-Możemy wyjść z wody? Zimno mi-poprosiłam, pocierając swoje nagie ramiona. Stałam właśnie w środku nocy w całkowicie lodowatej wodzie (co prawda Justin sprawiał, że było mi cieplej, ale to nadal nie zmienia faktu, że nie chcę być chora), to szalone.
-Oczywiście, ale wrócimy tu kiedyś. Nie myśl,że temat twojej nauki pływania uważamy za zamknięty-posłał mi łobuzerski uśmiech, który ledwo mogłam dostrzec przez ciemność, panującą wokół nas.
Pokiwałam głową na "tak", ukazując tym samym, że zrozumiałam. Co prawda perspektywa zachorowania na zapalenie płuc nie była jakoś szalenie kusząca, ale bliskość Justina jest miła.
Wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę brzegu. Justin chwile stałam w miejscu, prawdopodobnie przyglądał się moim pośladkom i pobiegł za mną, po czym złapał mnie za dłoń. Kiedy wydostaliśmy się z wody i stanęliśmy na suchym piasku, który przykleił się nam do stóp, w moje ciało wbił się chłód powietrza. Justin chwile pokrążył w poszukiwaniu swojej koszulki, którą po momentalnie znalazł. Już chciał ją zakładać, gdy zdał sobie sprawę z tego, że przez jego głupotę moja koszulka pływa teraz gdzieś w wodzie. Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę i pomógł mi się ubrać.
Zagryzłam wargę i w końcu się odezwałam.
-Będzie ci zimno
-Nie będzie, a nawet jakby było to trudno-wzruszył ramionami, robiąc przy tym błogą minę.
Ostatecznie się poddałam. Szczerze powiedziawszy nie chce się z nim spierać, bo wiem ,że i tak postawi na swoim.
To w końcu Justin.
Splotłam jego dłoń z moją i oparłam delikatnie głowę o jego nagie ramie. To szalenie miłe uczucie.
On wciąż mimo wszystko pozostał ciepły, bardzo ciepły.
Powolnym krokiem, spacerując, wróciliśmy na kemping. Weszliśmy do naszego namiotu, pozostawiając buty na zewnątrz. Sięgnęłam do swojej torby po gruby sweter, który ogrzeje moje ciało. Zrzuciłam z siebie koszulkę Justina, którą mu podałam, uśmiechając się do niego z wdzięcznością, a za razem współczuciem. W końcu przeze mnie musiał iść zimnym lasem bez niczego, co okryłoby jego tors. Kiedy obydwoje byliśmy gotowi do spania, ułożyliśmy się na śpiworach. Mnie mimo wszystko było ciepło. Podniosłam się tylko na moment, by związać włosy w koński ogon.
Kiedy moja twarz dotknęła Justina, moje kąciku ust mimowolnie uniosły się ku górze.
Przejechałam wierzchem dłoni po jego brzuchu i poczułam motylki w brzuchu. To szalone, że nadal tak na mnie działa. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, zagryzając wargę. Zbliżyłam się do jego warg i musnęłam je swoimi. Chłopak pogłębił pocałunek, przytrzymując mnie za nadgarstki i przyciągając mnie bliżej siebie. Oderwałam się od niego, by złapać oddech. Usiadłam na nim i zachłannie wpiłam się w jego usta. Jęknęłam cicho, gdy jego ręce dotknęły mojej skóry.
Jego ręka niezauważalne znalazła się na guziku moich spodenek.
Przez moją głowę przeleciało tak wiele myśli. Poważnie nie wiedziałam jak mam je ogarnąć i czym mam odpowiedzieć na jego nie jednoznaczny ruch. Na chwilę wstrzymałam oddech i nie wiem jak długo to trwało, ale dłoń Justina zdążyła znaleźć się w moich spodniach i jeździć delikatnie po materiale moich majtek. Nie wiem jak organizm ma się zachować w takiej sytuacji, ale poczułam jak moje dłonie stają się coraz bardziej spocone, a miejsce intymne mokre.
Wyciągnęłam głęboko oddech i aż zakrztusiłam się nim, choć nie jestem pewna, czy to w ogóle możliwe.
Usta chłopaka składały mokre pocałunki wzdłuż mojej szczęki, a ja odpowiadałam mu jedynie cichutkim pojękiwaniem.
Na dworze rozległ się hałas przez, który odskoczyłam od Justina i z przerażeniem zaczęłam rozglądać się po zupełnie ciemnym materiale, który nas otaczał, z zamiarem znalezienia chociaż jednego dowodu na to , że coś mi się uroiło i tak na prawdę nic nie było słychać.
Logiczne rzecz biorąc, to mógł być któryś z chłopców, którzy zapragnęli zrobić nam dowcip, lub w ostateczności ktoś lunatykował, lecz jak to mówią "pozorny zawsze ubezpieczony".
-słyszałeś to?-zapytałam z nutką nadziei w głosie.
Po jego oddechu zrozumiałam, że jednak nic mi się nie zdawało.
-shh- pokręcił głową, uspokajając mnie ciut -wyjdę i sprawdzę.
Złapałam go za dłoń zanim jeszcze wstał i pociągnęłam go w swoją stronę.
-Daj mi sprawdzić, proszę.
Słysząc irytacje w jego glosie, pościłam jego rękę i pozwoliłam mu iść.
Wstał i założył swoje czarne buty za kostkę, po czym odsunął zamek namiotu i wyszedł.
-halo?-usłyszałam jego głos, odbijający się echem po lesie.
Nikt jednak nie raczył mu odpowiedzieć. Powtórzył się i nadsłuchiwał uważnie, dostając w odpowiedzi martwą ciszę.
Zagryzłam wargę, chcąc, by chłopak znalazł się obok mnie. Nie minęła chwila, a usłyszałam gniewny głos Justina.
-pieprzony skurwielu.
Moje usta momentalnie się otworzyły. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie miałam tej głupiej nadziei na to, że to jednak któryś z chłopaków. Prawdopodobnie się myliłam. Mogę to stwierdzić po odgłosie uderzenia.
-Błagam, nie..-powiedziałam sama do siebie, jak gdyby to mogło coś zmienić.
Szybko wstałam i zapięłam guzik, po czym wyleciałam z namiotu niczym strzała, darując sobie zakładanie butów.
To co zobaczyłam, przyprawiło mnie o dreszcze. Moje oczy wypełniły się od łez, a nogi stały się jakby z waty. Zakryłam na chwile usta. Mój mózg nie potrafił przyswoić sobie niektórych informacji. To zdecydowanie zbyt wiele.
-przestań-podbiegłam do leżących postaci, okładających się pięściami.
Człowiek, który jest moim ojcem, właśnie siedzi na moim chłopaku i strasznie go bije. Uderza go nawet mocniej, niż miał w zwyczaju mnie.
Jednak nie posłuchał mnie i wymierzył kolejny cios prosto w jego nos. Justin zawzięcie próbował się wyrwać i oddać cios, ale z racji, że jest mniejszy i nie tak silny-było to trudne i wręcz niemożliwe. Chcąc mu pomóc, rzuciłam sie na plecy mojego ojca i chciałam go zrzucić.
-pieprzona, mała suko-wysyczał w moją twarz.-mała suko-powtórzył i skupił całą uwagę na mnie.
-Nienawidzę cię za to, że mnie zostawiłaś-zszedł szybko z Justina i chwycił mnie za nadgarstki.
-Zostawiłaś swojego kochanego tatusia-uśmiechnął się sztucznie i pogłaskał mnie po policzku.
-Dlaczego to zrobiłaś, Noemi?
Jedyne co teraz czułam to strach i obrzydzenie.
Kątem oka spojrzałam na Justina, który powoli wstawał.
Zamknęłam oczy, czując palce ojca, wbijające się w mój nadgarstek. Zagryzłam wargę niemalże do krwi i syknęłam.
Jego oddech odbił się od mojego policzka i dotarł do nosa. Pachniał jak zwykle z resztą-tanim alkoholem, który niszczył go od środka.
Kiedy jedna z łez wydostała się z mojego oka i mimo, że tak cholernie walczyłam, by jej to uniemożliwić, spłynęła po moim policzku, już nie wytrzymałam i pozwoliłam łzą swobodnie wydostać się z moich kanalików łzowych.
Wtedy dłoń mojego ojca znalazła się na moim policzku, zadając mi wielki ból i zapewne czerwony ślad pięciu palców, odciśniętych na mojej skórze.
-jesteś pieprzonym idiotą-krzyknął Justin, w końcu znajdując się obok nas.
Złapał mojego ojca za kurtkę i popchnął go, sprawiając, że upadł, uderzając się w głowę. Tata był jednak silnym człowiekiem,może nie psychicznie, bo psychicznie podobnie jak ja-był wrakiem człowieka, ale fizycznie zdecydowanie tak, dzięki czemu wiele mu się nie stało. Wymamrotał coś pod nosem, prawdopodobnie przeklął, jak miał w zwyczaju, gdy coś nie szło po jego myśli.
-szukałem was i śledzenie was, dało rezultaty-zaśmiał się szorstko.
Oparł się ręką o ziemie, chcąc sobie pomóc wstać, ale Justin nadepnął swoim butem na jego dłoń. Nadepnął całym ciężarem swojego ciała, przez co usłyszałam charakterystyczny dźwięk łamanych kości.
Ogarnęło mnie przerażenie. Wiem do czego zdolny jest mój były żywiciel.
Usłyszałam stłumiony krzyk.
-Noemi, idź po kogoś-rozkazał Justin, mocniej przygniatając stopą.
Podeszłam bliżej, by jakoś mu pomóc, ale Justinowi nie spodobał się ten pomysł.
-Kurwa, powiedziałem coś do ciebie. Nie udawaj głupiej!
Otworzyłam oczy, które stały się wielkości piłek ping pongowych i zaczerpnęłam powietrze przez nos.
Cofnęłam się o kilka kroków i odwróciłam się na pięcie.
Moje zimne stopy i twarde przedmioty, leżące na ziemi, zaczęły mi doskwierać.
Moje nogi zaczęły poruszać się jeszcze szybciej, a po chwili biegły bez opamiętania. W tle słyszałam okropne dźwięki, sygnalizujące cierpienie.
Kierowałam się do pierwszego lepszego namiotu.
-pieprzyć to-zaklęłam, gdy uderzyłam twarzą w błoto. Byłam brudna dosłownie wszędzie, to tak szalenie uciążliwe.
Jęknęłam cicho, zaciskając zęby, wstałam i z powrotem podbiegłam w kierunku namiotu mamy Justina.
Ze łzami w oczach otworzyłam zamek.
Pattie właśnie przecierała oczy. Widoczne obudził ją hałas.
-pomóż nam-załkałam, a moja dolna warga zadrżała.
-co się dzieje?-zapytała kobieta, mrużąc oczy.
-Proszę, pomóż-powtórzyłam się, wiedząc, że nie można marnować czasu.
Pattie szybko wstała i nie zadając więcej pytań, ubrała buty. Reszta ludzi właśnie wychodziła z namiotów.
Pobiegłam pierwsza w stronę Justina. Już z daleka widziałam jak obydwoje toczą walkę. Niewielką przewagę miał jednak ojciec.
Wyprzedził mnie tata Justina, ponieważ był szybszy i bardziej odważny.
W pewnym momencie moje nogi odmówiły posłuszeństwa i po prostu stanęłam w miejscu, upadając potem na kolana. To zbyt wiele dla mnie.
Spróbowałam się ogarnąć, lecz na marne. Schowałam twarz w dłoniach i zawyłam niczym zraniony pies. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, więc podniosłam głowę i przepełnionymi od łez oczami, spojrzałam w stronę tej osoby. Wstanie wymagało ode mnie zbyt wiele energii, więc gdy tylko stanęłam na równe nogi, od razu upadałam, raniąc sobie tym kolana.
-Oczywiście, ale wrócimy tu kiedyś. Nie myśl,że temat twojej nauki pływania uważamy za zamknięty-posłał mi łobuzerski uśmiech, który ledwo mogłam dostrzec przez ciemność, panującą wokół nas.
Pokiwałam głową na "tak", ukazując tym samym, że zrozumiałam. Co prawda perspektywa zachorowania na zapalenie płuc nie była jakoś szalenie kusząca, ale bliskość Justina jest miła.
Wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę brzegu. Justin chwile stałam w miejscu, prawdopodobnie przyglądał się moim pośladkom i pobiegł za mną, po czym złapał mnie za dłoń. Kiedy wydostaliśmy się z wody i stanęliśmy na suchym piasku, który przykleił się nam do stóp, w moje ciało wbił się chłód powietrza. Justin chwile pokrążył w poszukiwaniu swojej koszulki, którą po momentalnie znalazł. Już chciał ją zakładać, gdy zdał sobie sprawę z tego, że przez jego głupotę moja koszulka pływa teraz gdzieś w wodzie. Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę i pomógł mi się ubrać.
Zagryzłam wargę i w końcu się odezwałam.
-Będzie ci zimno
-Nie będzie, a nawet jakby było to trudno-wzruszył ramionami, robiąc przy tym błogą minę.
Ostatecznie się poddałam. Szczerze powiedziawszy nie chce się z nim spierać, bo wiem ,że i tak postawi na swoim.
To w końcu Justin.
Splotłam jego dłoń z moją i oparłam delikatnie głowę o jego nagie ramie. To szalenie miłe uczucie.
On wciąż mimo wszystko pozostał ciepły, bardzo ciepły.
Powolnym krokiem, spacerując, wróciliśmy na kemping. Weszliśmy do naszego namiotu, pozostawiając buty na zewnątrz. Sięgnęłam do swojej torby po gruby sweter, który ogrzeje moje ciało. Zrzuciłam z siebie koszulkę Justina, którą mu podałam, uśmiechając się do niego z wdzięcznością, a za razem współczuciem. W końcu przeze mnie musiał iść zimnym lasem bez niczego, co okryłoby jego tors. Kiedy obydwoje byliśmy gotowi do spania, ułożyliśmy się na śpiworach. Mnie mimo wszystko było ciepło. Podniosłam się tylko na moment, by związać włosy w koński ogon.
Kiedy moja twarz dotknęła Justina, moje kąciku ust mimowolnie uniosły się ku górze.
Przejechałam wierzchem dłoni po jego brzuchu i poczułam motylki w brzuchu. To szalone, że nadal tak na mnie działa. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, zagryzając wargę. Zbliżyłam się do jego warg i musnęłam je swoimi. Chłopak pogłębił pocałunek, przytrzymując mnie za nadgarstki i przyciągając mnie bliżej siebie. Oderwałam się od niego, by złapać oddech. Usiadłam na nim i zachłannie wpiłam się w jego usta. Jęknęłam cicho, gdy jego ręce dotknęły mojej skóry.
Jego ręka niezauważalne znalazła się na guziku moich spodenek.
Przez moją głowę przeleciało tak wiele myśli. Poważnie nie wiedziałam jak mam je ogarnąć i czym mam odpowiedzieć na jego nie jednoznaczny ruch. Na chwilę wstrzymałam oddech i nie wiem jak długo to trwało, ale dłoń Justina zdążyła znaleźć się w moich spodniach i jeździć delikatnie po materiale moich majtek. Nie wiem jak organizm ma się zachować w takiej sytuacji, ale poczułam jak moje dłonie stają się coraz bardziej spocone, a miejsce intymne mokre.
Wyciągnęłam głęboko oddech i aż zakrztusiłam się nim, choć nie jestem pewna, czy to w ogóle możliwe.
Usta chłopaka składały mokre pocałunki wzdłuż mojej szczęki, a ja odpowiadałam mu jedynie cichutkim pojękiwaniem.
Na dworze rozległ się hałas przez, który odskoczyłam od Justina i z przerażeniem zaczęłam rozglądać się po zupełnie ciemnym materiale, który nas otaczał, z zamiarem znalezienia chociaż jednego dowodu na to , że coś mi się uroiło i tak na prawdę nic nie było słychać.
Logiczne rzecz biorąc, to mógł być któryś z chłopców, którzy zapragnęli zrobić nam dowcip, lub w ostateczności ktoś lunatykował, lecz jak to mówią "pozorny zawsze ubezpieczony".
-słyszałeś to?-zapytałam z nutką nadziei w głosie.
Po jego oddechu zrozumiałam, że jednak nic mi się nie zdawało.
-shh- pokręcił głową, uspokajając mnie ciut -wyjdę i sprawdzę.
Złapałam go za dłoń zanim jeszcze wstał i pociągnęłam go w swoją stronę.
-Daj mi sprawdzić, proszę.
Słysząc irytacje w jego glosie, pościłam jego rękę i pozwoliłam mu iść.
Wstał i założył swoje czarne buty za kostkę, po czym odsunął zamek namiotu i wyszedł.
-halo?-usłyszałam jego głos, odbijający się echem po lesie.
Nikt jednak nie raczył mu odpowiedzieć. Powtórzył się i nadsłuchiwał uważnie, dostając w odpowiedzi martwą ciszę.
Zagryzłam wargę, chcąc, by chłopak znalazł się obok mnie. Nie minęła chwila, a usłyszałam gniewny głos Justina.
-pieprzony skurwielu.
Moje usta momentalnie się otworzyły. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie miałam tej głupiej nadziei na to, że to jednak któryś z chłopaków. Prawdopodobnie się myliłam. Mogę to stwierdzić po odgłosie uderzenia.
-Błagam, nie..-powiedziałam sama do siebie, jak gdyby to mogło coś zmienić.
Szybko wstałam i zapięłam guzik, po czym wyleciałam z namiotu niczym strzała, darując sobie zakładanie butów.
To co zobaczyłam, przyprawiło mnie o dreszcze. Moje oczy wypełniły się od łez, a nogi stały się jakby z waty. Zakryłam na chwile usta. Mój mózg nie potrafił przyswoić sobie niektórych informacji. To zdecydowanie zbyt wiele.
-przestań-podbiegłam do leżących postaci, okładających się pięściami.
Człowiek, który jest moim ojcem, właśnie siedzi na moim chłopaku i strasznie go bije. Uderza go nawet mocniej, niż miał w zwyczaju mnie.
Jednak nie posłuchał mnie i wymierzył kolejny cios prosto w jego nos. Justin zawzięcie próbował się wyrwać i oddać cios, ale z racji, że jest mniejszy i nie tak silny-było to trudne i wręcz niemożliwe. Chcąc mu pomóc, rzuciłam sie na plecy mojego ojca i chciałam go zrzucić.
-pieprzona, mała suko-wysyczał w moją twarz.-mała suko-powtórzył i skupił całą uwagę na mnie.
-Nienawidzę cię za to, że mnie zostawiłaś-zszedł szybko z Justina i chwycił mnie za nadgarstki.
-Zostawiłaś swojego kochanego tatusia-uśmiechnął się sztucznie i pogłaskał mnie po policzku.
-Dlaczego to zrobiłaś, Noemi?
Jedyne co teraz czułam to strach i obrzydzenie.
Kątem oka spojrzałam na Justina, który powoli wstawał.
Zamknęłam oczy, czując palce ojca, wbijające się w mój nadgarstek. Zagryzłam wargę niemalże do krwi i syknęłam.
Jego oddech odbił się od mojego policzka i dotarł do nosa. Pachniał jak zwykle z resztą-tanim alkoholem, który niszczył go od środka.
Kiedy jedna z łez wydostała się z mojego oka i mimo, że tak cholernie walczyłam, by jej to uniemożliwić, spłynęła po moim policzku, już nie wytrzymałam i pozwoliłam łzą swobodnie wydostać się z moich kanalików łzowych.
Wtedy dłoń mojego ojca znalazła się na moim policzku, zadając mi wielki ból i zapewne czerwony ślad pięciu palców, odciśniętych na mojej skórze.
-jesteś pieprzonym idiotą-krzyknął Justin, w końcu znajdując się obok nas.
Złapał mojego ojca za kurtkę i popchnął go, sprawiając, że upadł, uderzając się w głowę. Tata był jednak silnym człowiekiem,może nie psychicznie, bo psychicznie podobnie jak ja-był wrakiem człowieka, ale fizycznie zdecydowanie tak, dzięki czemu wiele mu się nie stało. Wymamrotał coś pod nosem, prawdopodobnie przeklął, jak miał w zwyczaju, gdy coś nie szło po jego myśli.
-szukałem was i śledzenie was, dało rezultaty-zaśmiał się szorstko.
Oparł się ręką o ziemie, chcąc sobie pomóc wstać, ale Justin nadepnął swoim butem na jego dłoń. Nadepnął całym ciężarem swojego ciała, przez co usłyszałam charakterystyczny dźwięk łamanych kości.
Ogarnęło mnie przerażenie. Wiem do czego zdolny jest mój były żywiciel.
Usłyszałam stłumiony krzyk.
-Noemi, idź po kogoś-rozkazał Justin, mocniej przygniatając stopą.
Podeszłam bliżej, by jakoś mu pomóc, ale Justinowi nie spodobał się ten pomysł.
-Kurwa, powiedziałem coś do ciebie. Nie udawaj głupiej!
Otworzyłam oczy, które stały się wielkości piłek ping pongowych i zaczerpnęłam powietrze przez nos.
Cofnęłam się o kilka kroków i odwróciłam się na pięcie.
Moje zimne stopy i twarde przedmioty, leżące na ziemi, zaczęły mi doskwierać.
Moje nogi zaczęły poruszać się jeszcze szybciej, a po chwili biegły bez opamiętania. W tle słyszałam okropne dźwięki, sygnalizujące cierpienie.
Kierowałam się do pierwszego lepszego namiotu.
-pieprzyć to-zaklęłam, gdy uderzyłam twarzą w błoto. Byłam brudna dosłownie wszędzie, to tak szalenie uciążliwe.
Jęknęłam cicho, zaciskając zęby, wstałam i z powrotem podbiegłam w kierunku namiotu mamy Justina.
Ze łzami w oczach otworzyłam zamek.
Pattie właśnie przecierała oczy. Widoczne obudził ją hałas.
-pomóż nam-załkałam, a moja dolna warga zadrżała.
-co się dzieje?-zapytała kobieta, mrużąc oczy.
-Proszę, pomóż-powtórzyłam się, wiedząc, że nie można marnować czasu.
Pattie szybko wstała i nie zadając więcej pytań, ubrała buty. Reszta ludzi właśnie wychodziła z namiotów.
Pobiegłam pierwsza w stronę Justina. Już z daleka widziałam jak obydwoje toczą walkę. Niewielką przewagę miał jednak ojciec.
Wyprzedził mnie tata Justina, ponieważ był szybszy i bardziej odważny.
W pewnym momencie moje nogi odmówiły posłuszeństwa i po prostu stanęłam w miejscu, upadając potem na kolana. To zbyt wiele dla mnie.
Spróbowałam się ogarnąć, lecz na marne. Schowałam twarz w dłoniach i zawyłam niczym zraniony pies. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, więc podniosłam głowę i przepełnionymi od łez oczami, spojrzałam w stronę tej osoby. Wstanie wymagało ode mnie zbyt wiele energii, więc gdy tylko stanęłam na równe nogi, od razu upadałam, raniąc sobie tym kolana.
Moje stopy wydawały się jak z kamienia i powoli traciłam w nich czucie. "Cholera" pomyślałam i podparłam się na dłoniach, po czym wstałam i z wielką pomocą Pattie, małymi krokami ruszyłam we wcześniejszym kierunku. Czułam słabe, trzęsące się dłonie kobiety na swoim ramieniu. doskonale wiem, że za wszelką cene chce być dla mnie niczym ostoja.
*
Witajcie, kochani.
Zabijcie mnie! Doskonale wiem, że musieliście poczekać trochę (całe wieki) na ten rozdział, ale robię co mogę... wręcz staję na rzęsach by jakoś napisać cokolwiek dla Was. Wiem, że to co tutaj piszę nie jest idealne i nawet nie ociera się o dobre opowiadanie, ale pisząc na telefonie... na malutkim ekranie, nie potrafię się skupić. Ponadto!, mam też inne sprawy; szkołę; poświęcam trochę czasu na dla samodoskonalenia; staram się rozwijać swoją pasję i udzielam się charytatywnie.
Mam wielką nadzieje, że nie zlinczujecie mnie za to...
Obiecuję, że postaram się kolejny dodać szybciej- o ile nie zapomnieliście już o mnie, Noemi i Justinie.
ILY, @grandmcber
+zapraszam na nowy/stary zwiastun ! <<klik>>
+zapraszam na nowy/stary zwiastun ! <<klik>>