maskę samochodu. Ból przechodził po moim ciele, pulsował i nie wyglądało na to, że miał zamiar przestać. Schyliłem się, trzymając się za brzuch i wyplułem coś co kolorem i smakiem przypominało krew. Kiedy w końcu byłem w stanie wykonać jakiś ruch, zobaczyłem mężczyznę bijącego drobną dziewczynę. Chwiejnym krokiem podszedłem do nich. Niestety nie zdołałem nic zrobić, bo zostałem pchnięty. Uderzył o samochód i upadłem na kolana.
- Zostaw go!- krzyknęłam Noemi, trzęsąc się - Koniec, błagam- wyszlochałam, odpychając jego masywne ciało. Trzymając ją za ramiona, rzucił mną o ziemię. Czułem się bezradny. Miałem ochotę położyć się na ziemi i leżeć. Wstałem i zamachnąłem się z nadzieją, że zbiorę tyle sił, by wykonać ostatni ruch. Na szczęście Bóg jest po mojej stronie i mężczyzną upadł, uderzając głową o kamień. Jęknąłem z bólu i oparłem czoło o ścianę domu.
- Justin tak bardzo...- mówiła, ale przerwałem jej, patrząc w jej oczy pełne łez.
- Wsiadaj do auta.
- Nie będziesz prowadził w takim stanie.
- Wsiadaj- wysyczałem. Dziewczyna przytaknęła grzecznie robiąc to co kazałem. Usłyszałem dźwięk zamykających się drzwi i sam ruszyłem do auta. Jęcząc z bólu, wsiadłem do środka. Zapiąłem pas i włączyłem silnik.
- Justin proszę...
Zignorowałem jej głos i ruszyłem przed siebie. Po kilku minutach, które ciągnęły się godzinami, poczułem, że chcę spać.
-Justin, tu mieszka Darcy. Zatrzymaj auto- nakazała. Zrobiłem to. Po prostu nie byłem w stanie. Wyskoczyła z auta, biegnąc w stronę domu. Po sekundzie wróciła z szatynką, która wyglądała na cholernie przerażoną. Kazały mi się przesiąść. Usiadłem na tylnych siedzeniach i zamknąłem oczy.
Darcy's POV
- Tak bardzo się boję, to wszystko moja wina - wyszlochała moja przyjaciółka, chowając twarz w dłoniach. Justin zasnął na tylnych siedzeniach, a Noemi nie mogła przestać powtarzać, że gdyby jej nie poznał... teraz by nie cierpiał. Nie wiedziałem co odpowiadać, więc stwierdziłam, że nie powiem nic. Teraz potrzebuje, by ją wysłuchano.
****
Eh. Dziękuje Wam, na serio. Połowę tego rozdziału napisałam w saunie, a drugą połowę na orbitreku, ćwicząc przed zumbą. Hahahaha.
35 komentarzy= rozdział.
Kocham @GrandMcBer
+ proszę o jakieś komentarze, o rozdziale, a nie "czekam na nn" lub "świetnie piszesz"
+ proszę o jakieś komentarze, o rozdziale, a nie "czekam na nn" lub "świetnie piszesz"
+ niech jedna osoba nie pisze kilku komentarzy
+ kocham Was