Obudziłam się dopiero w szpitalu. Justin siedział przy moim łóżku, trzymał mnie za dłoń i modlił się. Kiedy ścisnęłam jego rękę, jego głowa od razu podniosła się i nasze oczy się spotkały. Nic nie mówiąc, wybiegł z sali. dopiero na korytarzu usłyszałam jego krzyki. Po chwili zobaczyłam lekarza, Darcy i Pattie. Wciąż czułam się słabo, obraz był zamazany a w ustach miałam dosłownie wiór.
Spojrzenie Justina...przepełnione bólem, pełne nadziei i miłości, odbierało mi odwagę. Umieram, wiem to.
Lekarz zaczął mnie oglądać, wypytywał o moje samopoczucie, a prawda była taka, że czułam się fatalnie i nie mogłam nawet wymówić jednego słowa. Mój głos był bardzo słaby, ledwo słyszalny.
Skupiłam się na dźwięku urządzeń, do których byłam podłączona. Wciągnęłam powietrze ustami i postarałam się usiąść. Justin od razu wystrzelił, by mi pomóc. Posłałam mu uśmiech w ramach podziękowania.
Wszyscy siedzieli przy mnie prawie całą noc, ale ja czułam się z tym okropnie, więc poprosiłam ich, by poszli odpocząć. Jak się później dowiedziałam- byłam nieprzytomna cztery dni. Justin nawet na chwile nie odszedł od mojego łóżka, więc chciałam, by on w szczególności poszedł odpocząć. Po długim namawianiu, zgodził się. Zanim wyszedł, poprosił wszystkich, by opuścili pokój. Siedział ze mną i płakał. to były autentyczne łzy, więc płakałam razem z nim. Mówił mi, obiecywał, że będzie dobrze, musimy to przetrzymać razem i, że znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Zmusiłam sie do wydania dźwięku, wymawiając ciche "Kocham cię". Odpowiedział mi to samo i aż przyssał się do moich warg. Potem wyszedł.
Oczami Justina
Szybkim krokiem wyszedłem ze szpitala. Nie chciałem nawet oblizać ust, by czuć słodkie wargi Noemi na swoich. Wsiadłem do auta i ruszyłem jak najszybciej przed siebie. Moim celem był nasz wspólny dom, gdzie w specjalnej szafce mam wszystko, czego potrzebuję.
Nie miałem przecież zamiaru teraz spać, to co planowałem ma się dzisiaj stać. Później wyśpię się wystarczająco dużo.
Wyciągnąłem pudełeczko i opróżniłem jego zawartość. Na stole położyłem kolejno: kartkę papieru, długopis, oświadczenie, różę i w końcu pistolet.
Zapaliłem lampkę i wziąłem się do pisania listu. Na początku szło mi dość opornie, nie wiedziałem jak się w ogóle za to zabrać, jakie słowa dobrać, żeby były odpowiednie i wyrażały to co mają wyrażać.Co prawda już wcześniej zastanawiałem się co takiego napisać, ale słowa utknęły gdzieś w najgłębszych zakamarkach mojego umysłu. Z czasem szło coraz sprawniej. Każde słowo wyciskało ze mnie kolejne i na samym końcu, pisząc "Ps. Myślę, że zawsze potrzebowałem kogoś, dla kogoś będę mógł umrzeć. I pojawiłaś się Ty, dziękuję.", płakałem jak dziecko, ale to było prawdą.
Ściskałem mokrą od łez chusteczkę i starałem się opanować. Nie boję się śmierci jako takiej; nie boję się bólu. To nie taki strach... Przeraża mnie fakt, iż nigdy więcej nie pocałuję Noemi, nie będę mógł jej poczuć, nie będziemy mieli wspólnych dzieci. Boję się zostawić swoją mamę, ale wiem, że jest silna, moja żona również. To widać we wszystkim co robi. co prawda miewała dni załamania, ale wciąż żyje- jest silna.
Mam nadzieję, że Bóg i niebo istnieją, wtedy będę mógł patrzeć na nie z góry i pilnować, by były bezpieczne, obydwie.
Napisałem jeszcze krótki list do mamy, w którym tłumaczę jej wszystko i przepraszam za każdy błąd, oraz piszę, że ją kocham.
Do stosu kartek dołączam zgodę na przeszczep organów po mojej śmierci. Nie chcę tylko, by Noemi dostała moje serce, bo wiem, że mogę się przyczynić do uratowania kilku kolejnych żyć. Chcę by moja śmierć przyniosła "nowe", lepsze dla tych wszystkich ludzi życia. Na odwrocie kartki naskrobałem chwiejnymi literami "Proszę, by Noemi Bieber, moja żona dostała moje serce do przeszczepu". Wiem, że i tak prawdopodobnie by je dostała, ponieważ jest pierwsza na liście do przeszczepu i na prawdę tego potrzebuje. Przeszedłem się jeszcze raz, ostatni raz po domu, w którym mieszkałem z moją żoną i ogarnąłem, żeby Noemi nie musiała tego robić, gdy wróci. Po moich policzkach wciąż płynęły łzy. Nie próbowałem nawet ich powstrzymywać, czy wycierać. Teraz mam czas na chwilę słabości. Wróciłem do naszej sypialni. Pistolet schowałem do kieszeni spodni, list dla Noe położyłem na łóżku włącznie z różą i wyszedłem. Podjechałem pod dom mojej mamy, po czym wrzuciłem list, włożony w żółtą kopertę do skrzynki.
Spojrzałem ostatni raz na budynek w którym dorastałem, po czym z delikatnym uśmiechem ruszyłem do szpitala. Jest godzina trzecia w nocy, więc na korytarzach będzie raczej pusto, nie licząc kilku pielęgniarek pracujących na noc i lekarza dyżurnego, lub pacjentów, którzy akurat cierpią na bezsenność. Zaczerpnąłem powietrza przez otwartą szybę i włożyłem do odtwarzacza płytę, po czym ustawiłem, by dana piosenka włączyła się akurat, gdy ktoś otworzy drzwi auta.
Zamknąłem samochód i kurczowo trzymając zgodę na przeszczep. Plan jest prosty, pójdę na izbę przyjęć i dam tę kartkę lekarzowi, po czym wyciągnę pistolet i...
Gdy tylko kartka została przekazana w odpowiednie ręce, wyciągnąłem broń i przyłożyłem sobie ją do głowy. Nacisnąłem spust zanim lekarz poskładał sobie wszystko w całość i miał czas na interwencję.
Oczami Noemi
Zostałam obudzona po trzeciej w nocy, była już chyba nawet czwarta, wszędzie panował chaos, a ja nie potrafiłam zrozumieć o co chodzi. Miła pielęgniarka o jasnej cerze i czarnych włosach powiedziała mi, że znalazł się dawca. Nie było czasu na jakiekolwiek pytania, od razu trzeba było zawieść mnie na sale operacyjną. Nie mogłam nawet napisać do Justina, żeby przyjechał. Ale to nic, zadzwonię do niego później.Usiadłam na wózku inwalidzkim i chwile później podłączali mnie pod różne kable. Musiałam podpisać tylko szybko jakieś niezbędne dokumenty i mogli zaczynać. Mówiono mi, że ta operacja jest trudna, że jest nawet szansa, że umrę na stole operacyjnym, ale myślałam pozytywnie. I tak jestem na tyle chora, że mogę umrzeć kiedykolwiek. Każda minuta w ostatnim czasie była na wagę złota, więc nie zaprzątałam sobie głowy myślą o śmierci. To wyścig o życie.Mój mięsień sercowy był na tyle zniszczony, że osłabiał moją wydolność fizyczną, a żadne tradycyjne leczenie nie przynosiło skutków. Można by było powiedzieć, że stałam się odporna na leki. Miałam na prawdę niską wydolność serca. Do żyły podano mi jakiś lek i nałożono maskę na usta. Lekarz kazał mi liczyć w myślach. Nie zdążyłam nawet doliczyć do dwudziestu, bo obraz mi się rozmazał i zasnęłam.
Obudziłam się dopiero dwa dni po operacji, czyli w poniedziałek. Siedziała przy mnie Pattie. Była zapłakana i cała blada. Lekarz, który natychmiastowo przyszedł, opowiedział mi o przeszczepie, o tym, że będą mi teraz podawali leki immunosupresyjne, żeby transplantacja się przyjęła. Powiedział jeszcze kilka rzeczy tym typowym dla lekarzy bełkotem, którego nawet nie zrozumiałam. Zastanawiałam się tylko dlaczego Justina nie ma obok.
Gdy doktor wyszedł, wcześniej wypominając, że wpadnie później, zaczęłam rozmowę z mamą.
-Gdzie jest Justin?-zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Rana na klatce piersiowej dawała o sobie znać. Miałam wrażenie, że każdy wykonany przeze mnie ruch, pogarsza sytuację i wręcz rozrywa zszyte ze sobą kawałki skóry. Nie marudziłam jednak na głos, to w środku szlochałam z bólu.
-Myślę, że powinnaś to przeczytać-podała mi starannie zgięty kawałek papieru. Wzięłam go od niej i przez chwilę przyglądałam się samej fakturze kartki. Nie wiem dlaczego, ale mój umysł przewidywał najgorszego. Serce jednak pozostawało spokojne, na tyle, ile mogło.
Wzięłam głęboki wdech i wcześniej posyłając Pattie jedno, pytające spojrzenie, zaczęłam czytać pierwsze słowa. Później okazało się, że jest to list. I nie był to byle jaki list, bo pożegnalny i od osoby, która nie miała prawa się ze mną w tym momencie żegnać.
Najdroższa Noemi,
Teraz, gdy czytasz ten list, zapewne będę już
po drugiej stronie. Uśmiechnięty i szczęśliwy, ponieważ jesteś
bezpieczna i możesz żyć spokojnie.
Gdy byliśmy na wakacjach,
głęboko myślałem nad Twoimi słowami "boję się, że pewnego dnia moje
serce przestanie bić", bałem się tego samego. Te słowa nie opuszczały
mnie nawet na sekundę! Jak mogłem pozwolić, byś i Ty tak myślała? Nie
musiałem długo się nad tym zastanawiać, decyzja była prosta. Myślałem
tylko o Tobie...
Widok Ciebie szczęśliwej w białej sukni, Twoje
"chcę", a potem każdy poranek (choć nie było ich wiele), gdy budziłem
się obok Ciebie i mogłem powiedzieć "Dzień dobry żono", i gdy Ty
nazywałaś mnie swoim mężem i obiecywałaś mi, że urodzisz mi gromadkę
dzieci, utwierdzały mnie w mojej decyzji. Wyglądałaś tak pięknie tego
dnia w bieli z twarzą zakrytą welonem. Chciałem widzieć Cię taką każdego
dnia.
Skarbie, to jedyny sposób, by Cię ocalić. Nie mogłem
zrobić nic innego, więc nie miej mi za złe i nie obwiniaj siebie. Teraz
siedzę z kawałkiem papieru i staram się przelać na kartkę słowa, które
plączą mi się w głowie. Niczego nie żałuję, więc Ty też nie żałuj. Moje
serce zawsze należało do Ciebie; od pierwszego dnia, gdy spotkaliśmy się
wtedy w teatrze. Pamiętasz? Wtedy śpiewałaś dla pustej widowni i
wyglądałaś najpiękniej na świecie. Nie znaliśmy się zbyt długo, ale
wierzę, że dostaliśmy tę miłość w darze od Boga. To prawdziwa miłość.
Kochanie,
to coś więcej niż miłość, to poświęcenie dla ukochanej osoby. Czasem
jest tak, że czujesz, że musisz coś zrobić, bo nasze uczucia są
prawdziwe. Żyj dalej, jakby nigdy nic się nie stało. Powiedz mojej
mamie, że ją kocham. Ona kocha również ciebie! Zupełnie jak córkę, o
której zawsze marzyła. Oh, ona Ci pomoże! Zrozumie wszystko.
Połóż
czasem dłoń na piersi i poczuj jak Twoje serce bije. Wtedy pomyśl o
mnie i o tym, że jestem w nim, gdy będziesz tego potrzebowała. Zawsze
będę przy tobie, zawsze...
Będę też patrzył na Ciebie z nieba, jako Twój Anioł Stróż. Chcę widzieć Twój uśmiech.
Kocham Cię, Noemi. Na zawsze Twój,
Justin.
Ps. Myślę, że zawsze potrzebowałem kogoś, dla kogoś będę mógł umrzeć. I pojawiłaś się Ty, dziękuję.
Czytałam to ze łzami w oczach. Popłakałam się jednak dopiero wtedy, gdy odnalazłam w spojrzeniu mamy prawdziwy ból, tęsknotę i żal...może też nienawiść, którą mnie w tym momencie darzy.
Przeczytałam po raz kolejny słowa, które widniały na kartce, starając się znaleźć w ich sensie drugie dno, które nie będzie oznaczało tragedii. Poczułam pustkę i nieuchronną ochotę śmierci. Wiedziałam jednak, że samobójstwo w tym wypadku byłoby niedorzeczne i całkowicie bezczelne. Nie mogę nawet o tym myśleć, ponieważ bohaterska śmierć Justina nie może być bezsensowna.
Uniosłam wzrok znad listu i przeniosłam go na drobną kobietę, siedzącą na drewnianym krześle. Jej lico wydawało się białe niczym kreda. -Przepraszam- wyszeptałam, czując nadpływającą kolejną porcję łez. -Nie miałam pojęcia...
-Nie, to nie twoja wina- jej zrozpaczoną twarz na chwile ozdobił blady uśmiech. -Do mnie również napisał-powiedziała, wyciągając pogniecioną kartkę z rozmazanymi literami. Pattie musiała siedzieć z nią w dłoni, płacząc. Nic dziwnego. Jej jedyny syn właśnie popełnił samobójstwo.
-Pisał, że nie mógł znieść twojego widoku, gdy cierpisz i, że po nocach śniło mu się, że umierasz...a on nic nie mógł na to poradzić. Myślał nad tym długo; wymyślił plan idealny. Wiedział co zrobić, by serce było zdatne do przeszczepu. Wiedział jak, kiedy i gdzie to zrobić. Noemi...-jej głos się na chwile urwał.
-On bardzo tego pragnął. Kocha cię- znów zalała się łzami a mnie zakuło serce.
Po raz kolejny przyjrzałam się listowi. Użył tu kilku zdań, które mówił w naszej przysiędze ślubnej. To te same słowa, które sprawiły, że zakochałam się w nim od nowa. Poczułam się winna temu wszystkiemu.
-To moja wina. Gdyby mnie nie poznał, nadal by żył. To niesprawiedliwe- wyłam tak głośno i intensywnie, że maszyny, do których byłam podłączona, odezwały się, stawiając na nogi pielęgniarki i lekarzy. Wszyscy natychmiastowo znaleźli się w mojej sali i ochoczo zaczęli mnie badać i wypytywać.
-Nie możesz tak mówić- Pattie ścisnęła moją trzęsącą się dłoń i związała poplątane włosy w kucyk.
Pociągnęła niezdarnie nosem i odpowiedziała na kilka pytań lekarzy. Zostali z nami w sali jeszcze chwile, po czym widząc, że sytuacja jest opanowana- wyszli, przyglądając się nam podejrzliwie.
Rozmowa była na prawdę uczuciowa. Płakałyśmy razem, zdarzyło się nam nawet zaśmiać kilka razy, wspominając jakieś starsze sytuacje. Mama obiecała się mną zaopiekować. Przyrzekłam jej to samo, więc wiemy, że możemy na siebie liczyć. Kobieta ze wszystkich sił starała się być opanowana, poważna i odpowiedzialna, ale nikt tak na prawdę od niej tego nie wymaga. Jej syn popełnił samobójstwo, wiadome, że nie będzie skakała z radości.
Wypuścili mnie do domu na pogrzeb Justina, co nie znaczy, że nie byłam pod ścisłą opieką. Tego samego dnia musiałam wrócić na odział. Byłam w złym stanie. Czułam się jakbym stała na krawędzi klifu i miała zaraz skoczyć, ale czyjeś silne ramiona na to nie pozwalały. Niewidzialna moc ciągnie mnie w drugą stronę. Dobrze wiem, że to Justin, który każe mi żyć. Żyć nie tylko za samą siebie jakby jutra nie było, ale także za niego, ponieważ jestem tego warta. Gdybym nie była, Justin nie oddałby mi swojego serca. Nie pogodziłam się z jego śmiercią, staram się jednak samej siebie nie obwiniać. Justin w liście mnie o to prosił, uznałam to za jego ostatnią wolę. Mam zamiar wypełnić każdą jego ostatnią wolę, którą spisał wyłącznie dla mnie w liście. Ten list zostanie ze mną na zawsze i będzie mi przypominał o pięknym czynie Justina.
W szpitalu zajął się mną psycholog. Pattie również miała swoje sesje, ponieważ wyglądała jak duch. Starałam się ją jakoś pocieszać, ale zdawałam sobie sprawę z tego, iż trudno będzie ją podnieść z riun. To dobra, silna kobieta. Postanowiłam wziąć z niej przykład.
*
To ostatni rozdział na tym blogu. Pozostał nam tylko epilog, który pojawi się tu wkrótce. Zacznę go pisać już dziś, więc niewykluczone, że dodam go jutro :)
Dziękuję równie
witness za piękne to na bloga. Możecie oczywiście się do niej zgłaszać, jeśli potrzebujecie podobnego.
@twerkonjosh