piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział jedenasty


-Wróciłem- usłyszałam melodyjny głos Justina, odbijający się po sali. Moje usta wygięły się w zdziwieniu.
Schowałam zabłąkany kosmyk włosów za ucho i odwróciłam wzrok. Usłyszałam kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Jego sylwetka stawała się coraz wyraźniejsza. Nerwowo zagryzłam wargę, po czym podwinęłam rękawy. Chciałam go widzieć, ale bałam się. Nie zrozumcie mnie źle, ale serce mówi mi , że chce go obok, że go potrzebuję, natomiast rozum podpowiada zupełnie coś innego. Jakby z dwóch odległych biegunów. Szaleństwo.
-Tęskniłem -szepnął w moje ucho, na co zadrżałam. Przełknęłam głośno ślinę i zaczerpnęłam powietrza. Złapał mnie za nadgarstek, na co syknęłam z bólu. Nie jestem z kamienia. Chłopak to zignorował i powiedział:
-To było głupie nieporozumienie.
Przeczesałam ręką moje włosy. Moje ciało zachowuje się dziwnie, poci się, drży, gdy Justin jest blisko. Czy to źle?
-Ty nie potrzebnie się zdenerwowałaś. księżniczko.
Czy to dziwne, że mam w tym momencie motyle w brzuchu, które wirują w środku mnie, obijając się o każdy napotkany organ wewnętrzny?
-Przecież obiecałem, Noemi. Nikomu nie powiedziałbym nawet najmniejszego i najśmieszniejszego sekretu. Sekret, to sekret, prawda? - przejechał dłonią po moim policzku. Nie umiem oderwać od niego oczu.
-To była moja stara koleżanka, Cait. To siostra mojego przyjaciela. Wszyscy znamy się jeszcze z dzieciństwa. - wzruszył ramionami. -Powiedziałem jej tylko, że kolejka zatrzymała się bardzo wysoko. Potem zapytała się jeszcze o twoje imię i tyle -skończył swój monolog i przyciągnął mój nadgarstek do swoich ust, by pocałować mnie w rękę. Zatrzymał się i z niedowierzaniem wpatrywał się w konkretny punkt na mojej ręce. Powędrowałam wzrokiem w miejsce na które patrzał i zastygałam w jednej pozycji. Nie potrafiłam się ruszyć nawet o centymetr.
Cholera.
-Co to za gówno? -krzyknął.
Nic nie odpowiedziałam. Właściwie nie miałam co, bo gdybym powiedziała coś źle, mogłabym go bardziej rozzłościć, co mijałoby się z celem. Spuściłam wzrok, zaczęłam wpatrywać się w parkiet, który dziwnym trafem w tym momencie wydawał się bardzo interesujący.
- Pytałem się o coś- wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego jabłko Adama poruszyło się w górę i w dół.
W odpowiedzi dostał głuchą ciszę, która nas otaczała. Mnie- wystraszoną i trzęsącą się i go- diabelnie zdenerwowanego.
Chciałam powiedzieć mu "Hej! To nic takiego. Nie przejmuj się mną". Ale chyba bym skłamała.
Jedyne co z siebie wydałam to dziwny bełkot, którego nawet ja nie potrafiłam rozszyfrować. Justin zaśmiał się sztucznie i zaczął się wycofywać. - Zabrakło ci języka w ustach?
Czy właśnie tracę coś niezwykle cennego? Po raz kolejny..?
Mentalnie kopnęłam się w brzuch. Przygryzłam skórę wyścielającą wnętrze moich ust, to chyba brzydki nawyk.
-Jesteś tchórzem, mogłaś poradzić sobie w inny sposób- krzyknął, wycofując się - Zastanów się sama nad sobą, Noemi. Jak coś to pisz.
 Właśnie doszło do mnie, że uzależniłam się od czegoś co jest złe. Czy teraz i ja jestem zła?
***
-Zostaw mnie, błagam.
-Zamknij się mała suko- wydarł się na mnie człowiek, który właśnie siedział na mnie i katował za to, że nie dostał całej wypłaty. Po raz kolejny uderzył mnie, tym razem w kość obojczykową. Kolejny cios zadał w brzuch i szczękę, sprawiając ,że wszystko się we mnie poprzewracało. Czuję się jak śmieć.
Przejechałam językiem po ustach i poczułam charakterystyczny metaliczny posmak. Zdecydowanie krwawię.
Dotknęłam koniuszkiem palca mojej dolnej wargi, sprawiając, że została na nim krew. Ojciec zaśmiał się, widząc stróżkę czerwonej cieczy, spływającej na moją idealnie białą pościel. Nie dziwcie się, że krwawię. Mój ojciec to rosły mężczyzna o wielkiej sile. Będąc w wieku trzydziestu lat był początkującym bokserem. Uczył się różnych sztuk walki. Będąc małą dziewczynką i widząc ojca w telewizji, zwinnie radzącego sobie z o wiele większymi przeciwnikami -chciałam nauczyć się tego co on. Nie wiedziałam ,że sprawy potoczą się tak, a nie inaczej. Teraz swoje umiejętności obraca przeciwko mnie. Pochylił się nade mną i podciągnął moją bluzkę. Po całym moim ciele przeszły ciarki, spowodowane obrzydzeniem do jego osoby. W tym momencie czuję się, jakby ktoś wbijał igły w różne części mojego ciała.  Jego ręka powędrowała w stronę zapięcia mojego jasno-różowego stanika. Odpiął go i rzucił za siebie. Pozbył się również dolnej części mojej bielizny, sprawiając, że leżałam teraz pod nim taka bezbronna. Kiedy to piekło się skończy? Przechyliłam głowę na bok, w rezultacie czego moją twarz zakryły włosy. Nie chciałam patrzeć na niego i na to co za chwilę ma się stać. Zakryłam dłońmi moje piersi i wylałam kolejny litr wody z mojego organizmu. Jeśli tak dalej pójdzie to zupełnie się wysuszę. Nie potrafiłam stłumić w sobie tych emocji. Zaczęłam krzyczeć, płakać i uderzać w jego owłosioną klatkę piersiową. Z każdą sekundą czuję się coraz gorzej, niczym wrak człowieka. Czy jak Titanic schodzę na dno? Boże, on nie ma w sobie nawet krzty człowieczeństwa a co dopiero uczuć.
Przejechał dłonią po moim nagim udzie i krzyknął, że mam się na niego patrzeć. Z niechęcią wykonałam rozkaz. Jego ręka przejechała po moich pachwinach, czyli blisko mojego miejsca intymnego. Śniadanie, które jadłam na mieście chciało wydostać się z mojego ciała i wędrowało w górę mojego przełyku.
Nagle na dole rozległ się huk, roznosząc się po całym domu. Twarz ojca stała się jeszcze bardziej gniewna. Zszedł ze mnie, ubrał się i wyszedł w mojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Dosłownie zsunęłam się z mojego łóżka  i ubrałam majtki oraz spodnie, które zabrałam z każdego kąta mojego pokoju.
Do pokoju przez okno wszedł zmachany Justin. Gdy zobaczył moje poobijane ciało, podbiegł do mnie i wziął w swoje ramiona.
-Zabieram cię stąd- oznajmił, podając mi bluzkę.
W tym momencie nie zwracałam uwagi na to ,że siedziałam przed nim tylko w samych spodniach. Nie obchodziło mnie ,że widział moje piersi. Jedyne czego chciałam, to skończyć z samą sobą. Ubrałam bluzkę, nie dbając o założenie stanika  i przetarłam twarz dłońmi.
-Gdzie mój ojciec?- zapytałam- Co zrobiłeś?- zadałam kolejne pytanie, nim odpowiedział na pierwsze.
-Shh, kochanie- przyciągnął mnie bliżej siebie i położył brodę na czubku mojej głowy -Rzuciłem kamieniem w okno
Moje zdarte od krzyków gardło wydało z siebie cichy śmiech, powodując, że Justin uśmiechnął się blado.

Jego dotyk powinien mnie brzydzić, prawda? Czy to złe, jeśli tak nie jest? Czy to złe, że jego dotyk działa kojąco na mój ból? 
Wstałam i potykając się o własne nogi, podeszłam do mojego stolika. 
- C-co my- zająknęłam się, upadając na kolana i schowałam twarz w dłoniach. Chłopak podbiegł do mnie i pomógł mi wstać. 
- Noe, nie mamy czasu. 
- Ale Justin- wyszlochałam w jego szyję- Co my chcemy zrobić?
- Zabieram cię do swojego domu- wytłumaczył mi. Moje usta rozchyliły się, a moje oczy patrzyły na niego w przerażeniu. Wplotłam dłonie w moje własne włosy i otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku aż do brody. Chłopak widocznie to zauważył, bo przytulił moje ciało do siebie. Gdybyście mogli zajrzeć do mojego środka, zobaczylibyście nic innego jak mnie samą rozkruszoną na miliony drobniutkich kawałeczków. 
- Boję się- wyszeptałam
- Hej, spokojnie- zostawił mnie, lub to co ze mnie pozostało i podszedł do mojej szafy i wyciągnął z niej jakąś pogniecioną torbę do, której wrzucił pierwsze lepsze ciuchy. Podał mi moją fioletową bluzę, po czym zapiął torbę. Przerzucił sobie ją przez ramię skierował się ku mnie. Jedynie co zdołałam złapać przed wyjściem z pokoju to mój telefon. Zerknęłam na mój zegarek, który wskazywał jedenastą. Najlepsze jest to, że za kilka godzin muszę iść do pracy, a jak na razie moje życie wygląda jak kiepski film kryminalny. Właśnie uciekam od ojca-potwora, który może nas zabić za próbę ucieczki. Justin pociągnął mnie po schodach prosto do drzwi wejściowych. W pośpiechu ubrałam buty i zostałam wyciągnięta z domu siłą. Rzecz jasna przez Justina, który najprawdopodobniej bał się równie mocno jak ja. Moje ciało robi się sztywne, nie wincie mnie, bo czuję się jakbym uciekała z więzienia. A gdybym została przyłapana, mogłabym zostać skazana nawet na śmierć. Dlaczego to wszystko dzieje się tak szybko? To zbyt pokręcone, tak myślę. Justin otworzył mi drzwi swojego auta i sam usiadł na miejscu kierowcy. Szybko zamknęłam drzwi samochodu. Przyciągnęłam nogi do głowy, czoło oparłam na kolanie i zamknęłam oczy, mając świadomość tego, co za chwilę mogę zobaczyć- sylwetkę mojego ojca. Wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że te czarne myśli odejdą ode mnie jak najdalej, zostawiając na swoim miejscu coś wesołego, pozytywnego. Usłyszałam ciche pomrukiwanie maszyny i ruszyliśmy. Zerknęłam na Justina, który zaciskał ręce na kierownicy. Przechyliłam głowę w stronę okna i przyglądałam się rozmazanym obiektom, które w mgnieniu oka przelatywały przed moimi oczami. Justin jechał jak szalony, nie zwracając uwagi na znaki drogowe czy światła. Ten chłopak zdecydowanie dostanie mandat. 
- Dlaczego przyjechałeś?- w końcu zdecydowałam się na pytanie, które w gruncie rzeczy męczyło mnie od dzisiejszego wejścia Justina do mojego pokoju - Nakrzyczałeś na mnie- stwierdziłam zgodnie z prawdą, patrząc na niego oczyma zranionego dziecka. 
- Cóż... sam nie rozumiem jak zachowałem się dziś w teatrze. Mogłaś mieć problem, może działo ci się coś złego... a ja... - stanął na czerwonym świetle, chyba pierwszy raz dziś. Popatrzał się na mnie ze łzami w oczach, uśmiechając się sztucznie - A ja zachowałem się jak i chuj i to pewne. 
- Masz rację- powiedziałam pewnie, wbijając wzrok w przednią szybę. Oblizałam wargi, przenosząc wzrok na chłopaka. Jego twarz nie wyrażała N I C. Zupełnie nic. Zawsze się uśmiechał. Jego białe zęby i usta wygięte w szerokim uśmiechu, serio podnoszą mnie na duchu. To naprawdę piękny widok. Tymczasem jest smutny. Jego oczy płaczą... ale dlaczego? Jego usta zaciśnięte są w cienką linię, a jego knykcie pobielały.
- Jeśli twój uśmiech daje mi chęci do życia, to czy teraz umieram?- zapytałam cicho, odwracając wzrok. Nie, to wcale nie jest przesłodzone. Mówię to co czuję. Przynajmniej teraz, bo zwykle zachowuje się jak niemowa, gdy mam swoje zdanie. Chłopak posłał mi delikatny uśmiech, który był zdecydowanie sztuczny. 


*** 



Hej kochani! 



Wiem, że mnie na serio długo nie było, ale jak kilka osób wie- mam problemy z komputerem. Dzięki mojej cudownej Kasi (@smileedems) macie rozdział. Pisałam jej rozdział na gg, a ona poprawiała błędy i dodała. Kocham Cię! Ratujesz mój tyłek! Zapraszam was na jej tłumaczenie (KLIK) i opowiadanie (KLIK) Jest świetna! 



Dobra. Wiem, że krótki, ale chyba rozumiecie? 
Woah. Dziękuje za 40 komenatrzy. To takie mjhpunjmagp. Na tyle Was stać! Albo chociaż 30. Liczę na was <3 Bo na serio dopingujecie mnie komentarzami. A 40 komentarzy to marzenie. Dziękuje no <3

Postaramy się z Kasią o kolejny. Ten nie jest idealny, ale pisałam go na telefonie hahaha. Wydaje mi się, że jest rozdziałem przełomowym. Czy Was zawiodłam? Piszcie w komentarzach <3

Kocham Was

@GrandMcBer