poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział trzynasty


Oderwaliśmy się od siebie, a ja wbiłam wzrok w klawisze, chowając twarz za włosami. Justin wstał z miejsca i pociągnął mnie w stronę jakichś starych schodów, prowadzących do piwnicy. Jeśli mam być szczera, nigdy tam nie byłam. Chyba nie miałam jakiejś wyraźniej potrzeby. Justin zeskoczył z ostatniego schodka i kazał zrobić mi to samo. Zaśmiałam się beztrosko i zeskoczyłam bezwładnie opadając w jego silne ramiona, które owinęły mnie wokół talii. Obrócił nami i postawił mnie na ziemi, przyciskając do zimnej ściany. Trącił nosem moją szyję i wymruczał coś zupełnie mi nieznanego. Pobiegliśmy do wielkiego pomieszczenia, trzymając się za dłonie. Pokój był pełen wielkich, wyglądających staro skrzynek. Rozejrzałam się dookoła. Naprawdę nigdy tu nie byłam. Chłopak poszedł do jednej ze skrzyń i wyciągnął z niej wielki, bufiasty kapelusz, który położył na mojej głowie. Zrobiłam pozę a'la modelka i spojrzałam na Justina, który wybuchnął śmiechem, ale zaraz po tym objął mnie ramieniem. Odepchnęłam do delikatnie, udając obrażoną i otworzyłam jedną ze skrzyń. Wyciągnęłam z niej sztuczne wąsy, które przykleiłam pod nosem chłopaka. Zaczęłam się śmiać, widząc jego zdezorientowany wzrok.
- Hej! I tak wyglądam seksownie- oburzył się.
Pokiwałam sarkastycznie głową i szturchnęłam go w ramię. Justin przygwoździł mnie po raz kolejny do ściany. Ugryzł mnie w szyję powodując, że jęknęłam.
- Lubisz wampiry? - zapytał zmysłowym głosem - Mogę być jak Edward ze "Zmierzchu". Mogę być lepszy, skarbie. Czegokolwiek zechcesz.
Zaśmiałam się delikatnie i przejechałam dłonią po jego postawionych na żelu włosach. Między nami nastała cisza, którą wykorzystałam na rozmyślanie. Wydaje mi się, że przy Justinie zachowuję się nieco inaczej. przecież on może robić sobie ze mnie żarty, prawda? Może mnie zranić, a po co mu to? Wydaje się być inny od reszty ludzi płci przeciwnej.
- Jesteś taka piękna- poczułam jak dotyka mojego policzka i całuje w policzek. Przełknęłam głośno ślinę i oblizałam usta, które w tym momencie były cholernie suche.
- Nie jestem- oburzyłam się, marszcząc brwi. Chłopak patrzał na mnie zupełnie jak na idiotkę, która nie wie co do niego mówi.
- Jesteś aniołem, wiesz?- przymrużył oczy - Ale zapomniałaś jak latać, przypomnę Ci.
Wtuliłam nos w jego szyję i uśmiechnęłam się sama do siebie. Każdy mówi, że nie ma czegoś takiego jak człowiek idealny... A gdyby mieli szansę poznać Justina, natychmiast zmieniliby zdanie. On mówi zupełnie jak moi ulubieni poeci, i to jest piękne - Nie rozumiem dlaczego nie widzisz jak piękna jesteś- westchnął, wtapiając dłoń w swoje włosy i pociągnął za ich końce.
- Po prostu- wbiłam wzrok w jego czarne supry - Nie wiem. Tak jest i już.
- Noemi! - złapał mnie za ramiona i delikatnie mną potrząsnął - Uwierz w siebie. Jesteś idealna, tylko ty tego nie wiesz.
- Przestań- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Nie jestem osobą, która jest komplementowana. I przez to nie umiem ich przyjmować. Może po prostu nie chcę ich słyszeć. A tymczasem on mnie nimi wręcz obrzuca. To niezręczne.
- Dlaczego? Dlaczego mam przestać?
- Bo nie chcę tego słyszeć- przyznałam.
Justin pociągnął mnie w stronę wielkiego lustra, które stało pod ścianą na przeciwko nas. Stanął za mną, objął mnie w pasie i przyglądał się naszemu odbiciu. Czułam się źle. Nienawidzę luster i na serio bardzo rzadko w mnie patrzyłam. Zacisnęłam usta w cienką linię i odwróciłam wzrok, by patrzeć wszędzie tylko nie na nas. Justin złapał mnie za brodę i sprawił, że znów spojrzałam w lustro. Justin pocałował mnie w szyję, na co jęknęłam. Moją twarz natychmiast oblał rumieniec. Spodobało mi się to, więc odchyliłam głowę w bok, dając mu tym większy dostęp do mojej szyi. Nie jestem pewna, ale to chyba mój punkt G.
- Wiesz co?- szepnął wprost w moje ucho - Piękno zależy od wiary w siebie i samooceny. Jeśli nie uwierzysz, że jesteś piękna i seksowna, nikt nie będzie tego widział.
Nic nie odpowiedziała, patrzyłam się tylko tępo przed sieboe.
- Powiedz to- nalegał, więc by sprawić, że odpuścił powiedziałam:
- Jestem piękna.
- Nie to, Noemi- położył jedną rękę na moim biodrze, a drugą na brzuchu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć- Powiedz, że mnie kochasz- poprosił wręcz błagalnie, sprawiając, że nogi się pode mną ugięły, a oddech zatrzymał w gardle. Tak, kocham Go. Boże, nie wierzę, że to mówię. Poczułam to przy pianinie. Mam nadzieję, że to prawdziwe. I mam nadzieję, że on traktuje mnie poważnie. Boję się, że działam przeciw naturze, bo to wszystko dzieje się zbyt szybko. Hej, znamy się na serio krótko. Czy to możliwe, że moje serce rwie się do niego? Może ma rację, może Bóg tego chce. Ciszę przerwał telefon Justina. Oderwał się ode mnie i wyciągnął swojego fioletowego iPhone'a, którego odblokował i przycisnął do swojego ucha. Chyba rozmawiał z mamą, bo obiecał, że zaraz będziemy. Kiedy skończył, odłożył telefon do kieszeni i poszliśmy do auta. Justin uśmiechnął się delikatnie i ruszył. Jechaliśmy w ciszy. Nie mieliśmy odwagi się odezwać, by nie wracać do wcześniejszego tematu i nie czuć się co najmniej dziwnie. Wiesz jakie to uczucie bać się, że coś się spieprzy, lub bać się, że to właśnie ta druga osoba? Tak? To wiesz co ja teraz przeżywam. Nie? To nie masz bladego pojęcia.
Przekręciłam głowę w stronę Justina, który swój wzrok skupiał tylko i wyłącznie na drodze i otaczających nas znakach drogowych czy światłach sygnalizacyjnych. Otworzyłam okno i odchyliłam głowę do tyłu, jakby czerpała z tego przyjemność, którą w gruncie rzeczy miałam. Wyobraźcie sobie siedzieć w saunie i na chwilę otworzyć drzwi, by zimne powietrze dotarło do twojego rozgrzanego do czerwoności ciała i dało ci chwilową ulgę, bo dotychczas ci go brakowało. Tak właśnie czuję się teraz. Powietrze w aucie jest tak gęste, że aż się duszę. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z auta nawet nie czekając na Justina i ruszyłam w stronę domu. Poczekałam pod drzwiami aż Justin do mnie dojdzie. Otworzył mi drzwi i razem weszliśmy do środka. Kiedy przekroczyliśmy próg domu, zobaczyliśmy mamę Justina siedzącą w kuchni. Ukradkiem spojrzałam na zegar, który wskazywał pierwszą w nocy. Kobieta skarciła nas wzrokiem. Justin z uśmiechem podreptał do drobnej kobiety, siedzącej na krześle i popijającej herbatę. Pocałował ją w policzek i usiadł obok niej. Ja natomiast stałam w miejscu i nic nie mówiłam. Powoli ściągnęłam buty i po cichu poszłam w stronę drzwi od kuchni, które muszę zaznaczyć, były ciągle otwarte. Stanęłam za Justinem i położyłam dłoń na jego ramieniu. Chłopak natychmiast odwrócił się do mnie i poklepał swoje kolana, bym na nich usiadła. Pokręciłam przecząco głową, dając mu tym znak, że nie ma mowy. Czułabym się skrępowana, robiąc to przy jego mamie. Zmarszczyłam nos, niczym małe dziecko i złożyłam ręce na swoich piersiach. Pattie zaśmiała się delikatnie, a Justin zeskoczył z miejsca, bym mogła usiąść. W podziękowaniu posłałam mu uśmiech.
- Następnym razem mówcie, gdy wychodzicie, bo odchodziłam od zmysłów- powiedziała kobieta, wyrzucając ręce w górę. Justin zrobił swój mistrzowski uśmiech numer dwa i pocałował ją w policzek, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Jesteśmy duzi- zaśmiał się.
Pattie pokręciła głową i wskazując drzwi, powiedziała
- Idźcie spać.
Zgodnie pokiwaliśmy głową na tak i wstaliśmy, idąc w stronę wyjścia z kuchni.
- Osobno- podkreśliła uśmiechając się promiennie.
Chłopak pomachał jej i pociągnął mnie w stronę schodów. Skręciłam w stronę mojego domu, a Justin złapał mnie za dłoń, przyciągając do siebie i całując w usta. Zmieszana, odwróciłam się napięcie i nacisnęłam klamkę. Weszłam szybko do pomieszczenia, szepcząc wcześniej coś na wzór "Dobranoc, Justin" Oparłam się o drzwi i wplotłam dłoń we własne włosy. Zagryzłam wargę, zamykając wcześniej oczy. Zdecydowanie zakochałam się w tym chłopaku i nie obchodzi mnie, że to dzieje się szybko. Tak po prostu miało być.
Podeszłam do szafy, w której ułożone w kostkę leżały moje ubrania. Wyciągnęłam czystą bieliznę i coś co mogło mi robić za piżamę. Weszłam do łazienki i wcześniej się rozbierając, weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moi zupełnie nagim ciele. Namydliłam skórę arbuzowym żelem pod prysznic, a następnie go spłukałam. Wyszłam z kabiny, owijając się białym ręcznikiem. nie myłam dziś włosów, po prostu mi się nie chciało. Chcę iść szybko spać, by móc rano wstać i iść do kościoła. Na szczęście jutro jest niedziele, więc jak to mam w zwyczaju- idę się modlić. Przebrałam się i weszłam do łóżka. Wtuliłam policzek w poduszkę, zaciągając się zapachem czystej pościeli. Nie zdajecie sobie sprawy jak dobrze wącha się coś, co nie jest przesiąknięte zapachem alkoholu i papierosów. Po chwili zasnęłam. Rano obudziła mnie mama Justina, potrząsając moim ramieniem.
Kobieta patrzyła na mnie z pytającym wzrokiem.
- Zaspałam do kościoła, nie wyrobię się.
Spanikowałam i rzuciłam się na szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Pattie stała uśmiechnięta, przyglądając się moim poczynaniom.
- Przygotuj się i bądź gotowa za dziesięć minut- powiedziała wesoła- Jesteś idealna dla mojego syna- dodała, wychodząc z mojego pokoju. Zabrałam ubrania i weszłam do łazienki. Ubrała się i uczesałam. Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół. Justin i Pattie siedzieli elegancko ubrani, zawzięcie o czymś dyskutując.

***

W kościele prosiłam Boga o potrzebne łaski. O zdrowie, siłę. Dziękowałam też Bogu za to, ze postawił na mojej drodze Justina. Oraz za jego mamę, która ma tak dobre serce.
Kiedy wracaliśmy do domu, Pattie opowiadała mi o tym, że gdy Justin był mały śpiewał w kościele. Siedząc z Justinem w moim pokoju, przypomniałam sobie o tym, że zostawiłam u mnie w domu moje leki na serce. I teraz jest pod górkę.

***

Wiem, że spierdoliłam. Wiem i bardzo przepraszam. Zawodzę nie tylko Was, ale i sama siebie. Jak zwykle dziękuje Kasi (@smileedems) ale i Wam! Za komentarze, wow. Jeśli będzie 35 komentarzy biorę się za nowy.
Pisanie na telefonie jest trudne, wiesz? Przepraszam.
@GrandMcBer