czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział dziesiąty

Błagałam ojca, płaszczyłam się przed nim i płakałam z całych sił, by mnie zostawił w spokoju i wrócił na dół, ale nie chciał mnie wypościć. Przetarł kciukiem moje miejsce intymne i już miał we mnie wejść czubkiem swojego penisa, gdy do pokoju weszła da sama dziewczyna, z którą siedział na dole.
-Chodź się pobawić ze mną-zapiszczała- a nie zajmujesz się nią- wskazała na mnie.
Czy ona nie ma serca, widząc mnie z nim i nie reagując na to odpowiednio? Ojciec zamachnął się i zostawił czerwony ślad na moim policzku, po czym zszedł ze mnie i wcześniej zakładając swoje ciuchy, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie tam taką półnaga i trzęsącą się.  Uderzyłam głową w poduszkę i zalałam się łzami, powodując, że mój tusz rozmazał sie jeszcze bardziej  i zostawił brudny ślad na mojej jasnobłękitnej poduszce. Zwlekłam się z łóżka i usiadłam na ziemi, uderzając delikatnie głową w ścianę. Cholera, czy zrobiłam coś nie tak, że ciągle mnie karzesz , Boże? Boje się żyć.. boję się.
Teraz zdałam sobie sprawę, że nie jestem bezpieczna, będąc sobą. Jestem uwięziona w pierdolonej patologi. Ojciec mnie boje, molestuje i chce gwałcić.. Jestem chora i lada dzień mogę umrzeć, bo nie mam możliwości przeszczepić serce. A chłopak, który w moich oczach wydawał się być idealny, jednym słowem - perfekcyjny i to pod każdym względem. Chodzi mi zarówno o jego wygląd i charakter. To co sobą reprezentuje. Po prostu. Nie, nie kocham go, ale jestem nim zauroczona. To boli równie dobrze, bo "zauroczenie" to stan przejściowy, bynajmniej w moim wypadku.. Czekajcie. Nie jestem pewna ,czy wiem co to znaczy miłość. Weszłam do łazienki i złapałam pierwszą lepszą maszynkę do golenia, po czym rozwaliłam ją na części pierwsze. Dotknęłam zimnego ostrza, leżącego teraz na moich kolanach. Moje plecy dotknęły ściany, a ciało zadrżało, czując chłód kafelek dostających się do mojego ciała przez jeszcze nagie pośladki. Skrzyżowałam nogi, po czym przyciągnęłam je do brody, sprawiając ,że żyletka upadła na ziemię.
Kopnęłam ją , powodując,że posunęła po ziemi i uderzyła o ścianę. Teraz leży dokładnie po drugiej stronie łazienki. Skuliłam się na ziemi, wpatrując się w lśniący kawałek maszynki. Chciałam wsiąść to do ręki i ulżyć sobie. wiele się naczytałam o samookaleczeniu..  zawsze się tym interesowałam, nigdy nie spróbowałam.
N I G D Y. Teraz czuję ,że chce to zrobić.
     Naciągnęłam sukienkę na kolana  i wytarłam łzę, spływającą po moim juz i tak mokrym policzku. Moja skóra nadal była czerwona i bolała od uderzenia w nią. Odgarnęłam  kosmyk włosów , który opadł na moją twarz i zamknęłam oczy, by pooddychać chwile głębiej niż zwykle. Po prostu czuję chęć rozwalenia czegoś.
Na chwile spuściłam wzrok z ostrego narzędzia, by przenieść go na siniaki na moich rekach i nogach. One mnożą się z dnia na dzień, słowo daję, a ja nie mogę nic  z tym zrobić. Najprawdopodobniej jestem za słaba na stawienie się, nie chodzi o to ,że za bardzo nieśmiała na to.. Po prostu jestem za słaba. Jestem za słaba na wszystko, nawet na życie. Zawsze uparcie starałam się pozbyć bólu, będącego w środku mnie, bólu, który sprawiał w dużej części mój własny ojciec, człowiek , który powinien być dla mnie wzorem do naśladowania. Są przecież sposoby na pozbycie się "tego" gówna z mojego ciała, a ludzie je dobrze znają. JA również, ale dzięki internetowi. Po prostu dużo czytam.  Nidy nie sięgałam po różnego typu używki.. nigdy nie sprawiałam sobie sama bólu, jedynie wyzywałam się na rzeczach materialnych. Czuję ,że dziś coś we mnie pękło . Jakby dzisiejsze zdarzenia przełamały wszystko, a ja zrozumiałam ,że jestem bezużyteczna i beznadziejna. Prawdopodobnie nie mogę nikomu ufać, nawet osobie, którą powoli uważałam za przyjaciela.
Przyjaciela o dziwnym stosunku do mojej osoby, ale to nie ważne. Chcę dziś ze sobą skończyć, bo jaki jest sens mojego istnienia? Jeśli mam być szczera, to ja przestałam go widzieć..
Nie mam pojęcia skąd we mnie taka zmiana, ale tak jest. Nie wiem czy to dobre, nie wiem czy bóg nie odwróci się ode mnie, nie wiem gdzie trafię po śmierci (prawdopodobnie bóg nie da mi szansy na poprawę).
"Czy warto?", odezwał się cichy głos w mojej głowie. "Czy nie lepiej coś z tym zrobić?"
Potrząsałam głową , by uciszyć samą siebie. Oh, to brzmi niedorzecznie. "Może to nie czas na mnie? Może bóg ma dla mnie jakiś plan?"- zapytałam się sama siebie. To skomplikowane.
Nie myśląc dłużej, podeszłam na kolanach po zimnych kafelkach, aż do żyletki leżącej na drugiej stronie łazienki i wzięłam ją do dłoni. Ponownie usiadłam i dokładnie przyjrzałam się swojej twarzy, odbijającej się w gładkiej powierzchni narzędzia i pociągnęłam nim po skórze na moich nogach.  Bolało, ale było do wytrzymania. Kolejne pociągnięcie sprawiło mi mniej bólu, a na dodatek dało dawkę przyjemności. Zagryzłam wargę i odchyliłam głowę do tyłu, by móc w 100 procentach rozkoszować się chwilą. Osoby, które opowiadały o tym w internecie.. miały cholerną rację. Jak szkoda ,że nie spróbowałam tego wcześniej.
                                                                         
~7 dni później~

Właśnie jestem w pracy . Chodzę do niej dzień w dzień i zostaje dłużej z nadzieją ,że Justin się tam zjawi.
Za każdym razem blada rzeczywistość rozwiewa moje nadzieje, pokazując mi głupia prawdę.
Dobra, to mi coś odbiło, wiem ,że naskoczyłam na niego i nie dałam dojść do słowa, ale jestem krucha.. jak już mówiłam- łatwo mnie zranić. Nie umiem panował na swoimi emocjami.
   Wydaje mi się ,że Justin był na serio cenny. Czy świadomość ,tego ,że nie odzywa się do mnie może mnie zabijać od środka? Czy mogłam poczuć coś do chłopaka? Dzięki niemu czułam się taka.. potrzebna. Ale przecież taki chłopak jak on.. nie zainteresuje się na poważnie taką dziewczyną jak ja. Jesteśmy przeciwieństwami. Mam mieszane uczucia co do tego, cholera.
       Chwiejnym krokiem podeszłam do pianina, moje ciało się mści za utratę tak dużej ilości krwi. Cięcie się jest uzależniające, wiesz? Położyłam głowę na klawiszach, powodując ,że zagrał przypadkowe dźwięki.
Uderzyłam dłonią w drewniane "opakowanie" instrumentu i jęknęłam z frustracji.
Podciągnęłam rękawy sweterka, ukazując swoje świeże rany. Wstałam i wzięłam miotłę do reki, po czym rzuciłam ją na widownie. Cholera, to wszystko bardzo boli.
Chodziłam w różnych kierunkach, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Tracę wszystko co ważne w tym pierdolonym życiu. NA dodatek pokłóciłam się z Darcy dzisiejszego poranku, ponieważ zauważyła moje rany na nogach.. Stąd kolejne na nadgarstkach i biodrach.
Boże, nie miej mi tego za złe. Nie chciałeś mi pomóc, jestem dużą dziewczynką.. sama sobie z tym poradziłam. Wzięłam głęboki wdech i upadłam na kolana, wylewając kolejną porcję łez. Czy to nie za dużo jak na jeden dzień ? Nie dbam o swoje "prawidłowe dobro", jeśli wiecie o co mi chodzi.
Wszyscy myślą, że cięcie się jest złe, że to chore, a ja przez ten tydzień poczułam się na serio dobrze dzięki temu. Z powrotem usiadłam na krzesełku, stojącym obok pianina i ze złością wystukiwałam jakiś nie znany mi rytm. Jedyne czego chce to być piękną, lekką i wolną. Chce mieć dla kogo żyć, czy to tak dużo ?
Wiecie ,że wczoraj zaczęłam planować swój własny pogrzeb?Ale to nie ważne, bo na prawdę  to by wyglądało zupełnie inaczej, niż w moich mniemaniach. To byłoby  mniej-więcej tak ,że ojciec wrzuciłby mnie do jakiegoś wora i wyrzucił na jakimś złomowisku, czy coś, albo spaliłby. Nieważne.
Oblizałam usta i zaczęłam płakać . Tak bardzo nie chcę żyć. Tak bardzo nie mam po co. 

Jedyny obraz , który pojawia się w mojej głowie na słowo "śmierć" , to ja.. leząca w trumnie. Blada. Zimna. Bez nikogo, kto stałby obok, opłakując moją śmierć.
"Noemi, masz niską samoocenę. To niezdrowe"- usłyszałam głos w mojej głowie. Przeczesałam dłonią włosy i oparłam czoło na pianinie.

Justin's POV

Wchodząc do wielkiej sali teatru, zauważyłem dziewczynę siedząca przy pianinie. Jej piękne włosy opadały kaskadami na plecy, a sukienka eksponowała jej perfekcyjny biust. Uśmiechnąłem się na sam widok osoby za którą tak bardzo tęskniłem. To może zabrzmieć dziwnie, ale na serio przywiazałęm się do tej dziewczyny w te kilka dni, a rozłąka była dla mnie trudna. Mam nieodpartą chęć troszczenia się o nią.
-Czy ty do cholery kiedyś tu wrócisz?- wykrzyczała, uderzając dłonią w pianino i krzycząc z frustracji. To było urocze.
-Wróciłem- powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, by dziewczyna dała rade usłyszeć mój głos.
Jej oczy się rozszerzyły, a usta zaczęła wyglądać jak literka "o". Rozejrzała się dookoła i kiedy mnie zauważyła, zaczęła płakać. To szalone. Chyba tęskniła.

*

Oficjalnie spierdoliłam sprawę. Rozdział wyszedł żałosny i jakiś depresyjny. Wydaje mi się ,że to wszystko wyszło jakoś chaotycznie. 
Przepraszam... Wyszedł krótki, trudno.
Nie wiem kiedy dodam rozdział, wydaje mi się ,że odchodzicie.. Cóż..Już nawet nie proszę Was o komentarze, bo i tak nie zwrócicie na to uwagi..
Do kiedyś tam :) @GrandMcBer